6/2016 z cyklu: Ja i mój rower. Przez Suchy na Łączkę i Filipkę


Gdyby nie wczorajsza 2 zmiana i powrót do domu przed północą, pewnie wybrałbym się w trasę, którą planuję już od kwietnia. Tydzień temu nawet rzuciłem hasło na fb, ale nie wypaliła pogoda.
Dobra, zdradzę wam sekret z posta 4/2016😉. Chodzi o drugie podejście na Girovą i odnalezienie dwóch jaskiń. Wtedy już mi zabrakło sił, więc teraz w planie mam podjazd pociągiem do Mostów u Jabłonkowa, a potem przez Studeničny. Pewnie nie lekka trasa, ale obiecałem sobie.

Dziś pospałem więc plan trza odłożyć, ale czasu wystarczająco na to by odwiedzić Łączkę. Tym bardziej, że pewna znajoma podsunęła mi informację, że podobno można też z Bystrzycy Suchy.
Okolicę częściowo znam z pracy, ale tylko do ostatniego przystanku.
Podczas planowania trasy miałem kilka znaków zapytania, a co się z tym wiąże, duże ryzyko pomylenia drogi. Dlatego usiadłem przed monitorem i przeglądałem wszystkie ułożone w zakładkach portale z mapami. Za którymś razem udało mi się znaleźć widok interesującego mnie miejsca, a co więcej, uzyskanie współrzędnych gps, które mogłem wprowadzić do swoje mapy w BaseCamp
Zapewne już kiedyś gdzieś wspominałem o tym portalu: Tourmaps.


Nie pierwszy raz dochodzę do wniosku, że podczas planowania podróży konieczne jest korzystanie - porównywanie kilku map. Ogólnie jestem bardzo zadowolony z mojego Garmina, ale tych dróg, których punkty zaznaczyłem, nie widzi. Tym sposobem po raz kolejny widać jaki cel mają moje wycieczki🙂: Poszukiwawczo - odkrywczy.

Wyruszyłem tuż przed 12:30. O tym samym czasie wyszła też moja żona z koleżanką, tym razem nie do pracy, ale również na Filipkę, razem z dwójką dzieci, tyle że nie na około jak ja, ale prosto przez Nydek Hluchova. Ciekawe kto będzie pierwszy?

Mapy do wglądu:
Przygoda Garmin
Endomodo

Koło Nydečanky piesi turyści poszli w lewo, a ja pojechałem w kierunku Bystrzycy. Po ok. 2,5 km, kilkadziesiąt metrów przed restauracją Bowling Club skręcam w lewo. Najczęściej skręcam w lewo o jakichś 100 m dalej, ale dziś zupełnie w innym miejscu przejeżdżam przez rzeką Hluchova.
Za mostem czeka mnie pierwszy podjazd.


12%. Ktoś pamięta ile ma podjazd od przystanku autobusowego Bystřice, Paseky, konečná?
Jechaliśmy tam z kilkoma osobami. Nie pamiętam ile miał tamten, ale ten nie przysporzył mi zbytnio trudności, ale być może to kwestia wspominanego, nie raz, treningu😉. Kawałek dalej rozciągały się piękne widoki. Z jednej strony góra Polední (672m), którą widzę z okna domu.


Z drugiej strony pasmo z Javorovym, Ostrym i Kozubovą, których widok z domu zasłania mi góra Prašiva (570m).


Dotarłem do przystanku autobusowego (autobusová zastávka) Bystřice, Na Kuližym, którą obsługuję linią 770. Jeszcze kawałek główną drogą do ostatniego przystanku Bystřice, Suchý i dalej już nieznaną mi drogą, gdzie bacznie obserwowałem garmina, by nie przeoczyć na początku wspomnianych punktów. Nie mam zielonego pojęcia skąd się wzięła nazwa "Na Kuližym", ale Suchý to również potok, który wcale nie jest suchy😀.


Wygląda na to, że dobrze przygotowałem się do dzisiejszej trasy, ponieważ gdyby nie to, wahałbym czy to akurat tu mam skręcić. Co prawda pewną podpowiedzią mogły by być często spotykane napisy na asfalcie czy słupach (pierwsze zdjęcie) LeM, które oznaczają, że tędy przebiega tradycyjny Marsz Legionistów (Legionářský Marš), którego przebiegu trasy nie znam, ale wiem, że przebiega koło mojego domu.
Trochę niechętnie, ale opuściłem asfaltową drogę, wiedząc, że i tędy dojechałbym do celu.
W lewo, następnie w prawo (punkty na mapie: w lewo Loučka i w prawo Loučka)... tu zawahałem, ale wskazówka na wyświetlaczu nie pozostawiała na długo wątpliwości. Ruszyłem delikatnie pokonując błotnistą kałużę.


Czasami, kiedy natknę się na informacje, że powracają tu zwierzęta takie jak niedźwiedzie czy jeszcze częściej spotykane dziki, miewam obawy i w myślach przygotowuję plan na tę ewentualność, chociaż nie jestem pewien czy zdążyłbym go zrealizować i czy trudność terenu by mi na to pozwoliła. Dlatego też, prawie mi serce stanęło, kiedy, za bujno porośniętymi drzewami i ich gałęziami, ujrzałem jakiegoś stwora!


Na szczęście była to tylko dobrze zamaskowana ładowarka na ścięte drzewa. ale mimo wszystko nie przestawałem być czujny, tym bardziej, że odnosiłem wrażenie, że zbliżam się co raz bardziej do brzęczących pszczół.(?) Uwielbiam słuchanie odgłosów lasu, ale ten dźwięk nie wpływał na mnie kojąco. Jak wiecie, z mojego bloga, one nie należą do moich ulubionych. Czyżby jakiś rój leśnych pszczół? Cokolwiek to było, na szczęście dźwięk po jakimś czasie ustał i mogłem spokojnie zachwycać się cudami natury, których wytłumaczenia nie znam. Chociażby osunięty brzeg i jego zabarwienie.


Wyglądało jak jakaś skamieniałość, ale po dotknięciu, wyglądało jak zmieniająca się, pod czegoś wpływem, ziemia. Jeśli wśród moich czytelników znajduje się jakiś znawca, będę wdzięczny za informacje.


Nikt nie mówił, że będzie łatwo i chociaż postanowiłem, że z przerwami na oddech wjadę cały podjazd, to niestety wzniesienie nie dość, że długie to jeszcze bardziej robiło się strome.
No a co! Nikomu (poza sobą) nie muszę nic udowadniać, więc kilka odcinków rower wprowadziłem, co wcale nie było dużo lżejsze niż sama jazda. Pocieszającym był fakt, że zbliżałem się do punktu zaznaczonego jako: w prawo Loučka 2, gdzie zobaczyłem, że nie byłem jedynym szaleńcem, który się tędy zapuszcza.


Być może ten ktoś, jechał z góry, ale to i tak oznacza, że droga jest niektórym znana. Czwartym punktem (patrz screen mapy na początku) był: w lewo Loučka 2, który umiejętnie zabronił niechcianemu kontynuowaniu drogą prosto. Kilkanaście (może dziesiąt) metrów dalej niespodziewaną atrakcją okazał się stary Buk. Chyba to buk, jeśli nie to mnie poprawcie😀.


Dla pewności przyjrzałem się liściom. No, co, nie znam się na drzewach😜.
Również liczę na znawców wśród czytelników.


Możecie zauważyć ławeczkę, która nie była jedyną oznaką tego, że nie jest to martwa okolica. Zza drzew wyłaniał mi się stary drewniany dom, którego ze względu na przebywających przed nim mieszkańców, nie fotografowałem. Okazało się, nie po raz pierwszy, że pozostało jeszcze sporo do odkrywania w okolicy mojego zamieszkania. Dojechałem do drogi (leśnej), która być może o wiele skróciłaby trasę, ponieważ zaczyna gdzieś w Brandysie, czyli nydeckiej stronie góry Poledni.


Mimo wszystko nie żałuję, ponieważ odcinek za mną mogę "zapisać" do przejechanych, czy też sprawdzonych. W tym miejscu miałem zaznaczony ostatni punkt orientacyjny: w prawo Hrbel, Loučka, a tuż za owym zamieszkałym domem pojawił się piękny widok na Czantorię, a z drugiej strony znowu Javorovy, Ostry i Kozubova, tylko o nieco wyżej.



Na najbliższym rozwidleniu chwilę zastanawiałem się, którędy jechać, ponieważ tego punktu nie zaznaczyłem na mapie. Za to zrobiłem to teraz: rozc. pod Hrbelem (w przygodzie Garmina).


Logika podpowiedziała, że jeszcze nie pora na zjazd (tą w lewo), więc pojechałem prosto.
Jak zwykle w górach, czym wyżej tym coraz więcej krajobrazów.


Na nydeckiej stronie ujrzałem znajome miejsce, Bajcarka.


Jedna z najbardziej odległych miejsc w Nydku, pod samą górą Soszów, gdzie również mieszkają ludzie. Podziwiam i współczuję, szczególnie w zimie, ale cóż ich "wybór".
Jadąc dalej znowu spotkałem dzięcioły. Ostatnim razem, kiedy tędy jechałem, zapomniałem o tym wspomnieć, że usilnie wypatrywałem twórców charakterystycznego stukania. Dziś miałem więcej szczęścia, bo najprawdopodobniej była to para, która zajęta zalotami, nie była tak płochliwa. Jak się dobrze przypatrzycie to może znajdziecie któregoś na drzewie😉.


Na ptakach też się nie znam i być może wcale to nie była para ale dwa samce, które zajęte były udowadnianiem, który więcej drzew obleci i obstuka. Tak czy inaczej przyjemny widok tych kolorowych opierzeńców, które pozwalały na odpoczynek pod wzniesieniem. Przejechałem blisko wierzchołka Hrbel (727m), na którym pewnie nie było nic szczególnego, ponieważ nie zauważyłem, by prowadziła tam jakaś ścieżka. ...ale mogę się mylić. Kiedyś, jak już zabraknie mi pomysłów na zwiedzanie okolicy, posprawdzam temu podobne miejsca.
Jadąc ciągle pod górę stwierdziłem, że nie ma kierunku, z którego można by lekko wjechać na Łączkę, ale dotarłem. Tuż pod wierzchołkiem kilka zabudowań. Droga, którą jechałem przebiegała dosłownie przez podwórko, które miało bramę. Nie wyciągałem nawet aparatu, aby jak najszybciej opuścić prywatny teren. Zapewne mieszkańcy przyzwyczajeni do "nachodźców" ale mimo wszystko obawiałem się okrzyczenia. Być może niepozorna ścieżka w prawo wcześniej była tą właściwą.
Tym razem nie było aż tak dobrej widoczności jak za pierwszym razem, kiedy tu przybyłem, ale i tak widoki były wyśmienite. W oddali można było ujrzeć królową morawsko-śląskich beskidów: Łysą Górę (1323m).


Od początku, kiedy zacząłem jeździć po górach, mam zamiar ją odwiedzić. Coś mnie jednak powstrzymuje. Być może fakt, że nielekka trasa. Tymczasem po raz kolejny zdobyłem Łączkę (Loučka, 835m).


Niedawno natknąłem się na informację, że chata Loučka jest znowu czynna. Nie znam szczegółów jak długo i dlaczego była nieczynna, ale postanowiłem do niej zjechać. Znowu wahałem (jakoś dużo wahania dziś) czy sobie nie odpuścić, ponieważ znając drogę, wiedziałem, że powrót będzie ciężki pod górę. Jednak się skusiłem, przy okazji korzystając ze skrótu, który pod górę zdecydowanie nie do wykonania.


Na miejscu uzupełniłem poziom cukru swoim ulubionym napojem i po chwili wracałem na szczyt, by z niego podążyć do celu dzisiejszej wycieczki.


Okazało się, że jednak byłem pierwszy!
Sporo ludzi, ale nie tłumy, więc nie było długiego czekania na kolejną kofolę i langoša z niwą.


Ledwo co się w niego wgryzłem, nadeszli ci, którzy mieli krócej (ok. 6 km).
Podsumowując trasę na Łączkę i Filipkę przez Bystrzycę Suchy (10,5 km) stwierdzam, że byłaby "przyjemniejsza" i mniej męcząca w odwrotnym kierunku.
Posiedzieliśmy razem z godzinkę, potem wróciły tą samą drogą. Ja zdecydowałem się na zjazd zielonym szlakiem pod restaurację na Kolibiskach. Ta sama trasa, którą jechałem z drogą mi przyjaciółką Martiną, wtedy kiedy podczas zjazdu kamienistą drogą przebiła dętkę i rower stał się nie do opanowania. Dreszcz mi przeleciał po plecach, w miejscu, gdzie bezskutecznie próbowaliśmy napompować koło po wymianie dętki, z tym że nikt z nas nie miał odpowiedniej pompki dla jej specjalnych wentylków. Widząc wtedy efekty dość nieprzyjemnego upadku bałem się, że nie będzie w stanie dojść do najbliższej cywilizacji, zjechała na dół na moim rowerze, a ja maszerowałem z 13 kg Meridą na ramieniu. Mając na uwadze jej przygodę i moje dwie z zeszłego roku nie rozpędzałem się zbytnio. Dopiero kiedy wyjechałem na asfalt pozwoliłem sobie na "ciut" więcej.
Mam nadzieję, że i tym razem dobrze się wam ze mną "jechało". Podobają się wam moje wycieczki i teren, w którym mieszkam? Musicie kiedyś zobaczyć na własne oczy😉. Było by mi bardzo miło.

P.S: Przepraszam czytelników, oczekujących na ten post, za opóźnienie powstałe w wyniku...
...chyba niekoniecznie czekacie na usprawiedliwienie, wiedząc, że zarówno jazda na rowerze jak i pisanie postów to moje hobby, czyli nic na siłę. Dziękuję za waszą cierpliwość, zarazem licząc jak zwykle na komentarze.

4 Komentarze

  1. To jak tam z tymi jaskiniami na Girowej bo ja jedną znam. Przy skałach. Daniel

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z przykrością stwierdzam, że drugiego podejścia nie było, ale w tym roku kto wie, może się uda ;)

      Usuń
  2. Jaskinia na Girowej: http://daniel3ttt.bikestats.pl/1184458,Girowa-840-m.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skorzystałem z zaproszenia i odwiedziłem twój blog.
      Dziękuję za inspirację, teraz na pewno muszę zrobić to drugie podejście, po tych zdjęciach które widziałem, nie mogę się oprzeć. Jaskinie mnie zawsze fascynowały.
      P.S. Linki w komentarzach można (a nawet trzeba) dawać ze znacznikami [url=][/url] co zdecydowanie ułatwia wejście.

      Usuń

Twój komentarz jest dla mnie bardzo ważny. Dziękuję.