Zastanawiałem się nad nazwą Fasola z pieczarkami, ale pieczarek jest zdecydowanie więcej, a tak naprawdę mogłoby się to nazywać pieczarkową ucztą w sosie pomidorowym, a to jest to co uwielbiam.
Na pierwszy rzut oka a może i smaku mogłoby się wydawać, że przepis taki sam jak dwie wersje fasolki po bretońsku, jednak jest w nim coś zdecydowanie innego, ale to dowiecie się uważnie czytając mojego posta.
Zbaczając jeszcze z tematu chciałem stwierdzić, że pewnie zauważyliście (poza informowaniem na fanpejdżach), że wszystkie kategorie są teraz w jednym - głównym. Ma to swoją wygodę i było to jednym z powodów, dlaczego połączyłem wszystko w jedno. Otóż opisując swoje kulinarne eksperymenty starałem się ograniczać tylko do pisania na ten konkretny temat. Znając mnie jednak wiecie, że gaduła ze mnie straszna, więc i trza się gdzieś wypisać, a jakby nie było mój blog należy do kategorii "osobisty". Mam nadzieję, że nie odstraszy was ta zmiana i w końcu zaczniecie komentować moje wypociny, bo muszę przyznać, że bardzo mi smutno, że moje posty pozostają bez odzewu😢.
Do dzieła więc i wracam do kuchni🙂. Zaczęło się od tego, że w piątek skoczyłem na targ do Cieszyna, by kupić coś do ubrania w związku z moją dorywczą pracą.
Poniekąd tradycją jest, że nie przechodzę obojętnie obok pieczarek, zresztą sami wiecie, że w zwykłych sklepach takich nie kupicie. No i kupiłem całe kilo!
Dużo ich, ale zakładam, że "schudną" podczas gotowania.
Jak zwykle wykorzystałem tylko kapelusze, a nóżki poczekają na okazję do jajecznicy, którą też uwielbiam. Pokroiłem na plasterki i na pół ze względu na wielki rozmiar. No bo wiecie, czym większe tym bardziej parzą podczas jedzenia świeżo ugotowanej potrawy😀.
Czy było taki i tym razem? Poczekajcie (poczytajcie) do końca🙂.
Składniki:
- 1 kg pieczarek (kapelusze minus nóżki to już nie kilogram)🙂
- 2 kostki warzywnego bulionu
- 1 łyżka ziół prowansalskich
- 5 ząbków czosnku
- 2 średnie cebule
- 1 łyżeczka Kucharka
- 3 x 240 g (puszka) całych pomidorów
- 2 x 410 g (puszka) białej fasoli
- 3 laurowe liście
- 8 kulek ziela angielskiego
- 1 łyżeczka pasty chilli
- 3 łyżki sosu sojowego
- 2 łyżki majeranku
- 1 łyżka suszonej zielonej pietruszki
- 1 łyżeczka mielonego kminku
Dla swego kolejnego eksperymentu wykorzystałem jak zwykle 8 litrowy gar.
Pokrojone pieczarki zalałem wodą, ale tak aby ich nie zakryć, ponieważ zakładam, że "schudną".
Dorzucam 2 kostki bulionu, zioła prowansalskie i gotuję. Przykrywam pokrywką i zostawiam swojemu losowi na czas przygotowania reszty składników, które dorzucę później, ponieważ pieczarki potrzebują czasu by zmięknąć.
Czosnek starym zwyczajem pokroiłem na 1/8 kawałki.
Drobno pokrojoną cebulę dusiłem i smażyłem z Kucharkiem, bo lepsze to niż nic. Niestety często używany TelloFix mi się skończył, a jakoś nie mam czasu by go zakupić. Gdybyście przypadkiem mieli dostęp do tej specyficznej przyprawy - proszę o kontakt osobisty.
Następnie pokroiłem pomidory z puszki i w zasadzie wszystko czego potrzebuję mam, aby dodać do pieczarek, ale nie śpieszę się, ponieważ pieczarki gotuję około 30 minut. Po stwierdzeniu, że są odpowiednio miękkie wrzucam:
pomidory, czosnek, łyżeczkę pasty chilli, fasolę, liście laurowe, ziele angielskie i uduszoną cebulę.
Po kolejnych 15-20 minutach gotowania dodaję:
sojowy sos, majeranek, pietruszkę i kminek.
Pozostawiam gotując jeszcze około 10 minut, czasami mieszając, ponieważ zaczęło się robić gęsto i mogłoby się przypalić. Wyszło jak zwykle wyśmienicie!
Oczywiście nie oparłem się pokusie i wrzące nalałem do miseczki w celu degustacji. Myślałem sobie, że chwile poczekam i ostygnie troszkę, ale znając swoje udane eksperymenty wiedziałem, że będzie smakować wraz z trzęsącymi się uszami.
Wielokrotnie w swoich przepisach ostrzegałem przed chilli, szczególnie tego prosto z Węgier, ale jak sądzę znacie już moje przepisy doskonale, więc nie ma obawy, że będziecie się skarżyć, tym bardziej, że reklamacji niesmakujących potraw nie przyjmuję😜. Moje eksperymenty smakują wyśmienicie, więc jeśli wam wasz wytwór nie smakował, to zapewne zrobiliście coś inaczej niż ja😁.
Czy pasty chilli było tym razem za dużo? No trochę szczypało😀.
Znawcą w temacie "jakie wino do jakiego dania" nie jestem, ale moje półwytrawne białe miło złagodziło "nadmiar" chilli w potrawie.
Specjalnie napisałem nadmiar w cudzym słowie, ponieważ dla każdego miara nadmiernie pikantnego smaku jest inna. Poza tym od dawna o mnie wiadomo, że mam "niewyparzony jęzor" więc dla waszego bezpieczeństwa ostrożnie z dawkowaniem pasty chilli, chyba, że lubicie tak jak ja.
A czym się różni ten przepis o tych innych fasolowych?
- Nie dodałem przecieru pomidorowego jak w większości przypadków. Pokrojone pomidory w sosie własnym okazały się wystarczająco pomidorowe.
- Nie ma tu parówek sojowych - może dlatego, że ich nie miałem😀.
- Użyłem 2 a nie 3 puszki fasolki, a to z prostego powodu: nie weszła by do gara, a przecież trzeba czasami zamieszać😉.
Jak już wspomniałem na początku: Bardzo mnie ucieszy Twój komentarz pod postem.
Pokaż mi, że moje pisanie nie jest nadaremno. Nie obawiaj się, że chwaleniem mnie spowodujesz, że będę się wychwalał jeszcze więcej...
Mój narcyzyzm jest i tak już dość wielki😀.
...no i byłbym zapomniał: Smacznego.
0 Komentarze
Twój komentarz jest dla mnie bardzo ważny. Dziękuję.