Wiem. Okropny jestem. Nie odzywam się prawie 2 miesiące. Byłem miesiąc służbowo w innym mieście, ale to nie usprawiedliwienie. Obiecałem sobie, że opiszę gdzie byłem i co robiłem, ale abym to mógł zrobić, muszę dokończyć niedokończone odcinki z tej serii. Ostatni raz na ten temat prawie rok temu.
Jesteście gotowi na mega długi post? No to do dzieła.
Dzień z życia kierowcy. Odcinek 3. Zmiana C.
Jeśli sądzicie, że to pomyłka, ponieważ "wczoraj" była zmiana A to dziś powinna być B, ale tak nie jest. Tu dostajemy się znów do kwestii indywidualności, gdzie nie można tego systemu brać jako schemat, bowiem z kilkudziesięciu turnusów i "brygad" taką kombinację mamy tylko my. Zazwyczaj jeździ się A+B lub tylko C, gdzie A+B jeżdżą 2 lub 3 osobowe brygady, a na C jeździ jeden kierowca od poniedziałku do piątku. Tamtych nie będę opisywał, bo mnie to nie dotyczy😜 aczkolwiek nasze A i B właśnie zmienia 2 kierowców, a podczas zmiany C jeden ma wolne.
Już się pogubiliście?😀Nie szkodzi😉 Mam nadzieję, że mimo to przeczytacie do końca.
Dziś pobudka 4:00 (w lecie 10 minut później). Rutyna w łazience i kuchni. Torba spakowana, ale kawy dziś nie zabieram. Dlaczego? Tego dowiecie się ciut niżej😉.
Znów idę 1 km na rynek i znów rutyna: Kontrola wozu, radio, wypakowywanie torby, drobne, karta, logowanie, wstukanie odpowiedniego numeru turnusu (111) itp itd co było opisane w poprzednim odcinku. O 4:28 przyjeżdża autobus z Bystrzycy, macham koledze, który dziś jeździ zmianę A, czyli tę co ja wczoraj. Czasami się nie spotkamy, bo zdarza się, że jestem gotów do jazdy wcześniej to jadę, poczekam na pętli, skąd zaczynam pierwszy kurs z pasażerami (lub bez). W przypadku, że go spotkam oznacza to, że to czas najwyższy na mój odjazd, aby spokojnie zdążyć przejechać 6km skąd odjazd mam o 4:45. To jest to o czym pisałem wczoraj, że pierwszy kurs nie jest wg rozkładu jazdy, a mój odjazd zależy od tego, jaka jest pogoda, jak szybko idę ten kilometr s domu do autobusu, ile trwają te wszystkie czynności, jak szybko przejadę do Hluchová, konečná.
Chcecie tłumaczenie? No dobrze, ale to jeszcze bardziej wydłuży posta😀.Hluchová to część Nýdku, którą być może znacie z moich rowerowych postów. Tłumaczy się Głuchowa, a słowo "konečná" jest bardzo często używane jako oznaczenie ostatniego, końcowego przystanku. Hluchová, konečná czyli przystanek często zapomniany przez "cywilizację", gdzieś pod górą Soszów w pobliżu Stożka. W zimie nie dojeżdżamy aż na koniec ze względów nieutrzymywania stanu drogi tak aby nadawała się do przejazdu autobusem. Poza tym jest tam jeden podjazd, który w zimie nie jest wcale przyjemny, szczególnie kiedy przyczepność zimowo lodowa. Twierdząc, że miejsce jest zapomniane przez cywilizację wcale nie przesadzam, ponieważ nie działa tu nawet "wykręcenie" numeru 112. Po prostu na Głuchowej jest głucho.
Dlaczego powyżej wpisałem do nawiasu "bez pasażerów"? Ponieważ spora część mieszkańców okręgu Jabłonkowskiego pracuje w hucie trzynieckiej. W przypadku Nýdku Hluchová jest to uzależnione od tylko 1 (z 4) zmiany i jadą dwa lub jeden pasażer. Odjazd 18km kursu o 4:45 i stopniowo na kolejnych przystankach wsiadają następni, a że jadę dopiero drugi kurs z Nydku tego dnia, więc autobus bywa dość pełny.
Pędzę ile sił ...w silniku😀, aby moi pasażerowie zdążyli na przesiadkę na dworcu. No, dobra, nie pędzę, chociażby z tego względu, że nie pozwoli mi na to rozkład jazdy. Gdybym odjechał z przystanku wcześniej niż minuta do odjazdu przyjdzie mi zapłacić karę ponad 320 zł (w przeliczniku). Szok, co?
Wielokrotnie burzono się na nieproporcjonalne kary do tego co zarabiamy, ale przepisy trzeba przestrzegać i wierzcie mi, w tym wypadku powiedzenie "przepisy są po to by je łamać" się nie sprawdza. Muszę wam jednak zdradzić fakt, że ja jeszcze nie zapłaciłem żadnej, czasami o włos jestem od ukarania, ale albo mam szczęście w postaci chwilowo nie działającego gps, albo uda mi się napisać jakąś wymówkę, w zgodzie z pewnym czeskim powiedzeniem: "papier wszystko zniesie". Nie można oczywiście wysysać z palca bzdetów, ale nawet takie usprawiedliwienie takie jak: "Nagłe problemy z żołądkiem" pomogą w tym aby uszło płazem.
I znów zszedłem z tematu. Przy okazji mogliście zajrzeć pod tzw. pokrywkę niektórych z problemów kierowców autobusów z ostrym reżimem władców.
Wracając do tematu chciałbym tylko zauważyć, że o ile pozwalają warunki na drogach, dojeżdżam na dworzec na czas. Nieskromnie pochwalę się, że należę do tych, którzy kiedy ich zobaczą pasażerowie na przystankach stwierdzają :
- Dziś dojadę na czas.
Wynika to z tego że (podobno) zawsze byli tacy, którzy jadą szybciej lub wolniej. Przy okazji: Niewytłumaczone spóźnienie ponad 3 minuty, też jest karane.
Na głównym autobusowym dworcu mój kurs nie kończy, jadę jeszcze jeden przystanek na kolejny dworzec przy głównej bramie Trzynieckiej huty. Tu, podobnie jak wspomniane wczoraj wewnątrz huty, spotyka się kilka linii i to 3 różnych firm. Jest godzina 5:23 i ktoś by mógł nie wierzyć, ale budzik fizjologiczny domaga się pójścia w krzaki. W drodze powrotnej zahaczam o któregoś z kolegów aby zapytać o to jak się wyspał albo po prostu o to co mnie w tej chwili interesuje. Ot tak trzeba pogadać, aby czas czekania na kolejny odjazd skrócić do minimum, a do 6:05 czasu sporo, przynajmniej jeśli chodzi o mnie. Odjeżdżam w zasadzie ostatni, a moi poprzednicy proporcjonalnie do swoich rozkładów.
O 6:31 wracam do Nydku na rynek i po zaledwie 2 minutach zwożę przeważnie studentów na dworzec kolejowy w Bystrzycy. Właściwie znów bez chwili zwłoki, bo już po 4 minutach, czyli o 6:47 jadę z powrotem. Prawie zawsze czekam ok 2 minut dłużej, bo chociaż w tym wypadku nie przyjdzie mi na moje "mądre" urządzenie (do obsługi pasażerów i przystanków) wiadomość o spóźnieniu pociągu, to z własnej nieprzymuszonej woli sprawdzam portal "pociągowo-autobusowy", który poinformuje mnie czy czekać na 1 panią, która jedzie do Nydku do pracy czy nie. Za długo nie mogę, ponieważ po pierwsze nie otrzymałem polecenia w postaci wiadomości, a po drugie dojeżdżając do celu, czyli znany mi i wam Nydek Strzelma pod Soszowem, mam zaledwie 5 minut rezerwy aby odjechać z powrotem.
Znów się pogubiliście się? No trudno😀.
Dość często do zwiększenia mojego spóźnienia przyczynia się czekanie na rynku o 6:54 na połączenie z huty, zazwyczaj maksymalnie 2 minuty, ale 2 minuty w Bystrzycy + 2 minuty w Nydku już są 4, więc na Strzelmej zostaje max. minuta na zwrot. Nydek, Střelma pod Sošovem. Zauważyliście pewnie, że jadąc do Głuchowej wcześniej jechałem gdzieś w okolice Soszowa od strony Stożka, tak, to ta sama góra, tym razem od strony Czantorii.
O 7:05 zjeżdżam do rynku obsługując po drodze jeszcze 2 przystanki (niecałe 3km). Tu ewentualni pasażerowie przesiądą się na autobus, który przyjedzie z Gory. Ja mam przerwę do 8:30, więc przejeżdżam nieoficialnie o przystanek niżej u restauracji Nydeczanka, skąd mam bliżej do domu i tam właśnie mam czas na śniadanie i uwielbianą kawusię🙂. To dlatego jej nie brałem rano z sobą.
Kiedy niedawno pisałem o budowie domu wspomniałem, że robotnicy różnych firm mieli mnie już dość, a jeden dosłownie twierdził, niby żartem, że robię to specjalnie abym mógł mu "robić nadzór budowlany". Jedna z kilku możliwości, kiedy mogę na chwilkę pójść do domu, ale nie zapominajcie o wspomnianej indywidualności mojej pracy😉.
Najpóźniej 5 minut przed odjazdem wracam do autobusu i wracam autobusem na rynek, gdzie co prawda i tak nikt nie wsiądzie, ale jak mus to mus. Jadę znów do Hluchova, tym razem tylko na przedostatni przystanek czyli Setinka, ponieważ jak wspomniałem, wszystko zależy od rozkładu jazdy. Najczęściej tu nie wsiada nikt i o 8:42 ruszam do Bystrzycy, znów na dworzec kolejowy (8km w 18 minut). Do Nydeckiego rynku mam 3 przystanki, na których już stopniowo pasażerów przybywa, a potem tradycyjnych 6 kolejnych. Na ostatni przystanek przyjeżdżam już z lekkim czasowym poślizgiem, w zasadzie godzina przyjazdu przekrywa się z odjazdem kolejnego z powrotem. Obsługuję więc szybko ludzi, a o 9:00 jadę znów do Strzelmej, teraz ale też przystanek wcześniej, Střelma (bez dodatkowego słowa bliżej oznaczającego miejsce), gdzie właściwie nie musiałbym się śpieszyć, ponieważ czekam tu 40 minut.
10:52 oczywiście przez Nýdek, náměstí(rynek) do Bystřice (6,5 km/18 minut). Jeśli się dziwicie określeniu "oczywiście" to wyjaśnię, że innej możliwości nie ma. Owszem z Głuchowej np. wcześniejszy kurs z godziny 4:45 omija rynek skręcając od razu w kierunku Bystrzycy na przystanek u Nydečanky.
W Bystrzycy poczekam chwilkę na autobusy przyjeżdżające z Pasiek i Milikowa, ale nie dlatego abym zabrał ich pasażerów, po to abyśmy się nie spotkali w wąskim skręcie na skrzyżowaniu od dworca kolejowego. Ot taka koleżeńska uczynność. Pasażerów nie zabieram ponieważ jadę stąd "służbowo" do Jabłonkowa (niecałe 9km), gdzie mamy bazę, czyli przede wszystkim stację CNG jak również mechaników (o ile jest potrzeba), myjnię a później biuro dyspozytorów i poczekalnię kierowców, gdzie poza oddawaniem "zarobionych" pieniędzy, odbieraniem dokumentów "wozowych" na kolejny dzień, oraz załatwianiem czasami więcej czasami mniej, innych formalności związanych z pracą.
Jak pewnie zauważyliście jak dotąd jeździłem tylko Nydek-Bystrzyca-Trzyniec lub tylko Nydek-Bystrzyca i z powrotem, ale własnie dlatego, że jeździmy na gaz, musimy co 2 dzień dowieźć autobus do Jabłonkowa. Raz to trafia na mnie za dwa dni na kolegę, nie licząc innych, np weekendowych turnusów.
Do 12:32 sporo czasu, ale nie zawsze tak było, aż wziąłem to w swoje ręce i zorganizowałem to "sobie" na miarę, ponieważ przedtem mieliśmy tylko 58 minut na tankowanie, mycie, ewentualną naprawę usterki lub większej awarii, pieniądze, dokumenty. W lecie mało tego, że upał to dodatkowo się pociłem aby to wszystko zdążyć.
Potem nie wracam z powrotem w kierunku Nydku, bo nie istnieje niestety żadna linia autobusowa z Jabłonkowa do Nydku a kolejny służbowy przejazd o dość by to obciążył kieszeń właściciela firmy.
Jadę do Trzyńca co stopniowo pozwoli na nawiązanie na powrót wieczorem do domu. Zanim to jednak nadejdzie, bo zmiana aż do 19, muszę jeszcze kilka razy posiedzieć czekając na kolejne kursy no i oczywiście owe kursy odjeździć😉. Z Jabłonkowa do Trzyńca jadę 25 minut (15km), potem czekam do 13:35, różnymi sposobami to sobie urozmaicając (wspomniane zakupy, fryzjer, plotkowanie😀).
Teraz mam kurs z Trzyńca do Trzyńca🙂. Jak to nazwać? Pętla? Okrężna? Trasa wiedzie przez Wędrynię, Zaolzie, Karpentną (dzięki niej kurs nazywany przez nas "Karpaty"), Oldrzychowice i przyjazd do Trzyńca z drugiej strony. 20km w 45 minut, potem 10 minut do kolejnego odjazdu, gdzie zbliżę się do Nydku ale dzieli mnie góra na granicy wiosek, czyli Bystrzyca, Suchy. Stamtąd przejazd służbowy do Nydku na rynek, nie da się uniknąć tych przejazdów, aż takiego pokrycia liniami autobusowymi się nie da zrobić, a stąd zawsze bliżej niż z Jabłonkowa, 7km.
W Nydku o 15:08 zabieram kilka ludzi do Strzelmej, tych samych, których wiozłem wczoraj rano o 4:42. Tam przełączam znów na powrotny (15:15) kurs na rynek. Stąd mam kolejny przejazd służbowy do Bystrzycy, ale ponieważ nie od razu tam mam odjazd więc zamiast czekać tam w autobusie 1h20m zjeżdżam tylko o jeden przystanek, odstawiam autobus na parking i idę do domu na obiad. Czasu sporo, więc wystarcza jeszcze na wypicie kawy. W trakcie budowy jeszcze był czas tez na rozmowę z robotnikami, nie rzadko omawiając i uzgadniając szczegóły wykonania poszczególnych etapów. Jak przebiegała budowa wyczytaliście już trochę w niektórych postach, a o ile obserwujecie mój Instagram to domek już widzieliście. Może kiedyś zapracuję na opisie budowy. O ile was to interesuje oczywiście?🙂
Najpóźniej na 16:40 wracam do autobusu i jadę tam gdzie powinienem. (9 minut to sporo czasu na przejazd aby zdążyć na czas odjechać kolejny kurs, ale o ile nie spotkam jakiegoś marudera jadącego 30km/h. Na dworcu kolejowym w Bystrzycy bywa dość sporo ludzi, szczególnie jeśli trafi piątek. O 16:49 jadę bowiem w piękne, często odwiedzane przez turystów czy innych uczestników np czegoś w rodzaju obozów czy zielonych szkół. Košařiska, Milíř. Z jednej strony (między innymi) góra Kozubova, z drugiej Ostry. (8km/16min)
Po kolejnym czekaniu na przedostatni już kurs o 17:40 wracam tą samą trasą do Bystrzycy z tym, że jadę dalej do Trzyńca (15km/30min). Tu wypełniam codzienny dokument polecenia jazdy dzisiejszego turnusu. Właściwie powinienem go wypisać aż dojadę do celu, ale tam chcę opuścić autobus jak najszybciej się da. Nie dlatego, żebym się aż tak śpieszył do domu... ale po kolei😉.
Do odjazdu mam 20 minut więc zapisuję przejechane kilometry, uzupełniam ewentualne informacje o spóźnieniach lub nieobsłużonych przystankach, co zdarza się wyjątkowo i szczególnie w zimie, kiedy jazdę utrudniają lub uniemożliwiają warunki na drodze. Pakuję niepotrzebne mi już rzeczy, pozamiatam jeśli zbyt nabrudzili, pozbieram papierki i o 18:30 ruszam w ostatni dziś kurs. Obowiązuje niepisana zasada, że w szczególności podczas ostatniego kursu trzeba zachować ostrożność i nie myśleć już o fajrancie (śląskie słowo używane również w tutejszym regionie), ponieważ może się przez nieuwagę zdarzyć jakiś wypadek. Po prostu głowa na karku aż do końca. Po niecałych 12 km i 23 minutach parkuję na rynku w Nydku o ile nie zatrzyma mnie w Bystrzycy wiadomość na "mądrym" urządzeniu informująca o poleceniu czekania na spóźniony pociąg. Jeśli tylko kilka minut, da się jeszcze dogonić stracony czas, ale dość często narusza to mój plan, którym jest zdążenie na odjazd o 19:00 innego autobusu z rynku w Nydku po to abym skrócił sobie drogę do domu o 1 przystanek. 500 metrów ale pomoże.
Długa zmiana, nieprawdaż? Niespełna 15h w pracy (nie licząc oczywiście możliwości pójścia do domu) i 185 przejechanych kilometrów. Aby było jasne: Jeżdżenia było na 6h 6minut, reszta to inne obowiązki lub po prostu czekanie. Dobrze, że jutro aż na 12:30. Kolejny odcinek już wkrótce😉.
Czekam na wasze komentarze. Ciekawi mnie jak się wam czytało. Czytaliście na raz czy z przerwami?
Przy okazji: Jeśli macie pomysł jak podzielić te długie posty. Walcie śmiało😀.
0 Komentarze
Twój komentarz jest dla mnie bardzo ważny. Dziękuję.