Pracuj, pracuj a garb ci sam wyrośnie


Pracuj, pracuj a garb ci sam wyrośnie. Znacie to powiedzenie, prawda?🙂
Pomysł na ten temat zrodził się w głowie niedawno. Czyżby powracała wena?🙂
Nie liczyłbym na to, po prostu wykorzystałem czas, że tydzień przebywałem w sanatorium😉.

Coraz częściej dochodzę do wniosku, że mogłem się w życiu bardziej oszczędzać. W pewnym sensie nawet stwierdzam, że ci którzy się obijają w pracy, żyją dłużej szczęśliwie i nic ich nie boli.
Wiele takich osób w swoim życiu spotkałem i nie napawali mnie radością, wręcz zawsze krytykowałem nierobów, bo ich pracę szef najczęściej zlecał tym, którzy tego potrafili (chcieli) zrobić więcej i szybciej. O tym, że należałem do tych, którzy wszystko raczej zrobią sami, bo lepiej też już pisałem, ale tym razem nie o tym.
Już po raz 3 miałem tę przyjemność poddania się zabiegom sanatoryjnym. Nie żeby mi coś dolegało😉ot taki bonus od pracodawcy, płaci 75% z ceny na tygodniowy pobyt, dało by się powiedzieć all inclisive czy jak mawiamy V.I.P. a to jeśli chodzi o jedzenie tak i zabiegi.
Normalnie do sanatorium bym się nie dostał, na szczęście nie mam żadnej diagnozy, która by mi umożliwiała korzystanie z tej wygody, ale to nie oznacza, że jestem zdrowy jak ryba czy jak kto woli koń😀.Może i w miarę zdrowy, ale nie zmienia to faktu że 2 dni przed wyjazdem uczestniczyłem w marszu N7. Masakra jak mnie bolą nogi! Najbardziej bolą łydki. Obserwujący mnie ludzie stwierdzają, że chodzę jak przejechany kaczor😀. Niektórzy nawet mieli inne skojarzenia ale pominę aby mój post mogły czytać i osoby niepełnoletnie😀.

Miałem to świetnie zaplanowane. Pamiętając doskonale, że i zeszłoroczny marsz nie obył się bez pęcherzy ani obolałych stawów i mięśni więc świadom tego planowałem pobyt w sanatorium właśnie po tym wydarzeniu. Liczyłem na to, że wszelkie zabiegi pomogą mi się dostać do stanu bez bólu.
Pierwsze dni nie były lekkie ale stopniowo było coraz lepiej. Przełom nastąpił, kiedy podczas jednego z zabiegów, którym są ćwiczenia, jechałem na rowerze (tym takim bez kół, wiecie😉) i ból w łydkach nie bardzo mi na to pozwalał. Fizjoterapeuta mnie zaprowadził na taki specjalny klin na podłodze, kąt ma około 30 stopni. Pokazał mi jak na niego stanąć, co zrobić i CUD! Nie żeby od razu przestało boleć, ale normalnie czułem jak się te mięśnie w łydkach naciągnęły.
Przy okazji dowiedziałem się, że kolega, który wymyślił ten skrót na Małą Czantorię chodził podobnie jak ja😀. Jakby nie było ma już po 50tce a i ja milowymi krokami zbliżam się do tego wieku.

Wiecie po czym człowiek poznaje, ze się starzeje?
Jest kilka wyznaczników, z których jednym jest fakt, że po 40 kiedy rano się obudzisz i nic cię nie boli to najprawdopodobniej jesteś już nieżywy😀. Oczywiście taki niby żart, ale ile w nim prawdy, nieprawdaż?🙂
Kolejnym takim jest fakt, że kiedy spotykasz się z rówieśnikami najczęstszym tematem jest zdrowie.
Tutaj w sanatorium nie mam żadnych starych znajomych ale z tymi nowymi, z którymi rozmawiałem, każdy opowiadał gdzie co a jak boli. Wierzcie mi, że i ja mam spora listę bolących miejsc.
Zaczęło się od choroby XX wieku, czyli problemów z kręgosłupem już w poprzedniej pracy. Bywały przypadki, że mnie tak śmignęło w krzyżach, że tydzień potem z łóżka nie wstawałem.
Jakiś czas później problemy ze stawem lewego ramienia, gdzie z pomocą przyszły jakieś zastrzyki i na jakiś czas miałem spokój. Prawe ramię sobie załatwiłem dzięki upadku na rowerze, a to o dziwo po okrutnych boleściach teraz jest w miarę ok.

Zmieniłem pracę i stał się cud. Kręgosłup przestał boleć! No, niezupełnie, bo szyjny dokucza czasami tak, że głowa boli - dosłownie. Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz mi sie udało położyć głowę na ramieniu - swoim oczywiście😀.
Lewe ramię też ostatnio sobie przypomniało o mnie aby mi podokuczać, a żeby tego było mało to jakiś czas wcześniej zaczęły boleć nadgarstki i ogólnie dłonie. Dość często nastaje problem gdy niosę gdzieś kartkę papieru, wiecie taka pozycja kciuka dotykającego się wskazującego😉. Normalnie mnie w tej takiej "poduszce", z której wyrasta kciuk, łapie skurcz.
Ze 2-3 lata temu odśnieżając odśnieżarką (w Czechach nazywana frezarką) to białe paskudztwo, nagle mnie zaszczypało na lewej dłoni no i skurcz we wspomnianym miejscu, problem z rozwarciem dłoni.
Patrzę! wyskoczyła żyła mniej więcej w miejscu  tzw. linii życia, a po chwili na jej miejscu siniak.
Wystraszyło mnie to dość, więc nie zwlekałem zbytnio z wizytą u doktorki. Ta jednoznacznie stwierdziła objawy pewnej choroby, którą najczęściej powodują narzędzia, urządzenia wywołujące wibracje. Zakazała mi używać wszelkie tego typu rzeczy.
Nie wiem czy zdajecie sobie sprawę co wszystko wywołuje szkodliwe wibracje!
- Pani doktorko łatwo powiedzieć, ale jak to zrobić mieszkając w domku?!
Przeprowadzać z powrotem mi się nie chce. Postraszyła mnie nawet, że mi mogą zabronić jeździć autobusem gdyby się diagnoza (wielu badaniach) potwierdziła.
- Co to to nie! Dopiero zaczynam swoją przygodę.
Poleciła mi chociaż ograniczać przeciążanie dłoni.
- No, dobrze. Postaram się🙂.
Obiecanki cacanki... nie da się! Ja i nic nie robić? To przecież nie ja.
Przyznaję się ale, że coraz częściej dopada mnie chęć leniuchowania.
Leżę sobie i praca też😀. Przecież to nie zając, nie ucieknie😉. Szkoda, że mnie tego nie nauczyli w młodości zamiast wbijać do głowy, że bez pracy nie ma kołaczy🙁.
Haha😀 Akurat dziś czytałem gdzieś dowcip:
Miałem tyle pracy, że cały dzień mi trwało odłożyć ją na jutro😀😀😀

Mówią, że starość nie radość i mają rację. Ale człowiek to zdolny jest i nauczy się żyć z ograniczeniami.
Już od młodych lat nie oszczędzałem swoich sił, co też podpisało się na mojej postawie. Kiedy mi się dokładnie przyjrzycie to prawe ramię mam o wiele niżej. To wynik rozładowania Żuka z 3 ton ziemniaków. Ponieważ to była noc, bo dawno temu na giełdy warzywne jeździło się w nocy, to aby szybciej iść spać, bo rano do szkoły trzeba było to rozładowałem w sklepie (ciotki) zaraz za wejściem.
Ograniczało to miejsce klientom, więc następnego dnia jechałem zaraz po szkole, bo trza było poprawić i przenieść znowu worek po worku (50kg) na zaplecze. Sprytny byłem i zwinny i silnyyyy😀. Kładłem worek na prawe kolano, łapałem od spodu prawą ręką i podrzutem worek lądował na ramieniu.
Jaki ja gupiiii byłem!!
Wystarczy trochę fizyki i człowiek sobie policzy jaki ciężar spowodował, że około tydzień nie potrafiłem podnieść nawet kubka z herbatą, na szczęście mam dwie ręce😉.
Wytłumaczenie proste: Fizyka nie była moja mocna stroną😀 ale pobolało i przestało.🙂
Kolejne powiedzenie mi się przypomniało:
Mądry być nie musisz, starczy że siłę masz.

Stare czasy to były. Fotka ilustracyjna, ale gdyby ktoś poznawał tego gościa to pozdrówcie go😉.

Cudem, ramie niższe ale nie boli, a lewe oszczędzane, bo przecież ja praworęczny, dokucza jakby w życiu coś robiło.
...zaraz zaraz, to może ja za mało tej pracy mam teraz, może powinienem więcej?!
Mówcie co chcecie, już mi się nie chce😜. Napracowałem się już dość.
Mając 20 może i parę lat miałem jedną pracę, a dość często dodatkowo jeszcze jedna albo nawet dwie. No co, kto tak nie robił jak chciał kasę na najpotrzebniejsze bzdury?🙂

Przy okazji pobytu w sanatorium spotkałem się z teorią jakiegoś chyba mądrego, który stwierdził, że wszyscy kierowcy zawodowi mają prawe ramię niżej. Od razu podobno widać po mnie, że jestem zawodowym kierowcą😀. Chyba im opowiem historyjkę z ziemniakami😀.

No i wyrósł garb.
Lata mijały i chociaż kręgosłup ostrzegał czerwoną kontrolką przed przeciążeniem, to mądrzy ludzie podpowiadali, że to dlatego, że źle podnoszę ciężary.
Chwilkę to trwało ale nauczyłem się podnosić z przysiadu zamiast zgięty jak paragraf.
Wszystko ładnie pięknie, ale dokładnie 2 lata temu, kiedy miałem również okazję przebywać tutaj w sanatorium, pewna masażystka zauważyła podczas, kiedy się podnosiłem z kozetki taki garb na brzuchu. Zauważyłem już kiedyś, że to mam ale kto by się tym przejmował, przecie hipochondrykiem nie jestem😀.
Kurde! Jak mnie postraszyła. Przepuklinę brzuszną mam. Niby nic groźnego ale...
Właśnie to ale! Zaczęły mijać te wspomniane 2 lata, a tu zaczyna szczypać coś czasami.
No nic, trza będzie się udać do lekarza po skierowanie na operację.
A wiecie jaki jest paradoks?
Ta przepuklina najprawdopodobniej powstaje dzięki podnoszeniu ciężarów za pomocą brzucha. Rozumiecie, nie?😉
Proste plecy, zacięte mięśnie brzucha i niosę sobie taki malutki 50 kilowy worek na przykład...
No i bądź tu człeku mądry.
No i wyrósł garb, ale na brzuchu!
Chyba serio zacznę robić nic😉.
...taaa i kolejny post na temat będzie o tym jak dostałem odleżyn😀.

Mógłbym wymieniać co mnie jeszcze boli ale już się obawiam, że podczas czytania tego posta zaczęło i was wszystko boleć😀. Bez obaw, ale pod warunkiem, że jeszcze nie przekroczyliście 40😜😀.
Gdyby się przypadkiem okazało, że odporni jesteście na wsugerowane choroby, to śmiało zerknijcie do postów z tagiem choroba albo zdrowie...😉
W razie czego mówi się: Śmiech to zdrowie, więc w celu powrotu do kondycji zerknijcie do starego wierszyka, który na pewno wam poprawi samopoczucie. >>TUTAJ<<😀

Nie jest źle. Teraz po tych wszystkich zabiegach będę jak nowy😀.
Jedno ale jest pewne, czasu nie cofnę, ale gdybym mógł to pewnie już za młodu byłbym obibokiem, a dziś bym był zdrowy i szczęśliwy😉.
Nie wierzycie?
Ja też nie😀.

Trochę mi trwało aby przeszukać stare fotki. Tylko, że kiedyś nie było manii selfie ani innych takich. Przynajmniej ja nie miałem😉. Mimo wszystko znalazłem parę starych zdjęć.

Koniec 90 lat gdzie widać, że za kierownicę mnie już dawno ciągnęło🙂.

Kolejna z tych samych czasów, kiedy pracowałem w 200 metrowym kominie w Łaziskach.

Widoki i wspomnienia nie do zapomnienia.

Mówię wam sprytny byłem. Zabierak w maluchu wymieniałem obok drogi.

Ostatnia już z Czech, gdzie ładnie widać co załatwiło mój kręgosłup i ramiona.
To co wkręcałem do wygwintowanej dziury ważyło 15-20kg.

0 Komentarze