Gulasz na winie czyli co się nawinie to do gara


Wśród moich dań i przepisów górują fasolka po bretońsku i gulasz. Po chwili zastanowienia właściwie okazuje się, że fasolka to swego rodzaju gulasz fasolowy, przynajmniej Czesi nieznający określenie fasolka po bretońsku mówią gulasz. Jak już wspomniałem ostatnio słowo gulasz można użyć też w sensie mętliku w głowie albo bałaganu w rzeczach. Czy to tylko czeskie powiedzonka, nie wiem, bo nie odpowiedzieliście na moje poprzednie pytanie😒. Kiedy chwilę się zastanawiałem jak nazwać dzisiejsze danie przypomniało mi się kolejne powiedzonko, a to na pewno znacie: Zupa na winie - co się nawinie to do garnka. Moja danie chociaż do bardzo gęstych nie należy ale zupą nazwać się nie da no więc tytuł jest jaki jest ale czy składniki są zupełnie przypadkowe to dowiecie się czytając dalej😉.
Po przyjściu z pracy wszedłem do kuchni ale w innym celu niż gulasz. Byłem trochę głodny zarazem mając apetyt chyba na najbardziej ulubioną zupę w życiu.


Wodzionka. Znacie? Nie? To może znacie określenie, częste np na Śląsku Cieszyńskim: Chuda Jewka? Czesi, nie tylko w górskich schroniskach oferują swoisty zamiennik tej regionalnej potrawy nazywany czesneczka (česnečka) lub czesnekaczka (česnekačka). Opisywać nie będę, bo nie o tym dzisiejszy przepis. To tylko tytułem wstępu i dla zapobiegnięcia podjadania składników przygotowanych do gulaszu🤣.  

Oto co się nawinęło do garnka ale tak na prawdę to w 90% wiedziałem co do niego wrzucę.
Składniki:
• 80g klusek sojowych + 1,5 łyżki przyprawy typu Kucharek
• 2 papryki (czerwona i żółta)
• 230g pieczarek (1 puszka)
• ok. 5 liści laurowych, ok.10 kulek ziela angielskiego
• 400g pomidorów (1 puszka)
• 2 kostki bulionu
• chilli
• 6 ząbków czosnku
• 2 duże cebule + olej do smażenia i TelloFix do smaku
• kawałek selera
• 1 pietruszka
• 2 marchewki
• 0,5kg kapusty kiszonej (mojej)
• 2szt. 400g puszki czerwonej fasolki
• 2 łyżki oregano
• 4 łyżki sosu sojowego
• 3 łyżki papryki wędzonej

Jadąc ostatnie połączenie mojej dzisiejszej zmiany zadzwoniłem do żony aby mi zalała wrzątkiem sojové nudličky, których inną nazwę dotychczas przeze mnie używanej odkryłem niedawno podczas zakupów w Tesku. Jak wiecie okazało się, że to nie paski sojowe ale kluski. Zwał jak zwał, operacja zawsze ta sama: Soja do miseczki + do smaku jakaś przyprawa typu Kucharek, ale nie Tellofix, bo tego na późniejsze wylanie szkoda😉. Zalane wrzątkiem są gotowe do pracy za niecałą godzinę oczywiście aż po ich wystygnięciu😁.


Dlaczego wspomniałem o wystygnięciu? A dlatego, że mam zamiar pokroić kluseczki sojowe na kosteczki. Po pierwsze lepiej absorbują smaki współlokatorów z garnka, a po drugie nie będą tak parzyć pyszczka podczas jedzenia. Tak, proteina sojowa należy do tych, które podczas jedzenia potrafią oparzyć podobnie jak np. makaron. Ał!



Tak samo jak ostatnio, kiedy wpadłem na pomysł jak wzbogacić smak proteiny sojowej, dorzuciłem do gara kolejne składniki, które poza tym, że spełnią swoje zadanie, to też potrzebują więcej czasu na gotowanie niż inne składniki.


Tak jak napisałem na początku składniki dzisiejszego dania wcale nie są przypadkowe ale inne niż dotąd w moich przepisach z fasolą czy gulaszem. Dlatego też wiedząc, że nie mam w domu papryki zaopatrzyłem się w nią stojąc na dworcu autobusowym w Trzyńcu. Pokrojone na kosteczki powędrowały dotrzymać towarzystwa soi aby jej nie było smutno w oczekiwaniu na pieczarki😁.


Do gara nalewam odpowiednią ilość wody i odpalam płytę indukcyjną. Aby uprzyjemnić im kąpiel wrzucam na oko liście laurowe i ziele angielskie, chilli pastę Pista...😲!!!Stało się nieszczęście!
Wiedziałem, że w lodówce się kończy ale byłem przekonany, że w wielkiej szufladzie zwanej spiżarnia jest kolejna😭.


Słoiczek wypłukałem aby nie stracić nawet odrobiny tego smakołyku ale to będzie za mało😒.
W sumie mógłbym użyć jakiegoś chilli z szuflady (zawsze tam jakieś torebki są) albo wykorzystać coś z zeszłorocznych zbiorów, z po raz pierwszy w życiu zasadzonych 3 rodzajów papryczek chilli😍.


Jednak kiedy po raz trzeci upewniałem się, że pasty Pista na prawdę w szufladzie nie ma, zauważyłem dawno kupione 2 słoiczki.


Językiem sprawdziłem ostrość olejowej zalewy papryczek Piri Piri🤔...niezbyt ostre więc użyłem chyba z 6 sztuk. Skoro zacząłem słoiczek z papryczkami to i czosnek trzeba wykorzystać😉.


Dorzucam jeszcze pokrojone pomidory z puszki oraz 2 kostki bulionu.


Niech się spokojnie gotują, a ja mam sporo czasu na pokrojenie cebuli i jej uduszenie.


Po jakichś 20 minutach gotowania dorzucam pokrojone seler, pietruszkę, marchewkę i fasolkę z puszek oraz dodatkowo bardzo ważny składnik, którego użyłem niedawno tylko dlatego, że zostało niezupełnie wykorzystane do innego obiadu.


Kapusta kiszona, którą własnoręcznie znów ukisiłem w październiku zeszłego roku.
Jak również wspomniałem na początku, fasolka jest jednym z bardzo często powtarzanych przeze mnie dań. Po prostu bardzo ją lubię😊 i zupełnie niedawno gotując pełny gar wykorzystałem pół miseczki kiszonej kapusty. Was może smakowy rezultat nie zaskoczy ale mnie owszem😮 dlatego dziś z premedytacją stworzyłem nowe danie, które pobiło fasolkę po bretońsku. Nie no, żartuję, na pewno ugotuję "zwykłą wersję" chociażby dlatego, że beczka z kapustą nie jest niekończąca się. Teraz pisząc zawahałem nad słowem niekonieczna, które chciałem użyć ale uświadomiłem sobie, że to jest jedno z tych podobnych słów znaczących zupełnie coś innego. To by była językowa wpadka🤣, o których piszę w swoim starym poście o językowych faktach i mitach.
My tu gadu gadu a trzeba dokończyć gotowanie😉. Dodając kapustę dodałem oregano, sos sojowy oraz mieloną paprykę wędzoną, której smak w swoich daniach też odkryłem zupełnie niedawno.
Po kolejnych 20 minutach gotowania i sprawdzeniu, że wszystko miękkie, gulasz gotowy do spożycia ale poczekam aż troszkę wystygnie, i jakby nie było, głód zaspokoiłem wcześniej wodzionką🙂. Pod koniec gotowania oczywiście dodałem poduszoną i podsmażoną cebulę.


W zasadzie mój dzisiejszy przepis to kombinacja fasolki po bretońsku z gulaszem i bigosem😁.
Nie zapomniałem o czymś?🤔
Mówicie wino? Bo przecież gulasz na winie😁.
No dobra, naleję sobie po zjedzonym obiedzie i prawie dokończonym poście😉.


Na koniec dodam tylko tyle, że od razu po stwierdzeniu braku pasty Pista wszcząłem akcję zdobywczą (na fb) z zapytaniem: Kto mi przywiezie z Węgier? Okazuje się, że można kupić bliżej😉.
No i muzyczka gra. I to dosłownie. Aktualnie: Sonata Arctica - Still Loving You. Znacie na pewno w innej interpretacji ale polecam tę wersję. Ciekawa😉🤘.

kategoria blogaToni gotuje

0 Komentarze