Z pamiętnika. Wybij okno


Okazuje się, że taki pamiętnik dobra rzecz, wraca pamięć i z kilku informacji powstaje kolejne opowiadanie.
Wybij okno to takie określenie łobuza i rozrabiaki, a ja, chociaż należałem raczej do tych spokojnych, i tak mimo wszystko zdarzały się wpadki. Idealną sytuacją pasującą do tematu jest zdarzenie z czasów szkoły zawodowej.
Był rok 1988. Szkoła, korytarz, przerwa. Różnie spędzaliśmy czas między lekcjami, ale jak było mało czasu siadaliśmy przed klasą i czekaliśmy. O uczeniu się nie było, wśród niektórych, mowy więc wymyślaliśmy sobie coś przyjemniejszego do roboty.
Ktoś wpadł na pomysł, żeby zgadywać jaki przejeżdża właśnie autobus. Z hazardem nie miało to nic wspólnego ale napięcie było wysokie, kiedy biorąc pod uwagę aktualną godzinę i jako taką znajomość rozkładu jazdy spieraliśmy się o numer linii. Wstałem szybko z ławki bo chciałem sprawdzić i… za szybko zbliżyłem się do okna i wybiłem szybę.
Tak, głową! Trudno uwierzyć? wiem, dyrektor Hoffman też nie uwierzył😀.
Nie ukrywam nazwiska, bo przy okazji uczczę jego pamięć słowami, że jak na Vice dyrektora był to równy gość. Mimo wszystko musieliśmy zapłacić za szkodę i zostać po lekcjach.
Niedawno gdzieś w komentarzu wspominałem czasy, kiedy solidarność w szkole za popełnione czyny była czymś normalnym. I w tym przypadku na dywanik do dyrektora nie szedłem sam, poszedł  też kolega, albo nawet dwóch. Naszym zadaniem było wprawić nową szybę.
Stała się jednak dziwna rzecz, ponieważ przyszliśmy na umówione miejsce, a dyrektor widząc, że nie broniliśmy się od odpowiedzialności powiedział, że możemy iść, że woźny to zrobi sam.
Zapłata jednak mnie nie ominęła.


Pamiętam, że wybryków różnych było sporo. Jednym z takich jest niezbyt chlubny sposób podrywania koleżanki, która bardzo mi się podobała. Miała śliczne imię na B😍.
Ponieważ wydawało mi się, że nie zauważa mojej osoby, posunąłem się raz do sposobu, którym zwróciłem na siebie uwagę chyba na zawsze. Siedząc na ławce w korytarzu podstawiłem nieoczekiwanie nogę, kiedy przechodziła. Wyłożyła się jak długa, boleśnie uderzając się w twarz. Trwało baaaaaaaardzo długo zanim mi wybaczyła, a ja do dziś stwierdzam, że był to chyba najgłupszy wybryk w moim młodzieńczym życiu.

Za to do triumfów należy coś z moich archiwalnych zbiorów. Mogę się pochwalić swoim pierwszym w życiu mandatem, którym szpanowaliśmy, nie tylko przed dziewczynami.

Jak?
Wybraliśmy się z ekipą nad wodę. Pływaliśmy sobie spokojnie nie bacząc na ograniczenia, więc ukarali nas mandatem. Po błaganiach utargowaliśmy z trzech mandatów na jeden dzielony na trzech,
bo było to 150 tysięcy złotych!.
Nie zapomnę tego, że mieliśmy niezły ubaw, bo pokazując znajomym te mandaty mówiliśmy, że to za przekroczenie prędkości. Prawda była taka, że wypłynęliśmy za daleko🙂.

3 Komentarze

  1. Wyobraziłam to sobie ciebie, szybę i ten podryw... uśmiałam się...przezabawne :-D... koleżanka "B" na pewno wryła sobie ciebie na pamięć na zawsze :-D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to dobrze, że to nie mi podstawiłeś nogi... bo bym się mściła okrutnie. Biłam chłopaków, choć w tamtym okresie byłam drobinką. Tak, tak... miałam drewniany piórnik, w celach na pewno nie dydaktycznych. Chińskie nie wytrzymywały po razie, zatem wybór był oczywisty. Ciekawe czy panna B, pamięta Ciebie. Ja bym zapamiętała )))

    OdpowiedzUsuń
  3. Na swoje usprawiedliwienie muszę dodać, że przez kolejny co najmniej rok żyliśmy w zgodzie, po tym jak mi wybaczyła. Tym bardziej, że szczerze żałowałem swojego czynu.

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz jest dla mnie bardzo ważny. Dziękuję.