Iść na mecz czy w góry... czyli jak sobie radzę z wyzwaniem i zdobywaniem szczytów z apką


Pod koniec zeszłego tygodnia miałem do podjęcia trudną decyzję: Iść na mecz czy w góry?
Nie jestem pewien czy wspominałem ale kibicuję drużynie piłki nożnej z naszej wioski. Żadna tam ekstraliga ani nawet druga, ale w swoim miejscu zamieszkania dobrze jest się trochę poudzielać😉.
No i zdecydowałem, że w niedzielę po pracy zamiast na mecz wyruszę w góry. Na meczu byłem w zeszły weekend więc postanowiłem, że musi być jakaś równowaga. Tym bardziej, że w najbliższą sobotę jadę z nimi jako kierowca autobusu.
W decyzji pomogła mi oczywiście chęć dotrzymania sobie "obietnicy", która jak wiecie wcale obietnicą nie jest tylko, że po prostu chcę. Drugim, ostatnio często podkreślanym motywatorem jest oczywiście aplikacja Górobranie. Nadal mam zaległości i osiągnięcie tego wyzwania jeszcze wisi na włosku i pod znakiem zapytania, ale jak widzicie dzielnie robię co mogę😉😊.
Mapka w apce mi zaczyna ładnie żółknąć w okolicach Nydku (kolor zdobytego szczytu jest koloru żółtego) i tak mniej więcej zaplanowałem swoją trasę (jak zwykle zapisana w dwóch miejscach):
Kamenný, Mionší, Gruník, Mały Soszów, Wielki Soszów, Čerchla.

 

Chwaląc się swoim osiągnięciem w grupie Górozbieraczy opowiadanie zacząłem tak: "Cestou, necestou, polem ne polem"...są to słowa czeskiej piosenki, która właściwie w ogóle nie ma nic wspólnego z górami tylko mi się po prostu skojarzyły słowa😁. Przetłumaczyć można trochę parafrazując: Drogą, bezdrożem, polami, łąkami... ale nie trzymajcie się kurczowo tego przekładu ponieważ tutaj chodzi o to jaką trasą szedłem😉.

Pierwszy na trasie był Kamenný(583m), który chociaż nie jest zaznaczony w aplikacji do zdobywania punktów to postanowiłem go odnaleźć, tym bardziej, że leży tuż obok tego pierwszego punktowanego.
Jak już wspomniałem wyruszyłem po pracy, a ściślej mówiąc po obiedzie, czyli ok.14:15.
Przez rynek w kierunku, który dobrze znam czyli Střelma, asfaltową drogą, którą chodziłem wielokrotnie na Soszów. Z tą różnicą, że kawałeczek za pierwszym autobusowym przystankiem skręciłem w szeroką ale nie oznaczoną szlakiem drogę. Na mapach dobrze widoczna więc nie ma mowy o przegapieniu😉. Parę dni wcześniej, planując trasę zapytałem tu i ówdzie (czytaj: różne grupy na fb) o to czy w ogóle istnieje jakaś ścieżka na ten Mionší, ponieważ wiedziałem, że na ten szczyt normalni ludzie nie wchodzą😂. Zostałem poinformowany, że jakaś ścieżka tam jest😉.
Na skrzyżowaniu tuż przed Mionším zacząłem poszukiwania szczytu Kamenný.


Na podstawie lokalizacji w mapie wszedłem głębiej w las, który na szczęście nie posiadał zbyt wielu krzaków więc bez trudu odnalazłem punkt, który oznaczyłem jako wierzchołek.
Zwróciliście uwagę, że napisałem "oznaczyłem"? Tak! i to dosłownie. Szczyt ten chociaż widnieje w mapach.cz to z tego co się dowiedziałem, nie jest oficjalną nazwą, dlatego też nie jest punktowany.
Znacie takie czeskie powiedzenie: "kdo si hraje nezlobí"? Przetłumaczone oznacza: Kto się bawi nie jest niegrzeczny. W szczególności dotyczy to dziecięcej zabawy i pomijając fakt, że możnaby polemizować o prawdziwości tego twierdzenia mniej więcej chodzi o to, że lepiej się bawić niż się złościć😉. Nie ważne! Do rzeczy😁.
Planując tę wycieczkę domyślałem się, że nikt tego miejsca nie odwiedza i najprawdopodobniej na samym szczycie nie ma zupełnie nic. Zaopatrzyłem się w taki mazak z białą farbą i znajdując odpowiedni kamień oznaczyłem szczyt dla takich samych wariatów jak ja😀.


Znalazłem jeszcze parę kamyków i zrobiłem z nich góreczkę. Tak jak napisałem na fb: miejsce to nazywa się Kamienny ale kamieni tu niewiele. Zwróciłem się też z prośbą do Górozbieraczy co czynię i tutaj: Jeśli kiedyś wybierzecie się na tę górkę to weźcie po drodze jakiś kamień i dołóżcie do stosu tym samym upamiętniając swoją wizytę.
Podoba się wam ten pomysł? Ja wiem, że niektórzy to mogą skrytykować jako niepotrzebną ingerencję w przyrodę, podobnie jak modę na układanie kamyków na tych takich stosikach, jakieś wschodnie znaczenie to podobno ma, cy cuś🤔, ale nieistotne teraz😉.
Nie musicie się obawiać, że szczyt trudny do zdobycia, ten trudny jest obok😁. Kamenny to spokojne wzniesienie z kawałkiem równego terenu.

 

Wróciłem na "skrzyżowanie" będące właściwie polaną z kilkoma mało widocznymi ścieżkami. Wiedziałem, że mam iść gdzieś tam w kierunku tej myśliwskiej ambony.


Wierzcie mi, że ten uśmiech chwilę później dość często znikał z ust😁, kiedy mówiłem do samego siebie jaki to ja jestem wariat😁. Kiedy patrząc na mapę zauważycie te zygzaki przecinające warstwy wysokości to to nie błąd zapisu😉, czasami na prawdę tak szedłem omijając przeszkody i wybierając lżejsze podejście idąc chwilami po warstwie. Sami spójrzcie skąd przyszedłem, a to zdecydowanie nawet nie połowa drogi na szczyt.


Aaa! Zapomniałem wspomnieć, że ścieżki jednak tu nie było, była w innym miejscu gdzieś, ale sami wiecie, że nie mam w zwyczaju zawracać😀. Przekonywałem sam siebie, że kocham wyzwania i powiem wam, że opłacało się, bowiem kolejny odcinek to dość spore kamienie a tam...?


Nie widać? Chodźcie dalej😉.


Skała z pewnego rodzaju niszą, w której obawiam się, że przebywa czasami jakiś zwierzak, którego zdecydowanie nie chciał bym spotkać, więc byłem głośniejszy niż zwykle abym w razie draki poinformował ewentualnego drapieżnika, że nie ma powodu się zbliżać.


Naiwniak ze mnie co?!
Skąd myśl, że wyleguje się tu jakiś zwierzak? A stąd, że na drzewie obok którego stałem był ten taki specjalny aparat, który reaguje na ruch w okolicy. Tu już byłem prawie na szczycie więc pomagając sobie mapą w telefonie lokalizowałem najwyższy punkt. Podczas poszukiwań przeszedłem obok ślicznego drzewa, którego nie mogłem nie uwiecznić.



Na szczycie Mionší(745m) też nie ma żadnej tabliczki, ale ze zdjęć Górozbieraczy, którzy już tu kiedyś byli, wiedziałem, że jest coś, co ułatwi lokalizację. Ponadto aplikacja ciągle się rozwija i od niedawna ma opcję informowania o "zbliżającym się" szczycie.



Ze szczytu miała być ścieżka, którą według wcześniejszego planu miałem wejść ale zmieniłem zdanie. Nie było tak dziko jak podczas wejścia z drugiej strony ale i tak musiałem się trochę namęczyć aby znaleźć coś co dałoby się nazwać ścieżką. Jedno było pewne: o ile warunki pozwolą muszę iść prosto z górki😀. Zobaczcie na co się natknąłem podczas poszukiwań.


Jeśli nie jesteście gotowi na odpowiedź na pytanie: Co z nim zrobiłeś? - Lepiej nie czytajcie dalej i przesuńcie bardziej w dół😁. Możecie się na przykład zachwycić artystycznym dziełem, czyli widokiem na panoramę gór poprzez naturalne okienko.


Ja w międzyczasie zdradzę wam, że tego grzyba tam zostawiłem, bo nie miałem go gdzie bezpiecznie umieścić. Lepiej, żeby sobie zwierzaczki pojadły niż żebym zrobił z niego grzybową marmeladę😁.


Stąd już była jakaś dróżka, która doprowadziła mnie do bardziej uczęszczanych a dalej do skrzyżowania, na którym jak widzicie na mapie, znalazłem się tego dnia jeszcze raz w drodze powrotnej do domu. Tu spotkałem znajomego kierowcę autobusu, którego spotkałem przechodząc przez rynek. Widziałem, że najprawdopodobniej przygotowują się do wjazdu pod Soszów, mają tu chatkę. Kiedy mnie zobaczył wytrzeszczył oczy i zapytał:
- Gdzieś ty był?!
Upłynęły jakieś 2 godziny od startu więc gdybym szedł normalnie już bym był dawno na szczycie.
Wytłumaczyłem mu cel swojej drogi, a on wspaniałomyślnie wskazał mi najkrótsza drogę na szczyt.
Zdziwił się jeszcze bardziej niż kiedy mnie ujrzał wychodzącego z lasu😂 ponieważ grzecznie podziękowałem za wskazówki informując, że idę naokoło, ponieważ kolejnym szczytem, który doda mi punktów jest Gruník(713m). Żeby do niego dojść musiałem w zasadzie iść z powrotem w stronę Nydku a to dokładnie do skrzyżowania, przez które często przechodzę idąc na Soszów jak normalny człowiek😀 z tym, że przecinam tę drogę i idę jakby w kierunku Czantorii gdzie zgodnie z tym gdzie prowadzi droga zmierzam na Mały Soszów, który będzie kolejnym punktem. Chociaż sporo kilometrów jeszcze przede mną to najgorsze mam za sobą. Teraz idę utwardzoną drogą dochodząc do kilku zabudowań.
Chcecie mi powiedzieć, że ja jestem nienormalny?!😀 To powiedzcie mi, kto normalny mieszka w takich zakamarkach Nydku😉. Oczywiście bez urazy, to tylko taki słowny zwrot w celu poinformowania, że w zimie tu musi być masakra z dojazdem. Bardzo stromo gdzie nie zasapie się tylko człowiek ale i niejedno auto. Ale muszę przyznać, że widoki tu mają przepiękne😍.


Tak, tam w oddali moja to ulubiona góra (oczywiście na równi z Soszowem😉).


Stąd już bez większego wysiłku wkroczyłem na Mały Soszów(763m). Jak pewnie wiecie szczyt ten leży poza czerwonym szlakiem, ale często się tu chodzi, bo może nawet po granicy ciut lżej i jak też pewnie wiecie, że przedzierając się przez kilka zarośli i krzaków jest stąd bardzo ładny widok😉.


Kolejne zdjęcie robione jako panorama Opcja lub nie wprawiona ręka zakrzywia teren ale zdjęcie (wg mnie) świetne, więc się muszę pochwalić😊.


Wariat nie wariat ale serce (podobno) mam na właściwym miejscu😉. Mam nadzieję, że to nie żaden Górozbieracz zostawił tego śmiecia, a ja mając obszerny plecak wziąłem w celu przetransportowania do najbliższego kosza. 


Później po drodze zauważyłem jeszcze parę papierków, ale pochłonęłoby to zbyt wiele mojego cennego czasu. Było już po 17 godzinie a do domu jeszcze daleko. Dobry uczynek w postaci sprzątania ziemi już w tym roku zrobiłem dzięki organizowanej akcji w Nydku przez jedną młodą dziewczynę, której też bardzo na przyrodzie zależy.
Poza śmieciami moim oczom ukazała się "jaskinia"😉.
No dobra, ściemniam😁 trochę użyłem zooma😉. Wiecie gdzie to jest? Podpowiem: Na Małym Soszowie😀.


Podczas swoich wycieczek na Soszów zawsze zmierzam do swojej ulubionej Lepiarzówki, ale żeby przypadkiem nie było żal tym z chaty przy wyciągu postanowiłem tutaj na chwile odsapnąć.


Przemaszerowanych 9km więc nagroda się należy😉.


Zjadłem co prawda w domu obfity obiad ale zachciało mi się polskiego specjału, którym jest zapiekanka z pieczarkami.


Niedawno jadłem na Stożku i była naprawdę pyszna. Tym razem miałem mniej szczęścia ponieważ mój wrażliwy wegetariański żołądek oraz tak samo wrażliwy zmysł smaku wyczuł coś niebyt jadalnego na czym chyba były zrobione pieczarki. Mówi się trudno i idzie się dalej. Co? Mówi się to inaczej?😉. Tak, przeżyłem i poszedłem chociaż na chwilę odwiedzić bardziej zaufane miejsce. Jeśli przypadkiem przeczyta ktoś z tej chaty te "słowa krytyki" to chcę zapewnić, że poza tym z obsługi byłem bardzo zadowolony, ale z kuchni skorzystam następnym razem w innym miejscu😊. To nie wasza wina😉 to ja jestem wybredny.


W Lepiarzówce posiedziałem też chwilkę, bo postanowiłem, że zdobędę jeszcze dwa szczyty. Byłem co prawda na nich niedawno na rowerze i punktów nie dostanę, ale do ilości odwiedzin się liczą. Dziś na spokojnie zmierzałem do szczytu, który jak ostatnio odkryłem nie jest na rozwidleniu szlaków ale kawałek dalej po czeskiej stronie granicy.
Kurcze! Człowiek na prawdę uczy się całe życie! Niedawno stuknęła mi pięćdziesiątka i dotąd żyłem w przekonaniu, że Wielki Soszów(886m) jest polskim szczytem😲.


Podobno to nie wstyd przyznać się do błędu ale wszędzie się chwalę, że bardzo lubię "siedzieć w mapach". Okazuje się, że mało szczegółowo.
Również po czeskiej stronie i również przedzierając się przez zarośla dotarłem do kolejnego miejsca z pięknym widokiem.


Po 15 minutach dotarłem na Čerchla(833m). Ostatnio na rowerze więc z racji ograniczonego ruchu nie miałem odwagi podejść bliżej wierzchołka. Tym razem pieszo więc sądziłem, że w razie napotkania jakiegoś zgłodniałego zwierzaka, któremu nie wystarczyły porozrzucane "smakołyki", zdążę dobiec do oddalonej zaledwie kilkanaście metrów ambony😀.


Ciekawe czy wzbudziłem jakiś rozruch na "drugim końcu" antenki fotoaparatu umieszczonego na drzewie😉. Muszę się doinformować do kogo to należy i czy istnieje jakieś ryzyko pomylenia mnie z dzikim zwierzem i zamierzeniem przez muszkę flinty🙄. Nie mniej jednak bardzo sympatycznie oznaczony wierzchołek.


Przy okazji tym razem sprawdziłem czy da się zejść na skróty ale nie dostrzegłem żadnego śladu ścieżki więc zawróciłem i kawałek dalej wypatrywałem czy dołączy do mojej drogi jakaś ścieżka z wierzchołka. Nic z tego więc utwierdziłem się w tym, że wydedukowałem poprawnie. Przygód typu przecinanie wprost warstw wysokościowych chyba miałem na dziś dość😉.
Z tego samego powodu, kiedy doszedłem do skrzyżowania, na którym ostatnio pojechałem w lewo zrezygnowałem po chwili z pierwszej obranej dróżki w prawo, która jak się okazało po kilkunastu metrach była ślepa. W lewo iść nie chciałem, bo wiedziałem, że odsunie mnie to znacząco od celu i wyjdę koło Nydeckiego wodospadu. Na szczęście dróżka, która szła na wprost po chwili się rozszerzyła do rozmiarów, że przejechałoby terenowe auto. Okazało się , że doszedłem do skrzyżowania, na którym w drodze na Gruník spotkałem znajomego kierowcę. Chwilę wcześniej wyszedłem na polanie, z której widok zaparł mi dech😲.


Kiedy wchodziłem na Soszów pomyślałem sobie:
- Może uda mi się gdzieś zobaczyć zachód słońca🤔.


Udało się i co więcej zachodzące słońce towarzyszyło mi aż do końca. Na drogę powrotną wybrałem ścieżką, z której wyszedłem schodząc z Mionszego, omijając oczywiście jego wierzchołek czyli schodząc w stronę Nydku.


Padające promienie na leżące drzewa sprawiały jakby las płonął. Po chwili zupełnie skryło się za nie tak dalekimi górami. Co chwilę sprawdzałem mapę aby wybrać właściwą drogę na napotykanych rozwidleniach.


Nie wybrałem zupełnie źle, ale mogłem wybrać lepiej, ponieważ doszedłem do ogrodzenia, za którym pasły się byki. Znów chciałem uniknąć niechcianej konfrontacji więc stwierdziłem, że spróbuję obejść ogrodzenie i dom, a jak nie znajdę ścieżki to po prostu zejdę drogą niedrogą w stronę słyszanego szumu rzeki Hluchova. Według mapy wiedziałem, że znajduję się gdzieś w pobliżu pensjonatu dla seniorów. Nie jest źle! Już niedaleko do celu!
Udało się jednak z powodzeniem znaleźć ścieżkę omijającą dom gdzie wszedłem na drogę dojazdową a następnie spotykając przychodzącą z lewej strony dróżkę. Okazuje się, że co prawda tą trasą nigdy nie jechałem ani nie szedłem ale już od dawna była w planie. Znalazłem ją bowiem w BaseCamp podczas kontroli przebytej trasy. Następnym razem będę mądrzejszy😉.
Przeszedłem dziś 16km, zdobyłem 6 szczytów oraz 2220 punktów!

 

Jak wspomniałem na początku mapka mi przyjemnie żółknie i mam nadzieję, że pomoże mi w osiągnięciu swojego wyzwania. Pobawiłem się też trochę w kolejne statystyki i muszę się wam pochwalić, że w tym roku namaszerowałem już 507 kilometrów, napedałowałem 530 a razem zdobyłem 49 szczytów. Wiem dla kogoś bardziej wyczynowego niewiele ale na miarę moich możliwości zarówno wiekowych jak i czasowych to spore osiągnięcie💪🏻.

Będzie mi bardzo miło jak przewiniesz w dół i zostawisz swój komentarz lub chociaż jakąś reakcję😊.
kategoria bloga: Toni napisał

0 Komentarze