Wędrowanie po górach. Mikołajkowy Marsz Nordic Walking


Zgodnie z planem wzięliśmy udział w marszu organizowanym przez Wiślańskie Centrum Kultury.
Spotkaliśmy się na naszym "prywatnym" parkingu, a stamtąd już pieszo na rynek by zapisać się do trasy II oznaczonej jako 10 kilometrową. Od początku było wiadomo, że owych 10 km jest z hakiem.
Chętnych na tę imprezę nawet się nazbierało. Osób z naszej ekipy aż (lub tylko) 11 osób.
Jak zwykle postanowiliśmy zrobić startową fotkę.


Niestety każda próba zrobienia zdjęcia Turbo Ślimokom przyciągała innych uczestników.
Nie szkodzi, widocznie każdy chciał sobie zrobić zdjęcie z tak aktywną i dość głośną grupą😀.
Nastąpiła rozgrzewka w rytmie rock'n'rolla.


Zaraz potem, w samo południe, wyruszyliśmy najliczniejszą z 3 grup. Szliśmy w kierunku zapory w Wiśle Czarne, następnie koło Zameczku na Kubalonkę a schodziliśmy przez Kozińce do OSP w Wiśle. (Zapis trasy.) Szło się dobrze. Pomimo straszącego deszczu w Nydku i w Bielsku, w Wiśle nie padało ani trochę.Tempo miało być dopasowane do wszystkich uczestników. Tak obiecał przodujący Andrzej. Jednak z upływem kilometrów było jasne, że na początku jest silna ekipa. Już poniżej zapory w Wiśle Czarne byliśmy podzieleni na kilka grup, które pod stromym podejściem pod Zameczek jeszcze bardziej się wydłużały. Tempo narzucono nam dość duże. Niby nie z przymusu, ale każdy, pewnie podświadomie, chciał jak najszybciej dogonić peleton.
Czy to się uda? Czy w ogóle poczekają na nas na Kubalonce? Może spotkamy się aż na biesiadzie w OSP? Tak czy inaczej atmosfera panowała miła, a ci którym "gęba" się nie zamyka, maszerowali rozmawiając🙂.
Jeszcze poniżej wodospadu (Mała Zapora) część naszej grupy z tego powodu, że nie wszyscy dobrze znoszą marsz po asfalcie, postanowiła zmienić trasę podchodząc na Kubalonkę panelową drogą przez Kozińce. W któryś momencie znajdowałem się na samiutkim końcu.
Straciliśmy wizualny kontakt z peletonem, a nawet z grupką pomiędzy nimi a nami. Okazało się, że szliśmy troszkę różnymi ścieżkami. My prosto po asfalcie inni poszli w las.
Zamykający grupę Andrzej II telefonicznie korygował trasę, by jakoś połączyć w jedno. Ku naszemu zdziwieniu grupa, która poszła w las i tam zniknęła nam z oczu, wyłoniła się idąc za nami asfaltem. Wcale nie zmienili trasy tylko zboczyli w jakimś celu do pobliskiej restauracji Drewutnia.
Kontynuowaliśmy marsz znowu razem, czyli podzieleni na dwie grupy, nie licząc kilku osób pomiędzy peletonem a nami. Organizacja kulała, ale powiedzmy, że nie było aż tak tragicznie🙂. Komentując tempo wraz z moją obecną towarzyszką stwierdziliśmy, że lepsze jednak są nasze prywatne wyprawy w góry, gdzie w zasadzie nikt nie ucieka daleko naprzód, a wręcz przeciwnie robimy częste postoje.

Dzisiejsza pogoda była wielki plusem, ponieważ gdyby podczas marszu towarzyszyły nam piękne widoki, to trzeba by się nieźle wysilać by dogonić innych po robionych zdjęciach. Dlatego też w dzisiejszym opisie zdjęć tak mało. Niebo zachmurzone, bez mrozu i deszczu. Wręcz ciepło. Nie przewidziałem takiej pogody i nie zaopatrzyłem się w nic do picia poza gorącą Inką. W tym celu postanowiłem na chwile przystanąć, a że Inka gorąca, ta chwila była dłuższa.
Wspaniałomyślnie zaproponowałem Danusi, by już poszła nie tracąc za bardzo z oczu tych przed nami, będąc przekonany, że dogonienie jej nie sprawi mi większego problemu. Nie wiem co za Energy Drink ona piła, ale musiałem się nieźle napocić by ją dogonić. Potem już normalnym tempem zbliżaliśmy się coraz bardziej do Kubalonki.
Tu miłe zaskoczenie, że jednak grupa przodująca w marszu poczekała na nas i na tych za nami. Wykorzystaliśmy ten czas na posiłek i uzupełnienie płynów. A ciepła restauracja z rozpalonym kominkiem była idealnym miejscem na zmianę przepoconych koszulek, przynajmniej jeśli chodzi o mnie😉.
Postój nie był za długi ale pozwolił na to, że grupa z trasy I, która szła przez Stecówkę nas dogoniła.
Szliśmy więc jeszcze liczniejszą grupą.

fot.M.Cieślar, turystyczno.pl

Bardzo szybko już nie byliśmy liczną grupą, ale licznymi grupkami😉. Jakoś nam to nie przeszkadzało, ponieważ mieliśmy za przewodnika Marka, który będąc w grupie, która szła wcześniej po tych panelach, znał trasę.
Kije raz używaliśmy, raz nie, bo co chwilę zostawały nam w wbite w jakąś dziurę. Teraz to był marsz. Już nie był męczący pod kątem podejścia ale zejścia. Każdy wie jakie to obciążenie dla kolan i stóp.
Nasz przewodnik chwilami wahał na skrzyżowaniach i rozwidleniach dróg, a my mając nadzieję, że wie gdzie idzie szliśmy posłusznie za nim. W końcu utwierdzał nas w tym😀.
Nadchodził zmierzch, a my do celu mieliśmy daleko. Mało tego, nie wiedzieliśmy konkretnie gdzie ten cel jest! Zeszliśmy do drogi, którą przedtem szliśmy na Kubalonkę. Trudno mi określić dokładnie, ale ciut powyżej niedawno dokończonego mostu i Spara. Tak czy inaczej chcąc/nie chcąc znaleźliśmy się gdzieś na ul. Wyzwolenia😁.
Dobrze, że to era telefonów komórkowych i pomogła nam w jakimś stopniu określić kierunek. Według uzyskanych informacji OSP miało się znajdować w pobliżu ronda.
Coś mi świtało. Kiedyś lata wstecz Wisłę znałem dużo lepiej niż teraz, więc postanowiłem, że przewodnikiem na ostatni odcinek stanę się ja😀.
Skręciliśmy na most przy campingu Jonidło po to by wrócić do drogi, na którą od początku mieliśmy dojść, no ale cóż wkradł się błąd😜.
Teraz naprawiałem ten błąd, ale też nie bez pomyłki, kiedy to za wcześnie skręciliśmy, ale w porę się spostrzegłem i szliśmy tam gdzie powinniśmy. Wybór okazał się słuszny, tym bardziej, że OSP było bliżej niż oczekiwaliśmy, bo do ronda jeszcze spory kawałek.
Co za ulga dla nóg! Szczególnie jednej, bo już wiedziałem, że zejście po panelach dało się porządnie we znaki. Oczekiwałem porządnego pęcherza na pięcie.
Dla wszystkich uczestników marszu był przygotowany posiłek.
No... dla wszystkich "normalnych" uczestników😉. Od początku byłem na to przygotowany, więc zaskoczenia nie było, że danie było mięsne.
Biesiada właściwie chyba dopiero się zaczynała, nie mieliśmy zbyt wielkiego opóźnienia, a nawet długo po nas docierali ostatni maszerujący. Każdy z uśmiechem na twarzy, no może poza kilkoma zauważonymi osobami, czyniącymi wyrzuty, że trasa miała liczyć 10 km a nie 19! Chyba szli jeszcze dłuższą trasą niż my z naszym przewodnikiem😁 bo nasza trójka przeszła 17,7 km.

Impreza przyjemna. Mikołaj, Śnieżynki, Skrzatek.
Muzyka grała, dużo osób tańczyło lub po prostu bujało się do rytmu. Chwilę dałem się skusić, ale moje nogi chciały już tylko siedzieć, szczególnie ta jedna.
Jak Mikołaj to i prezenty. Każdy z uczestników został obdarowany różnymi różnościami w postaci czapek, chust i cennych kuponów na różne atrakcje sportowe i kulinarne.
Głównej nagrody nie wygraliśmy za najliczniejszą grupę, ponieważ ze Strzelec Opolskich przyjechało 20 osób.
No szkoda, że niektórzy nie mogli (zrozumiałe powody) ale niektórym się nie chciało😜. Ale nikogo przecież nie da się na siłę z domu wyciągnąć. Nie tym razem to może innym.
Pamiątkowych zdjęć trochę napstrykaliśmy, ale umieściliśmy je w prywatnym albumie. Myślę, że tym razem opis bez nich się obejdzie.
Impreza chyliła się ku końcowi więc i my wyruszyliśmy na ostatni kilometr marszu. Teraz to był już spacer w porównaniu z trasą jaką przebyliśmy. Naszego programu na dziś to nie był koniec, ponieważ głównym punktem (chyba) było rozlosowanie prezentów, które sami dla siebie przygotowaliśmy.
Pod światłami czołówek losowaliśmy karteczki z imionami i za chwilę prezenty miały swoich właścicieli. Ustalona cena była do 10 zł, czy ktoś liczył czy nie, prezenty chyba spodobały się wszystkim. Po mojej minie sami stwierdzicie, czy byłem zadowolony.


Dziś odpoczywam i niesamowicie cieszę się, że dopiero jutro do pracy. Przeszedłem wczoraj 20 km, na co moja żona odpowiedziała, że tego nie skomentuje😁. Dla wielu osób to wyczyn, którego inni by nie dokonali, ale cieszę się, że spotkałem ludzi z pasją do życia.

Dziękuję wszystkim za miły dzień pełen wrażeń, który zakończyliśmy już chyba rytuałem naszych pożegnań, czyli serdecznymi uściskami. Coraz bardziej jestem mile zaskoczony faktem, że osoby, które wcześniej w ogóle, stały się dla innych bliskimi.

Być może to będzie nasze logo.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie.
Jeżeli zechcecie opisać ze swojego punktu widzenia, będzie pewnie wszystkim miło, kiedy zrobicie to w komentarzu, tym bardziej, że kilka osób szło różnymi drogami.

3 Komentarze

  1. Fajnie poczytać o imprezie, w której brało się udział. Mimo mankamentów natury organizacyjnej było super. Pozdrawiam. Turbo Ślimoki górą !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dodałem zdjęcie z Kubalonki, zanim wyruszyliśmy wielką grupą. Zapożyczyłem z opisu ze strony organizatora z uwzględnieniem autora zdjęcia, który mam nadzieję, nie będzie miał nic przeciwko. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie ma to, jak przeczytać taki opis, wsuwając kolejną 'krówkę' .....
    ale niebawem też napiszę o wakacjach :D:D:D

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz jest dla mnie bardzo ważny. Dziękuję.