Dzień z życia kierowcy. Odcinek 4: Zmiana B


No i doczekaliście się 4 odcinka z serii Dzień z życia kierowcy. Okazuje się jednak, że tak w zasadzie to mógłby to być 5 odcinek, ponieważ przy okazji aktualizowania tagów (dodałem nowy #z życia kierowcy) zauważyłem, że już kiedyś opisałem dość szczegółowo swój dzień w pracy. Nie szkodzi🙂. Chyba wam to nie przeszkadza, skoro nie zwróciliście mi na to uwagi.😉

Zmiana B czyli popołudniówka.
Mógłbym pospać dłużej, ale szkoda dnia, tym bardziej, że w domu zawsze jest co do roboty, a czym wcześniej wstanę tym więcej będę miał czasu do wyjścia do pracy. Jak już wspomniałem "wczoraj", przygotowania i droga do pracy ciut się różni od tych poprzednich. Torba w zasadzie spakowana, bo o ile nigdzie nie jechałem swoim autem to dokumenty zostają na swoim miejscu a reszta w torbie dotyczy tylko pracy. No... drugie okulary jeszcze wyciągam czasami jak coś robię w PC, np jak piszę posta😉.
Jedynie co dodaję to kubek z kawą i oby nie zapomnieć buteleczki z odpowiednią ilością wody, bo chociaż czajnik w autobusie już znalazł miejsce, to bez wody kawa już tak nie smakuje😀.
Zdarza się, pewnie, że tak, w takim przypadku kawę wypijam później niż zwykle, ale po kolei.
Ponieważ najprawdopodobniej długotrwałe pozostawienie w stanie wyładowania jednak miało wpływ na baterię mojego pomocnika, więc do torby wkładam notebook po tym jak się naładował.

Wczoraj wieczorem zdążyłem na autobus, abym sobie podjechał o przystanek bliżej swojego domu. Dziś nie muszę mieć obaw, że nie zdążę. Idę na ten sam przystanek czyli Nydeczanka, gdzie po drodze zabierze mnie kolega, który od rana jeździ 125kę (zmiana A). Teoretycznie mogło by się stać, że nie przyjdę na czas, ale skoro wymaga się od podróżnych, aby czekali na autobus, a nie aby on czekał na nich to i ja nie mogę postępować inaczej. Poza tym, w zasadzie mnie się to nie może przytrafić, bo podobnie jak poranne wstawanie zaraz po zadzwonieniu budzika mam też zakodowany od lat zwyczaj punktualności. Oczywiście, że mogą się stać nieprzewidziane sytuacje, ale jak dotąd kolega na przystanku nie był szybciej niż ja. Nawet gdyby to i tak by poczekał, gdyby nie to "musiałby" jeździć za mnie, a komu by się chciało zostać nieplanowanie dłużej w pracy😀.
12:28 wsiadam i jedziemy razem do Nydek Gora, konečná. Czasami z niewielkim spóźnieniem, ale to pikuś w porównaniu z czasami, kiedy nie było obwodnicy koło Trzyńca, wtedy spóźnienia bywały nawet 15 minutowe. Normalnie pomiędzy połączeniami jest nawet kilkanaście minut przerwy, ale teraz mamy niestety tylko 6 minut na to aby się wymienić. Po drodze, około 10 minut jazdy nam musi wystarczyć na przekazanie najważniejszych informacji dotyczących autobusu albo pracy. Następnie kolega wykonuje wszystkie czynności, które opisałem w poprzednich odcinkach, czyli pozbiera swoje rzeczy, czyli pieniądze, karta kierowcy, wyloguje się z urządzenia i oddaje mi miejsce pracy.
Zakładam, że czytaliście poprzednie odcinki, więc oszczędzę wam szczegółów w kwestii przygotowania do odjazdu.
12:45 odjazd, ale gdybym nie był gotów z powodu np spóźnienia kolegi nie ma aż tak pośpiechu, ponieważ 5 przystanków niżej, czyli na Nydeckim rynku czekam do odjazdu jeszcze 4 minuty, tak że jeśli odjadę z pierwszego przystanku później, będę krócej stał tam. Jakby nie było w centrum wsiada najwięcej ludzi ale dla kogoś, kto już jakiś czas obsługuje urządzenie i pasażerów nie ma większego problemu zrobić to szybko.
Pierwszy dzisiejszy kurs mam do trzynieckiej huty. Ta sama trasa co na zmianie A z tym , że podobnie jak ja ludzie też mają drugą zmianę. Do celu dojeżdżam (o ile nie ma jakiegoś opóźnienia) o 13:30 i stoję aż do 14:05. Podobnie jak na pierwsza zmianę spotyka się na miejscu 5 autobusów z różnych części Jabłonkowskiego regionu. Jedyna różnica polega na tym, że odjeżdżamy wszyscy wspólnie.
W samej hucie mam 4 przystanki, na których stopniowo przybywa pasażerów. Każdy odpowiednio do miejsca pracy w ogromnym terenie.
Ludzi sporo a samochodów na drogach jeszcze więcej, więc dojeżdżając do głównej bramy musimy się jakoś prześlizgnąć na dworzec autobusowy. Nikomu nie mówcie, ale w tym celu troszkę łamiemy przepisy ale policjanci doskonale o tym wiedzą ale nie reagują ponieważ nie mamy innego wyjścia chcąc zdążyć odjechać wg rozkładu jazdy.
Jednym łamanych przepisów jest jazda lewym pasem pod prąd aby w ogóle dojechać do bramy. Normalnie kolumny aut wyprzedzać nie można, ale poza tym toleruje się nam jeszcze wyjazd tzw. pasem VIP, na który mają pozwolenie tylko niektóre pojazdy a do niego musimy się właśnie dopchać tą jazdą pod prąd. Czasami 15 minut, które mam wg rozkładu jazdy nie starcza na to by dojechać na czas.
Kolejka stojących aut na wyjazd bywa dość długa, kierowcy muszą pokazać przepustkę upoważniającą do jazdy po hucie. Autobusy posiadają ją także, ale tej w zasadzie nam nie kontrolują ponieważ jest jasne, że mieć ją musimy. Kiedy już dojadę do bramy i tak muszę się zatrzymać i wpuścić strażniczkę (pozycja portiera wykonywana tutaj najczęściej przez kobiety) aby skontrolowały przepustki pasażerów. Stąd wyjeżdżam znów pod prąd omijając tym razem samochody oczekujące w korku. Po jakichś 100m przecinam kolumnę w celu wjechania na dworzec. Większość kierowców samochodów zostawia potrzebną ku temu lukę.
Tutaj kilka ludzi czasami wysiada i kolejni wsiadają. Godzina szczytu jak wszędzie specyficzna i trzeba to jakoś przeżyć. Na dworcu koło huty, jak już pisałem w innym odcinku, spotykają się autobusy trzech firm. Nasza obsługująca okręg Jabłonkowski, miejska obsługująca samo miasto Trzyniec jak i przyległe dzielnice oraz trzecia jadąca do Cieszyńskiego regionu. Nigdy nie policzyłem ile autobusów w godzinie szczytu tu jest, ale na oko z 20. O ile kierowca ma trochę wyobraźni postawi się tak na dworcu aby nie blokował wyjazdu innemu, który ma wcześniejszy odjazd. Zdarza się jednak, że nie wszyscy myślą albo po prostu nie wiedzą (jeżdżąc krótko na danej linii) jakie panują zwyczaje.
Wyjechać z dworca też nie łatwo, ponieważ wracam na trasę gdzie już stoi kolumna aut wyjeżdżających z huty. Na skrzyżowaniu albo się pcham na bezczelnego - jestem przecież większy😀 - albo wjeżdżam wpuszczony grzecznym kierowcą jakiegoś samochodu.
Zdarza się, że aut jest mniej i jakimś cudem płynnie przejadę na, zaledwie 2 km dalej, główny autobusowy dworzec. Tutaj wjeżdżam w kolejne mrowisko autobusów, tym razem w ilości dobrych 30 sztuk. Jak się uda to o 14:30 odjeżdżam na czas w kierunku, z którego przyjechałem, czyli Nýdek Gora, konečná. Tutaj stoję od 15:05 do 15:45. Czas na kawusię🙂


Starsze zdjęcie, bo z września 2016 roku bo takiej brody już nie mam, ale jako ilustracja może być, nieprawdaż?😉
Woda w czajniku zasilanym 12V gotuje się dość długo więc zdarza się, że kawy nie zdążę wypić. Nie szkodzi, będę popijał na przystankach. Aby mi kubek nie spadł i nie narobił bałaganu, już jakiś czas temu kolega mi zrobił praktyczny uchwyt, który sobie przystosowałem do swojego kubka.


To oczywiście nie ten koszyk ale to obok😉.
W upale pasuje też na butelkę piwa bezalkoholowego, które dostarczy np. jakaś miła pasażerka.


Takowe prezenciki zrobią radość. Czasami jakiś owoc, cukierek lub batonik...
Miło być docenianym przez klientów🙂.
Stąd znów jadę do Trzyńca, ale już nie do huty ale na główny dworzec autobusowy. Autobusów już mniej, ale "godzina" szczytu jeszcze nie skończyła. Dojeżdżając o 16:20 mam 15 minut na siku lub inne potrzeby😉. Tą inną potrzebą może być np. zalanie kawy w pomieszczeniu dla kierowców, kiedy zapomnę zabrać sobie wodę z domu.
O 16:35 jadę dla odmiany do Wędryni(Vendryně). Czasami w tamtejszym domu kultury mają jakąś imprezę a ja dzięki zaparkowanym samochodom, również w zakazanych miejscach, w drodze powrotnej nie mogę skręcić na swoją trasę.


Teraz jadę w prawo, obok tego znaku "zakaz parkowania" ale jadąc z powrotem muszę zrobić zwrot do tej ulicy po lewej, czyli o jakichś 160°. Kiedy dojeżdżam ten kurs o 16:51 na końcowy przystanek wtedy dzwonię (kilka razy to zrobiłem, czy się to komuś podoba czy nie) na policję, zgłaszając tych artystów, którzy mają najczęstsza wymówkę:
- No, ale gdzie ja miałem zaparkować?
Mam tylko 9 minut do odjazdu, więc zazwyczaj policja nie zdąży przyjechać a mi albo się uda skręcić albo nie. Jak nie to po prostu omijam ten przystanek ku wielkiemu niezadowoleniu pasażerów. Tłumaczę im, że 11,7m tak sobie lekko nie skręci, kiedy ci ignoranci stoją w tym zakazie parkowania albo jeszcze bezczelniej w samym skrzyżowaniu. Ten zakaz tam jest właśnie ze względu na pozostawione miejsce dla autobusu aby mógł zrobić szerszy łuk.
Na szczęście tych imprez nie ma tam aż tak dużo i większość autobusów jedzie bez problemu.
Jak są to trudno. Zapisuję do dokumentu zlecającego turnus, robię zdjęcie, bo nic innego mi nie pozostaje. Wracam na Trzyniecki dworzec o 17:20 a po 8 minutach jadę znów do Nydku.
Tym razem Hluchová, Setinka czyli przedostatni przystanek znanej już wam części Nydku.
18:01 przyjazd do celu a już po 3 minutach jadę z powrotem na rynek w Nydku.
Tutaj bym miał stać do 19:00 ale komu by się chciało siedzieć w autobusie, kiedy do domu mam tylko kilometr. Zjeżdżam 500m na parking przy restauracji Nydeczanka i śpiesznym krokiem mknę do domu na obiad.
Nie jesteście jedyni, którzy się dziwicie:
- Po 18h obiad?!😮To przecie pora kolacji.
Cóż zrobić, taki urok mej pracy🙂. Niewiele czasu na jedzenie ale daję radę. O ile żona nie ma też popołudniowej zmiany przychodzę do domu i mogę wcinać. W przeciwnym wypadku muszę sobie odgrzać. Odpowiednio przed 19tą wracam do autobusu, wracam na rynek i jadę znów do Trzyńca na dworzec. Tu mam tym razem 44 minuty czekania na kolejny kurs. W zależności od potrzeby lub pogody siedzę w autobusie lub w pomieszczeniu dla kierowców. Tu siedzę sam albo z kierowcą innego autobusu, też w zależności od tego czy ktoś znajomy ma akurat zmianę.
O 20:10 odjazd z powrotem do Nydku przez rynek do Gora, konečná. Tu po 11 minutach czekania (20:50) jadę po tych, których przed 13tą odwiozłem do pracy, czyli w większości przypadków do Huty Trzynieckiej wioząc oczywiście kolejna zmianę. Po drodze dworzec główny następnie główna brama, kontrola przepustek a czasami nawet kontrola trzeźwości przyjeżdżających na nocną zmianę.
O 21:36 dojeżdżam do walcowni, gdzie mamy mini pętlę czyli tam też gdzie stołówka, w której siedzimy z kilkoma kierowcami.
Znów, podobnie jak wczoraj, zapisuję przejechane kilometry, uzupełniam ewentualne informacje o niestandardowej jeździe (spóźnienia, przeszkody itp), sprawdzam autobus czy ktoś czegoś nie zostawił, albo nie drzemie gdzieś w kącie😀 i idę do stołówki.
Tym razem każdy ma inny odjazd. Ja mam jeden z pierwszych już o 22:10. Zbieram pasażerów na przystankach w hucie, później chwilka do odjazdu z dworca przy bramie o 22:20 i jazda na dworzec główny skąd o 22:30 jadę, dało by się powiedzieć, ostatni dzisiejszy kurs. Wracam do Gora, konečná skąd w zasadzie mam jeszcze jeden kurs, dlatego właśnie napisałem wcześniej "dało by się powiedzieć" ponieważ teraz chociaż jadę wg rozkładu jazdy to bez ludzi. Nikt po prostu nie ma potrzeby przemieszczać się z tego odległego krańca do centrum - pora spać😀. Zaparkuję autobus na rynku i też pójdę do domu. Muszę ale pozbierać manatki, wyciągnąć kartę z tachografu, wylogować urządzenie, które mi "powie" jaki miałem utarg a w najbliższym czasie z pieniędzy z kasy (to na czym stoi kubek z kawą) oddam odpowiednią kwotę. Zrobię to na zmianie C albo jeśli akurat wyjdzie w weekend, w którym mam popołudniówkę.
Tak, mam jeszcze inne zmiany poza tymi, które opisałem w odcinkach. Ale nie bójcie się, nie będę was zamęczał szczegółami. Różni się to trochę trasami i samą organizacją turnusu. Mniej więcej już wiecie na czym polega moja praca. 
Teraz mam tydzień urlopu. Zostało mi ze starego roku więc sobie odpoczywam. Nie żebym tego potrzebował, ale tak wyszło. Jak mi się uda i będzie mi się chciało😀 to opiszę ostatni pobyt w delegacji w Opawie, gdzie byłem miesiąc.
A teraz dobranoc.
Autobus zamknięty, skontrolowany czy nie ma śpiochów, papierków, pozamykane okna więc lecę do domu. Po popołudniowej zmianie mam zawsze (prawie zawsze) wolne, więc sobie (może) pośpię.

0 Komentarze