8 szczytów do kolekcji, czyli 4/2021 z serii: Ja i mój rower


Kończą mi się 2 tygodnie urlopu, który spędziłem roboczo koło domu, trochę relaksu przy okazji uroczystości przeżycia pół wieku, jakiś koncert no i do pełni szczęścia oraz zadowolenia z pomyślnie spędzonego urlopu brakowało mi tylko gór. W piątek więc ruszyłem cztery litery i wyjechałem w trasę. Upał mniejszy niż ostatnie parę dni więc powinienem dać radę. Nie ukrywam, że sporym motywatorem stała się dla mnie apka Horobraní, postanowiłem więc zdobyć kilka nowych szczytów.
Wiecie gdzie mieszkam, więc wiecie też, że wszędzie mam pod górkę. W tym celu zaplanowałem trasę tak, aby było jak najlżej. Dzięki zamiłowaniu do grzebania w mapach niedawno znalazłem ciekawą drożkę, ale po kolei😉. Jak zwykle zapis trasy garminem, klikając na fotki otworzą się trasy.


Plan był taki (jak widać spełniony😉), że przez Głuchową i Groniczek na Stożek, stamtąd przez Cieślar na Soszów, po drodze jeszcze jedna mniej znana górka no i zjazd "z górki na pazurki"😁.
Jeśli kojarzycie moje początki w jeżdżeniu to wiecie, że wzniesienie pod Kolibiska dawało mi porządnie w kość, i tym razem mnie zaskoczyło, że chociaż powolutku to dałem radę bez zatrzymywania się na złapanie tchu. Mimo wszystko męczący wjazd więc za wzniesieniem zatrzymałem się aby przy okazji sprawdzić ile wody ma Nydecki Wodospad.


Niestety zgodnie z oczekiwaniem bardzo mało, ale z tego co wiem większość mieszkańców Nýdku na brak wody nie narzeka. Stąd do znajdującej się kawałek dalej małej restauracji już blisko, ale niestety w czwartki zamknięta. Grzecznie pozdrowiłem spotkanego właściciela, który chętnie ugasił moje pragnienie nie czymś innym niż Kofola.


Bez zbędnego siedzenia po chwili ruszyłem dalej na skrzyżowanie pod Końską Głową i Stożkiem. Po drodze jak z bajki wyłaniał się zza drzew budynek chaty na Kolibiskach (Hájenka Kolibiska).


Oczywiście z przyjemnością zatrzymałem się też przy zbiorniku Klauz. Szkoda, że nie nadaje się do kąpieli.


Ten szary kwadrat na zdjęciu to nie cień, to tabliczka informacyjna na daszku turystycznym. Trochę zasłaniała, ale lepszego miejsca na postawienie telefonu nie znalazłem. No cóż, takie są uroki jeżdżenia samemu. Sami wiecie jak wyglądają moje selfie😁.

 
 
Reakcja z drugiego zdjęcia była na widok tego pierwszego😁.
Dobra, jadę dalej bo jeszcze sporo przede mną a jak wiecie długość posta jest proporcjonalna do długości trasy😉.


Na skrzyżowaniu sprawdziłem apkę stwierdzając, że do zdobycia pierwszego szczytu potrzebuje tylko 150 metrów.


Aplikacja trochę niedomaga przy słabym sygnale, ale pomagałem sobie apką mapy.cz, która jest świetnym pomocnikiem w przypadku szczytu, który nie jest typowo oznaczonym szczytem.


Jak może wiecie, ten szczyt nie ma żadnej tabliczki, ale ludzie sobie radzą jak tylko potrafią🙂.


Nawet mi kolejne selfie już wyszło lepiej😉.


Humor z całego dnia popsuła mi wiadomość z Ministerstwa Zdrowia, gdzie mnie informowali, żebym po przekroczeniu granicy nie zapomniał wypełnić jakiegoś formularza. Serio nie wiem czy płakać z tego powodu wiedząc jaki mają w tym bałagan. Gdybym był gdzieś blisko granicy to nie powiem, bo wiadomo jak to jest z sygnałem operatorów, ale ja byłem od granicy dość daleko.

 

Trasę kontynuowałem z powrotem przez skrzyżowanie pod Konihlavą do kolejnego pod Groniczkiem (pod Groníčkem), gdzie łatwo popełnić błąd w wyborze drogi gdyby się jechało zbyt prędko np w przeciwnym kierunku. Ja jechałem pod górkę więc miałem czasu dość na obserwowanie znaków na drzewach.

 

Kawałek dalej kolejne skrzyżowanie to Groníček sedlo (824m). Właśnie mi przyszło na myśl, że nigdy się nie zastanawiałem nad tą nazwą🤔. Dedukując na przykładzie: Beskydské sedlo to Przełęcz Beskidek więc w tym przypadku przetłumaczę to na Przełęcz Groniczek... mmnt, już sprawdzam w traseo, openstreetmap oraz mapaturystyczna... okazuje się, że nigdzie nie znajduję polskiej nazwy tych miejsc więc nie macie wyjścia i musicie zgodzić się z moim tłumaczeniem😀.


Tak czy inaczej pokonałem już prawie 13 kilometrów więc podczas uwieńczania miejsca uwieńczyłem również fakt, że potrzebuję dopingu, który zawsze jest pod ręką.

 

Stąd "normalny" turysta wdrapywał by się na szczyt Stożka normalnie po niebieskim szlaku, ja znając teren z wcześniejszych eskapad miałem alternatywę. To ta znaleziona dróżka podczas przeglądania map wspomniana na początku. Jechałem dalej trasą rowerową 6068 w stronę Bagieńca. Nadal pod górkę ale nie tak stromo jak bezpośrednio po szlaku. Oczywiście wspaniały widok dał mi możliwość złapania tchu.


Stąd bacznie obserwowałem mapę aby nie przeoczyć skrętu, zaczynał bowiem zjazd, który mógłby spowodować przymuszone zawracanie pod górkę. Jechałem tu już kiedyś ale nigdy nie skorzystałem z tej opcji pod Kiczory. Jest jeszcze jedna dróżka o parę metrów wcześniej ale wcale nie ułatwiła by tej trasy. Ta właściwa ma przed wjazdem szlaban, który bez problemu da się rowerem objechać.


Ponieważ wiecie, że poza chwaleniem się swoimi osiągnięciami mój blog ma również służyć pomocą więc dodatkowo wrzucam fotkę mapy z zielonym krzyżykiem w czerwonym kółeczku na ewentualność, gdybyście tej drogi nie znali i nie mielibyście tyle sił co wyczynowcy na niebieskim szlaku. Trzeba skręcić dokładnie w tym punkcie.


Jak sami widzicie dróżka przebiega delikatnie przecinając warstwy nie tak jak ta poprzednia. Nie licząc błotka oraz końcowego odcinka charakterystycznego do Kiczor zupełnie bez większego wysiłku do wjechania.
Co jest charakterystycznego na Kiczorach?
No oczywiście skała i kamienista droga, która prowadzi do niej czy również do szczytu, który został zapisany jako drugi tego dnia w znanej już wam aplikacji.


Byłem tu bardzo dawno temu po raz pierwszy i bodajże po 25 latach miałem przyjemność znów odwiedzić to miejsce. sami sprawdźcie klikając na post napisany w lipcu 2013 roku.

 

Stąd częściowo prowadząc rower czasami jadąc zmierzałem do kolejnego punktu, który muszę zaznaczyć w apce. Krkavice, 976m,  jeden z tych punktów, który przez nieuwagę łatwo przejechać. Z tego kierunku wjazd pod Stożek na prawdę rewelacja.

 

Powoli zbliżam się do celu swej wyprawy, więc pozwoliłem sobie na dłuższą przerwę. Wiecie co mają niezastąpione Polacy w swej kuchni? Zapiekanka z pieczarkami. Mam wielu czeskich znajomych, którzy delektują się jej smakiem. Parę lat temu była też do spożycia na Czantorii ale niestety z jakiegoś powodu zaprzestali serwowania. Dlatego z wielką przyjemnością zjadłem w tutejszym schronisku, które jeśli zwrócicie uwagę, będzie miało 100 lat!



Do szczytu Stożka to rzut beretem i z oczywistych powodów wybór trasy powrotnej to normalna droga po szlaku, nie tak jak chodzę pieszo😉. Pewnie również wiecie, że kolejnym punktem jest Mały Stożek, który jest jednym z tych mniej zauważalnych tym bardziej jeśli ktoś wybierze lżejszą opcję idąc/jadąc zielonym szlakiem. No co! Czemu sobie nie ulżyć? Tylko że musiałem z rozwidlenia zawrócić, bo apka pozwala na zapisanie szczytu tylko do 50 metrów od szczytu. Nie dajcie się też zmylić tym punktem z drogowskazami😀😉.


Przy okazji wielka pochwała dla osób, które umieściły na szlaku kosze na śmieci😍.
Szczyt Małego Stożka jest ciut dalej. Stąd wydawało by się, że bułka z masłem, ale po ilości przebytych kilometrów siły mnie już opuszczały, więc większość wzniesienia pod Cieślar rower wprowadziłem. Kiedy później pisałem o swoim osiągnięciu w pewnym miejscu na fb zauważyłem reakcję, która nie była zbytnio przyjazna temu, że zdobywam te szczyty za pomocą roweru, ale rowerem pod górkę wcale nie jest łatwiej niż pieszo, więc nie ma mowy o tzw: pójściu na łatwiznę w zdobywaniu punktów.
Z Cieślara już lżej ale na szczycie Soszowa okazuje się, że szczyt nie jest tam gdzie to rozwidlenie dróg, ale jakichś 30 metrów dalej na łące, skąd jest nawet ładny widok na Czechy. Nie wiem dlaczego wcześniej nie zwróciłem na to uwagi. Kolejny plus aplikaci, że zmusza do bliższego zapoznawania się z górami. Chociaż wiedziałem, że najprawdopodobniej będę tędy wracał to pofatygowałem się na to miejsce w celu zapisania kolejnych punktów do osiągnięć Górobrania i podążałem do Lepiarzówki. Wiecie o mojej sympatii do tego miejsca, w szczególności do ich kuchni. Tym razem zabrakło dla mnie ulubionego cebulowego kremu ale zaoferowano mi pierogi z szpinakiem i fetą.

 

Na prawdę pyszne😍. Jako ciekawostkę dodam, że sztućce były mi dostarczone 3 sztuki: nóż, widelec i łyżka!


Podejrzewam... wręcz jestem przekonany, że kucharz wie co podaje, skoro wie, że klient, będzie chciał zjeść danie do ostatniego "kawałka"😀. Po posiłku ruszyłem pod górę (pchając) do szczytu, który (jak już wiecie) nie jest szczytem. Kiedy znów znalazłem się w tym właściwym miejscu to sprawdziłem czy rzeczywiście nie da się oszukiwać. Oczywiście, że nie mam zamiaru to tylko tak w ramach testowania. Zgodnie z tym co się pisze: można zapisać tylko raz w danym dniu.


Zjeżdżając z Soszowa zgodnie z planem skierowałem się na wierzchołek, na którym nigdy nie byłem, Čerchla, 833m. W BaseCamp gdzie mam zapisane wszystkie przebyte trasy widzę, że w 2017 roku przejeżdżałem tuż obok, nie wiedząc o tym, że tam jest. Nie wiem więc czy można jechać dalej czy tak jak ja trzeba zawrócić. Na szczycie znajduje się ten taki domek dla myśliwych. Po czesku to posed ale nie miałem pojęcia jak po polsku. Dobrze znać wujka w goglach, podpowiedział, że to ambona😲. Kurde, człowiek całe życie się uczy czegoś nowego😉. Nie sama ambona jednak mnie odradziła od dłuższego zatrzymywania się. Na drodze był rozsypany prowiant dla zwierzaków, którym bym nie chciał ewentualnie przeszkadzać😉.


Niedaleko tego szczytu znajduje się jeszcze jeden Mionší, 745m, ale nie byłem pewien czy zauważone ścieżki mnie do niego zaprowadzą, było dość późno na eksperymenty odkrywcze a zdecydowanie kusiła mnie szeroka żwirowa droga, na której chwilami przekraczałem 50km/h😊. Kawałek dalej asfaltem dojechałem do Głuchowej koło wodospadu i stąd również szybciutko w dół. No co, jakaś nagroda za ten dzisiejszy wysiłek musi być, no nie?😉

 

 

Fajna zabawa z tą aplikacją. Pomysłodawcy mają mój szacun również dlatego, że przy każdym zdobytym szczycie apka chwaliła mnie słowami: Skvělá práce, co można przetłumaczyć jako: Dobra robota, dokładnie tego przecież potrzebuję😍. W chwili obecnej najprawdopodobniej jeszcze nie ma polskiej wersji, ale w odpowiedzi na mój email, w którym informowałem o poprzednim poście opisującym aplikację, napisali, że chętnie skorzystają z mojej pomocy w tłumaczeniu. Całkiem możliwe, że opis w Google Play już niebawem pojawi się w polskim języku, otrzymali bowiem ode mnie gotowiec😉. Nieskromnie muszę się pochwalić, że lubię się udzielać i pomagać innym. Dajcie znać, kiedy coś się zmieni w kwestii języka.

Wytrzymałeś do końca trasy/posta?😁 Będzie mi bardzo miło jak przewiniesz w dół i zostawisz swój komentarz lub chociaż jakąś reakcję🤩.

0 Komentarze