Praca, budowa i inne hamulce


Praca, budowa i inne hamulce powodujące nieobecność w blogu, albo inaczej:
Co nowego u Toniego, czyli usprawiedliwienie nieobecności.
Dotychczas moje posty oznaczone tagiem "co nowego" były o tym, co wymyśliłem nowego w związku z wyglądem lub funkcjonalnością swojego dzieła, którym jest ten blog. Tak na marginesie: na to też nie mam czasu.😉
Zazwyczaj, kiedy spotkamy lub kontaktujemy kogoś znajomego po długim czasie pada właśnie to pytanie: Co nowego?
Niektórzy nie lubią tego pytania, a jeszcze bardziej nie lubią odpowiadać na nie ponieważ krążąca teoria twierdzi, że pytającego tak na prawdę, wcale to nie interesuje. Nie będę się ale zajmował tym zagadnieniem, ponieważ dzięki ostatniemu postowi, widziałem, że jednak jakieś zainteresowanie jest.

Czasami zadaję sobie pytanie czy przypadkiem czytelnicy się jeszcze nie zniechęcili do mojego bloga, ponieważ fachowcy w dziedzinie twierdzą, że brak wpisów spowoduje, że ludzie odejdą i nie wrócą, ponieważ nic się nie dzieje.
W poprzednim poście potwierdziliście wyjątek od reguły, za co dziękuję.
Jedyne co mogę powiedzieć - nie obiecać😉 uzbrójcie się w cierpliwość, kiedyś znów wrócę.
Z góry dziękuję za waszą obecność i za komentarze, albo inny rodzaj pozostawienia po sobie śladu, a tych jest tu kilka.

W zasadzie wcale nie musiałbym się usprawiedliwiać, ponieważ ci, którzy uważnie czytają posty o blogu, jego stylu i kategorii wiedzą, że piszę przede wszystkim tylko wtedy kiedy mam czas i wtedy kiedy mam o czym pisać.
Nie żebym nie miał o czym, bo kilka tematów mam rozpisanych w autobusie, ale tym razem chodzi o brak czasu większy niż dotychczas.
Do tego, że pochłonęła mnie praca zawodowa pewnie już się przyzwyczailiście, ale jest jeszcze gorzej i niektórzy, znający mnie bliżej, nie będą zaskoczeni.
Wspominałem już w poprzednim poście a użytkownicy FB i znający mój prywatny profil wiedzą, że w maju zaczęła mi się budowa domu i chociaż od fundamentów aż po dach buduje firma oraz teoretycznie nie moja w tym głowa by się tym interesować, to jednak nie na samym fundamencie kończy się budowa domu.
Do takich prac należą prace wykopowe pod podłączenie wody czy prądu oraz wykop i montaż studni, w której wg nowych wymagań urzędów, ma wsiąkać woda z okapów.

Można powiedzieć, że teraz to już z górki, bo najbardziej wykańczające było załatwianie wszystkich papierków mnóstwa urzędników.
Mając doświadczenie w tego typu załatwianiu tym razem wolałem zapłacić osobie znającej się na rzeczy, która ot tak nie pozwoli sobie na wciskanie przysłowiowych kitów przez nadmiernie biurokratycznych urzędników. Mimo wszystko nie dało się stać zupełnie bokiem, ponieważ od czasu do czasu trzeba było też coś załatwić osobiście, chociażby delikatnie popędzić opieszalskich. Trwało to w sumie 2 lata!
Termin dokończenia budowy: połowa lutego, a jak dobrze pójdzie to końcem roku, a z tym już robią sobie plany niektórzy znajomi planując parapetówę w Sylwestra.😀
Czy się uda? Zobaczymy. Firma w swoich opisach twierdzi, że czas trwania budowy to 4 - 7 miesięcy.
Fundamenty już gotowe i chociaż osoba je wykonująca robiła wszystko wg zaleceń firmy budującej dom (montowany niskoenergetyczny, pasywny), to kto zna moje tendencje do dopinania wszystkiego na ostatni guzik, czy jak kto woli pedantyzmu, wcale nie zdziwi fakt, że ów wspomniany pan od fundamentów mnie miał, mówiąc delikatnie, dość.😉
Pod koniec prac podczas rozmowy stwierdziłem:
- Niesamowite, że podczas wszystkich głównych działań miałem okazję i możliwość być przez przypadek obecny, wbrew temu co twierdzę, że ciągle jestem w pracy.
W odpowiedzi usłyszałem:
- Taak, przez przypadek. Specjalnie sobie pan tak organizował czas, by mi robić nadzór budowlany. Hahaha.

Dodał "hahaha" aby to zabrzmiało jak żart.
Prawdą ale jest, że to serio przypadek sprawiał, że albo miałem wolne, albo popołudniową zmianę, albo jak w niektórych przypadkach się staje miałem przerwę, podczas której chodzę do domu na śniadanie lub obiad. Kwestia godzin spędzonych w pracy nie uległa zmianie, czyli nadal 240-250h miesięcznie.
Jakaś opatrzność wisiała nade mną, że poza powyższym niesamowicie dopisywała pogoda, która pozwalała zrealizować zaplanowane prace w uzgodnionym terminie, takie jak wykopowe prace czy wylewanie betonu. Terminy ale nigdy nie były uzgadniane ze mną, ponieważ jak wspomniałem, nie ma teoretycznie konieczności abym był podczas tych prac obecny. Mimo wszystko moje szczęście pozwalało mi wykorzystanie nadmiaru betonu z betoniarki na z góry ustalone miejsca, poniekąd przygotowane na tę ewentualność.
Serio, aż się dziwię, że tak to wszystko wychodziło, stwierdziłem, że muszę posłać totka, skoro mam aż takie szczęście. Niestety nie miałem na to czasu, albo powodowała to choroba, nie tylko w starszym wieku, nazywana sklerozą. Jak by nie było miałem (nadal mam) tego sporo na głowie, a nie mam na myśli włosów.😉
Może jednak miałem posłać tego totka aby ciągnąć dobrą passę.
Domyślacie się, że do czegoś zmierzam?

Znacie teorię, że "wszystko złe dobrze się kończy", albo, że "po burzy zawsze wychodzi słońce" lub jeszcze "złe jest zapowiedzią czegoś dobrego", faktem ale jest, że jest też druga strona medalu, czyli dokładnie odwrotnie: "po dobrym przychodzi coś złego", ale nie bójcie się, żadna życiowa tragedia.
Nieoczekiwanie odszedł do krainy wiecznych autostrad mój wierny Fokuś, tak moje autko.🙁
No! Nie mógł sobie wybrać gorszego momentu, kiedy trzeba w związku z budową coś załatwić, przywieźć...
Oto kolejny powód, który pochłonął sporą część mojego drogocennego czasu, ale o tym w innym poście, który już jest w zasadzie rozpisany i pojawi się niebawem.
Pozostaje mi tylko życzyć sobie, aby wszystko wróciło na te szczęśliwe tory i znów wyszło słońce. Wygląda na to, że już się przejaśnia: now(sz)y samochód już jest, dom pod dachem, wnętrze też w zaawansowanym etapie, tylko że kolejne stresy co do wyboru płytek i paneli podłogowych. Kto remontował/budował kiedyś dom lub mieszkanie wie o czym mowa, że to wcale nie łatwe zadanie.
Przy okazji oglądaliśmy meblowe wyposażenie pokoi i kuchni - to dopiero będzie orzech do zgryzienia!

0 Komentarze