Noworoczne (nie)postanowienie i pierwsze w tym roku szczytowanie


Jak już napisałem w poprzednim poście podsumowującym zeszłoroczne osobiste wyzwanie, zastanawiałem się nad tym jakie sobie postawić wyzwanie na Nowy Rok.
Tak jak w spełnieniu zeszłorocznego mi pomogła grupa górozbieraczy to i w tym roku sami autorzy przyszli jak zwykle z kilkoma wyzwaniami. Niektóre są nad moje, przede wszystkim czasowe, możliwości ale jedno z nich mnie nadzwyczajnej na świecie zachwyciło.
Ponieważ strona jeszcze nie oferuje języka polskiego (apka owszem 😉) więc postaram się wam to w skrócie 🤣 przedstawić. Ja i w skrócie?🤣 To już bardziej realniejsze do spełnienia wydają się te wszystkie wyzwania niż to😀. No ale spróbuję.

Górski alfabet
Wyzwanie trwa od 1.1.2022 do 31.12.2022.
Na początek zadają pytanie: Czy potrafisz zebrać szczyty na każdą z liter alfabetu w ciągu roku?
Celem tego wyzwania jest odwiedzenie szczytu, którego nazwa zaczyna na każdą literę alfabetu. Alfabet zawiera 26 liter bez znaków diakrytycznych ale liczą się też szczyty zaczynające na litery: Č, Š, Ř, Ł, Ž, Ö, Ż, Ú, Ś. W tym wyzwaniu można zebrać łącznie 30 liter, a aby zrealizować wyzwanie, trzeba nazbierać co najmniej 25 liter.
Aby spełnić wyzwanie, musisz być zarejestrowanym użytkownikiem Horobraní z pełną wersją na rok 2022. Do wyzwania już nigdzie indziej nie musisz się rejestrować. Wszystko automatycznie zsynchronizuje się z twoim kontem Horobraní. Twoim zadaniem jest odwiedzenie co najmniej 25 wierzchołków/szczytów zapisanych w aplikacji w ciągu roku, z których każdy zaczyna się od innej litery alfabetu. Na tej stronie zobaczysz swoje postępy i ilu użytkowników już sprostało temu wyzwaniu. Na stronie również jest tabelka z liczbą szczytów zaczynających się na daną literę w 5 krajach, w których można zwiedzać góry z apką jak również tabelkę z nazwami szczytów, których jest mniej niż 10. W Czechach to są szczyty na litery E oraz I. W Polsce tylko na literę E i jest ich tak samo jak w Czechach tylko 4! Dość zaskakującym odkryciem dla mnie jest, że w Polsce nie ma żadnego szczytu na literę Z ale np na literę V jest aż 10 szczytów. Jeśli macie dostęp do gór w Słowacji, Austrii czy Liechtenstein to też jest tam kilka niespodzianek, ale parę literek da się nazbierać.

No i powiedzcie sami
- Niezły pomysł!
Od razu kiedy się to pojawiło zacząłem z ciekawości przeglądać mapę w poszukiwaniu szczytu na literę A w okolicy.
- W mordę jeża!... nic przeciwko jeżom ani innym zwierzakom ale świetny pomysł już na początku okazał się nieźle trudnym wyzwaniem, bo najbliższy szczyt znalazłem ponad 50 kilometrów stąd😲.
Mówi się, że dla chcącego nic trudnego, prawda?
Taaa, gdyby to było takie proste!
Niby nie? Jak zawsze problemem u mnie jest spędzony czas w pracy i na dobre czasy się nie zapowiada. Z zeszłego roku mam jeszcze 13 dni niewykorzystanego urlopu!
Nie próbujcie rzucać paragrafami z kodeksu pracy, bo w transporcie to działa ciut inaczej i wcale nie muszę wykorzystać do końca kalendarzowego roku albo max do końca 1 kwartału. Co więcej nawet gdybym chciał to pracodawca mi go do połowy roku nawet nie musi dać. Nie da się nic robić trza poczekać aż będzie dostatek kierowców.
Jasne, że możecie powiedzieć:
- Zmień pracę na taką, gdzie odpracujesz 8h dziennie i masz spokój.
Coś takiego może powiedzieć tylko ktoś kto nie czytał postu o Marzeniu z dzieciństwa😉.
- To po co się skarżysz? - powiecie może...
- Jaa?😲 Ależ skąd!😀
Jest jak jest ale postanowiłem, że zrobię wszystko co w mojej mocy abym poświęcił maksimum czasu na spełnienie wyzwań. Ha! Doszedłem w końcu do tematu posta😀.
Wiecie dlaczego napisałem Noworoczne (nie)postanowienie? A dlatego, że moim jedynym noworocznym postanowieniem od lat jest: Nic nie będę postanawiał!😁
Wiadomo są wyjątki od reguły jak powyżej, ale ogólnie tak jak w zeszłym roku Nic na siłę.
Jak się uda to się uda. Wiecie dlaczego nic nigdy nie postanawiam? A dlatego, że od zawsze mam problem z dotrzymaniem obietnicy. Ale żeby nie było: Tylko sobie!
Jak komuś coś obiecam to po trupach pójdę abym dotrzymał słowa😀. Na to by mi mój honor nie pozwolił😉. Ale w stosunku do siebie jestem mało konsekwentny. To dlatego ciągle nawołuję do współdziałania, abym miał ten pociąg albo raczej ciągnik😀. Chodzi o to, że kiedy się z kimś umówię na wyjście to nie ma, że boli. Ale jak mam iść sam, to istnieje ryzyko, że napadnie mnie jakaś słabość lub inny leń😊. Wracając do mojego zeszłorocznego sukcesu muszę jednak stwierdzić, że nie jest ze mną aż tak źle😀.

Wśród innych pomysłów na wyzwanie, które też jest ściśle związane z Górobraniem, wpadło mi do głowy żebym spróbował zdobyć 1000 szczytów. W zależności jak mi się będzie powodzić być może zadowolę się całkowitą sumą w apce, czyli razem z tymi zeszłorocznymi. Podobnie też ze zdobyciem np 100 000 punktów (pamiętacie: ilość punktów zależy od wysokości danego szczytu, z wyjątkiem takiego, na którym jeszcze nikt w tym roku nie był, bo wtedy dolicza jeszcze +100 punktów). Akurat dziś czytałem w grupie na FB jak się ktoś chwalił (w pozytywnym tego słowa znaczeniu), że odkąd używa aplikację zdobył 500 000 punktów! Brawo dla tej osoby aczkolwiek muszę was być może rozczarować ponieważ są takie osoby, które za rok nazbierają nawet milion!
Ja nie jestem pazerny i będę zadowolony ze 100 tysięcy😀.

Macie jakieś pomysły na wyzwanie dla mnie?
Tylko spokojnie! Na miarę moich możliwości zarówno fizycznych jak i czasowych😉😀.
Koleżanka (ta sama, z którą byliśmy razem na Łysej górze), kiedy jej powiedziałem o górskim alfabecie, podsunęła jeszcze jeden pomysł: Zdobyć szczyty na litery mojego imienia (imion) i nazwiska. Niech policzę... to jest 18 dodatkowych szczytów!
Czemu dodatkowych? No przecie wiecie: Żadna łatwizna!😀 No i wygląda na to, że łatwo nie będzie bo na początek kolejny szczyt na literę A.
...ale zaraz zaraz! Przecież ja Toni jestem. Po co się męczyć z szukaniem?😀
To by nie było wyzwanie! Prawda?
Znaleziony na początku szczyt oddalony 50 km "postanowiłem" zrobić tym stylem, że pojadę autobusem i pociągiem 90 kilometrów, a potem pójdę 2 dni w kierunku domu. Ładny plan co nie?
Fajnie by było gdyby było z kim 😊.
Szczytów zaczynających na literę A w Czechach jest 50, w Polsce tylko 20. Ludzie z grupy górozbieraczy przyszli z podpowiedzią, że jest jeszcze jedna góreczka na A i nawet nie tak daleko. Fajni ludzie powiem wam! Taka niby rywalizacja ale jak przystało na górokochaczy pomagają sobie wzajemnie. Nie tak jak niektórzy, którzy kochają góry ale ludzi nienawidzą😉.
Domyślacie się pewnie, że swoje plany snuję w obrębie czeskich granic. Nie licząc tych przygranicznych szczytów obawiam się, że ograniczenia dla nieszczepionkowców mogą mnie trochę powstrzymać aczkolwiek odwiedzin polskich szczytów nie wykluczam.

Pisałem, że w tym roku jeszcze nigdzie nie byłem. Niby nie, ale szczyt już jeden zapisałem 2 stycznia. Ten sam, który odwiedziłem bonusowo 4x podczas pracy, czyli 14 minutowego postoju: Šance na Herczawie. No ale w końcu tę prawdziwą przygodę z górami czas zacząć. W niedzielę po pracy wyruszyłem o godzinie 14. Nie inaczej jak moją wymyśloną pętlą: Nýdek➔Dílek➔▲Mionší➔Plenisko➔▲Čerchla➔▲V.Sošov➔Schronisko➔
Janula➔Střelma➔Nýdek; 14,1km trasa i 3 zdobyte szczyty.
Jak to często w moim przypadku bywa wyszedłem o godzinie, o której większość ludzi powoli wraca. Spotkani znajomi słysząc dodatkowo o wyborze trasy, gdzie mało kto chodzi życzyli mi powodzenia. Parę dni temu bowiem napadało "trochę" śniegu. Jak zwykle planowane odpoczynki na łyk herbatki. Pierwszy przy kamieniu z napisem TK, który w zasadzie można nazwać Toniego Kamieniem, chociaż do niedawna bardziej by pasowało tłumaczenie Tajemnicze Kamienie ale zakładając, że czytaliście post odkrywający ich tajemnicę wiecie już co ten skrót oznacza😉.


Jak wiecie szedłem już tędy kilkakrotnie i nawet w śniegu. Tym razem zgodnie z przypuszczeniem też go było sporo i gdyby nie jakiś wędrowiec kilka (może naście) godzin wcześniej w rakietach to miałbym jeszcze trudniej niż miałem. Chyba się nie mylę, że to takie duże na buty zdecydowanie inaczej wyglądające niż raczki to rakiety?🤔 (po czesku to sněžnice).


Dzięki nim miałem wydeptaną nawet fajną ścieżkę ale i tak lekko nie było.
Zbliżając się powoli do Mionszego cały czas się zastanawiałem, czy w związku z tym, że idę po raz pierwszy w tym roku i będą to moje pierwsze zapisane szczyty, czy wejść na ten szczyt. Domyślałem się, że poza Górozbieraczami nikt inny tam nie ma powodu chodzić i będzie sporo śniegu. Przeglądając ostatnio mapę Górobrania wiedziałem, że pierwszy w tym roku nie będę. Właściwie to wszystkie szczyty w okolicy już ktoś pozbierał z bonusem +100. Nie szkodzi.
Stanąłem przed nim i kontrolnie sprawdziłem jak daleko jest. Tym razem apka pokazała 413 metrów.


Dziwne, bo ostatnim razem trochę więcej. Patrząc na niewydeptaną drogę i na zegarek, który informował, że zbliża się 15:30 wahałem.


Pewnie nikogo nie zaskoczy, że jednak się zdecydowałem. Świadom, że najprawdopodobniej do celu dojdę już po ciemku ale również ze świadomością, że poruszam się w znanym mi bardzo dobrze terenie. Śniegu miejscami prawie po kolana ale ponieważ wchodziłem z innego kierunku niż większość od strony Pleniska więc po chwili szedłem znów w wydeptanej rakietami ścieżce.
Tym razem dokładnie wiedząc gdzie szukać szczytu znalazłem go nawet pod śniegiem.


Po zapisaniu powrót na trasę, gdzie czekał na mnie ciężki odcinek przez łąkę na Plenisku. Miejsce odwiedzane ponieważ dobrze nadaje się na zjeżdżanie, co też było widać i pomagało trochę w przebrnięciu przez głęboki śnieg. W lesie było jeszcze lepiej, bo "zorali" to tu porządnie snowboardami. Kawałek dalej kolejna planowana przerwa przy leśnym stworze, którego czym częściej mijam już wcale mi go nie przypomina ale określam go jako kolegę i częstuję go swoją herbatką😁.


Stąd już coraz bliżej do kolejnego szczytu, na który nikt w tym śniegu ostatnio nie szedł.


Ale nie był bym to ja gdybym się nie poświęcił😁.


Do celu jeszcze trochę i coraz bardziej się ściemniało. Stwierdziłem jednak, że nie będę się zatrzymywał aby wyciągnąć czołówkę, bo po pierwsze w śniegu dobrze widać gdzie się idzie. Po drugie śniegu tyle, że przypadkowe wyjście z wydeptanej ścieżki automatycznie zostanie potwierdzone zapadnięciem głębiej niż po kolana. Szkoda, że już nie było warunków i sił! na zdjęcia zawiei, które miejscami były imponujące. Czym wyżej tym więcej śniegu, mroźniej, nawet coś padało no i było coraz ciemniej, ale szczyt Wielkiego Soszowa znajdę nawet po ciemku😁.


Jak na razie mam 3171 punktów😉😁.
Stary rok zakończony na Soszowie no i tak jakoś wyszło, że Nowy rozpoczęty też tu😊.
Odpocząłem niespełna 2 godzinki, przede wszystkim ugasiłem pragnienie i zdegustowałem nową cebulową zupę😍. Tutaj szedłem 3h15min! ale wiedząc, że w dół to tylko godzina więc mogłem sobie pozwolić na siedzenie. W drodze powrotnej już oczywiście użyte światło.


W zeszłym roku Soszów odwiedzony 16x. W tym roku w związku z (nie)postanowieniami być może tych odwiedzin mniej, ale bez obaw: Jeśli zechcecie abym wam pokazał "swoją pętlę" zrobię dla was wyjątek😉.

0 Komentarze