Idziemy na Javorový. Ale który?


Tym razem nie będę was zamęczał faktem, że szczytów w okolicy o takiej lub podobnej nazwie jest więcej (3) podobnie jak Ostrych, ale kwestią, że kiedy ktoś rzuci hasło:
- Idziemy na Javorový - to wcale to nie musí oznaczać, że się idzie na ten najwyższy o wysokości 1032 m.n.p.m. Dla wielu ludzi bowiem szczyt jest tam gdzie jest chata (schronisko) i w wielu przypadkach szczyt jest tam gdzie jest piwo😀.
Przyszła kolej na mnie, no bo przecież obiecałem😉. Znów miałem tę przyjemność nie iść sam, bo koleżanka parę dni temu oznajmiła, że przyjadą z kolegą do swej rodzinnej wioski i chętnie by znów ze mną gdzieś szli i to niekoniecznie w Nýdku. Dobrze się składa, bo chciałem już ostatnim razem odwiedzić wreszcie ten szczyt.
Czwartek, 28 października to dla większości dzień wolny ze względu na święto państwowe, a dla mnie akurat dzięki cyklu zmian, czyli wolne po popołudniówce, a kolejny dzień to wstawanie o 3:20.
W przeciwieństwie do szczytów otaczających Nýdek pod Javorový trzeba podjechać. Poświęcił się kolega i około południa ruszyliśmy w stronę szlaku. Nie napisałem "wyruszyliśmy na szlak" ponieważ strategicznie obrałem na start parking koło dolnej stacji wyciągu. Jeśli czytacie między wierszami i domyślacie się, że scenariusz i reżyseria tej wycieczki są pod pod moim kierownictwem, to domyślacie się dobrze😉. Moi mili znajomi określili mnie doświadczonym turystą i zdali się na moje przewodnictwo😀. Szaleńcy! Nie wiedzą co czynią!😁
Gdyby czytali moje posty wiedzieliby do czego jestem zdolny😀. No cóż ich wybór ale postaram się ich nie zawieść😊. Z parkingu przy stacji wyciągu nie prowadzi żaden szlak ale sporo ludzi właśnie tędy chodzi.


Ścieżka chociaż nieznaczona to nie ma mowy o pomyłce. Jednym z najlepszych widoków było patrzeć na pasmo Czantorii a nawet dalej.


Szliśmy malowniczą jesienną drogą, która co chwilę oferowała nam przepiękne widoki. Las w 99,9% liściasty co dodawało kolorami szczególnego uroku, który na moich nieprofesjonalnych zdjęciach możecie sobie tylko wyobrazić🙂. Kiedy dochodzimy do zielonego szlaku zaczyna się dopiero ta prawdziwa przygoda z górami.


O ile nie znacie trasy spójrzcie na mapę to ten slalom czy jak go nazwałem zygzak (cz: cikcak) przecinający warstwy wysokości. Mapy do wglądu jak zwykle w: mapy.cz i traseo.pl. Stromo ale przyjemnie. Ścieżka gęsto usłana opadniętymi liśćmi, których jedyną wadą było, że czasami nie widać było kamieni lub tak samo często wystających korzeni. Poza zachwytem widokami można było sobie urozmaicić sobie wejściem na przewrócone drzewo😉.


Kolega widząc jak się mi to chwieje pod nogami raczej się odwrócił prorokując katastroficzny koniec😁. Stwierdził, że odwróci się dopiero jak usłyszy charakterystyczny odgłos spadającego ciała😀. Nic podobnego się nie stało ponieważ jak zwykle podczas moich wybryków zachowałem maksimum ostrożności😉 zeskakując po chwili jak jakiś kozioł górski. Kiedy przecięliśmy cyklotrasę 6201 na skrzyżowaniu Malý Javorový - sedlo(przełęcz) szliśmy kawałek szeroką ścieżką, której w mapach.cz nie widać (błąd zgłoszony😉) ale w traseo jest. Następnie skręciliśmy zgodnie ze skręcającym szlakiem w las, a kawałek dalej bujnie porośniętą wysoka trawą, która nie podobała się koleżance ponieważ twierdziła, że była wyższa niż ona😀. Patrząc teraz na mapę stwierdzam, że zostając na tej drodze było by krócej ale też zapewnie więcej ludzi, ponieważ idąc chwilę spotkaliśmy ich dość dużo. Nic dziwnego, Javorový jest bardzo popularny. Na szlaku też spotkaliśmy kilka osób. Krócej czy nie, przynajmniej już nie było tak stromo i mam nadzieję, że moi towarzysze podróży, kiedy im się to doniesie nie będą mi mieli tego za złe😊. Tak czy inaczej znów wyszliśmy na tę szeroką drogę podążając w kierunku górnej stacji wyciągu.


Malý Javorový(947m) już był w zasięgu nóg


Zanim weszliśmy na szczyt jeszcze poświęciliśmy chwil kilka na podziwianie dalekiej i szerokiej panoramy.


Szczyt oczywiście zapisany w apce, małe conieco dla ugaszenia pragnienia😉 zmiana spoconej koszulki na suchą i delektowanie się wyjątkową jak na koniec października pogodą. Słońce dosłownie przypiekało w plecy i można powiedzieć, że wcale nie wiało! Szczegóły ze statystyk wycieczki w BaseCamp donoszą, że siedzieliśmy tam prawie półtorej godziny. Już na początku zaproponowałem, żebyśmy nie kończyli tam gdzie wszyscy ale podążali na ten "prawdziwy" szczyt Jaworowego, do którego zostało zaledwie 1,8km. Zeszliśmy kawałek zielonym szlakiem do heliportu wchodząc tam na szlak niebieski. Zbliżając się do szczytu zauważyłem na drodze charakterystyczne kupki chlapniętego betonu. Nic nie mówiąc w myślach sam siebie pytałem:
- Po co tu kurde jechał mikser z betonem?!😲🤔 - Po chwili się dowiedziałem😃.


Obelisk, płyta z wyznaczonym kierunkiem północy i murek. Siedząc na chwilkę dosłownie czułem świeżość. Nie😀 nie był miękki, tylko czuć było jakąś chemią, impregnatem zapewne czy ja wiem co tam jeszcze dodają😉.


Spotkani turyści twierdzili, że musiało to powstać zupełnie niedawno. Sądząc po świeżości widzianych betonowych kleksów po drodze śmiem twierdzić, że najprawdopodobniej w tym miesiącu. Ładnie się postarali o upiększenie tego miejsca. Może to zachęci tych "leniuchów" kończących wycieczki przy nadajniku😉. Z wrażenia o mało zapomniałem zapisać szczyt: Javorový (1032m) w apce. To by była strata😲.
Pewnie zwróciliście uwagę, że czasami za darmo wam udzielam lekcji czeskiego podrzucając niektóre słówka. Zaskoczę was teraz... sam siebie zaskoczyłem i musiałem skontrolować czy aby na pewno się nie mylę😀. Wiecie jak po czesku się mówi na obelisk? Tak samo😃. Oczywiście nie mylić z Obeliksem😂 i proszę bez skojarzeń patrząc na mój brzuch😉.
Planując tę trasę wiedziałem, że nie musimy stąd kontynuować niebieskim i żółtym szlakiem ponieważ na mapie widoczny był skrót. Towarzyszący trochę z wahaniem ale zgodzili się czasami trochę narzekając, że dość stromo i do tego posłane gęstymi liśćmi, które chowały pod sobą liczne pułapki w postaci kamieni i gałązek. Można się było nieźle przejechać, ale obyło się bez upadku.


Kawałek dalej weszliśmy już na spokojną ścieżkę w kolorze żółtym z licznie otaczającymi nas kolorami jesieni😍.



Podczas licznych przystanków na podziwianie widoków staliśmy w miejscu, które zdecydowanie wyglądało jak jakiś szczyt. Spojrzałem do mapy i miałem rację: 916m. Dokładnie gdzie staliśmy nie było nic co by oznaczało ten nienazwany szczyt ale dla mnie się liczy, chociaż w apce nie zapiszę😉. Domyślacie się zapewne, że szczegółowo zapisuję swoje osiągnięcia do T50(nazwa robocza).
Żółtym szlakiem dotarliśmy do przełęczy o nazwie Gutské sedlo skręcając na zielony szlak. Szeroka szutrowa droga miała nas stopniowo przybliżać do celu.


Szliśmy dolną granicą rezerwatu przyrody o nazwie Gutské peklo (Gutskie piekło). Górną granicą szliśmy wchodząc na Javorový i idąc dalej żółtym podziwialiśmy dziwnie rosnące buki. Buk to przeważnie proste strzeliste drzewo, na które normalnie nie ma szans wejść. Drzewa tutaj mało tego, że rosły jakby wyrastały jedno z drugiego to i ich gałęzie były w wysokości osiągalnej dla jakiegoś wspinacza. Po konsultacji z mapą po raz kolejny wybieraliśmy krótszą drogę, nieubłaganie bowiem zbliżała się godzina 17 to znaczy, że może nas zastać ciemność. Mimo wszystko nie powstrzymywało nas to zbytnio aby podziwiać ciągle piękne widoki.


Często powtarzam, że pisząc relację z wycieczek przeżywam to jeszcze raz wyobrażając sobie jeszcze świeże wrażenia. Pomaga mi w tym również otwarta mapa z zapisanym śladem na drugim monitorze. I wiecie co? Nie po raz pierwszy stwierdzam po czasie, że coś mi umknęło. Kurde! Przechodząc pod Gutskim piekłem byliśmy zaledwie 40 metrów (jeśli dobrze liczę) od Gutskich wodospadów (Gutské vodopády)😫. Być może nie był to jakiś wielki wodospad ale jako kolejna atrakcja wycieczki była by super.


Mówi się trudno i idzie się dalej😉. Na pocieszenie podsumowanie:
świetne towarzystwo, przepiekna pogoda, 13,5km, 2 zapisane szczyty.


Dodatkowym pocieszeniem jest "okrągła" cyfra zapisanych szczytów.


Ta 50ka wróży dobrze! Wygląda na to, że spełnię swoje osobiste wyzwanie, tym bardziej, że ta wycieczka jest 40tą w tym roku!
Na zakończenie jednak okazuje się, że będę zamęczał pewnymi ciekawymi faktami😊😀. Czystym zbiegiem okoliczności kolega był dziś również na Javorovým. W opublikowanym na FB poście zaznaczył lokalizację: Javorový vrch. Po oglądnięciu zdjęć w komentarzu zapytałem:
- Javorový vrch,1032m czy Malý Javorový, 947m?😉.
Pojawiła się różnica zdań ponieważ twierdził, że Malý Javorový jest przy górnej stacji wyciągu. Linkiem do map.cz wyprowadziłem go z błędu i przyznał mi rację, ale...!
nie dało mu to spokoju i zaczął szperać w papierowych mapach z roku 1966, 2000 a 2008. Dorzucił oczywiście fotki no i załatwił mnie na cacy😁. Oczywiście również jestem w posiadaniu papierowych map(2007 i 2000)  i jak to mówią Czesi: Důvěřuj, ale prověřuj (Ufaj ale sprawdzaj).


Tym razem przyznałem rację ja jemu😀. Co więcej na drugiej mapie z 2000 roku okazało się, że szczyt, którego teraz na mapie przy górnej stacji nie ma, nosił nazwę Mladý Javorový, 881m (skrót Ml.)😲 a szczyt 946m był bez nazwy.


Takie spory to ja lubię😁. Jak to mówią: Wilk syty i owca cała czyli obaj mieliśmy trochę racji😉. Pisał, że zwróci uwagę w odpowiednich miejscach związanych z kartografią, a jak go znam wiem, że to zrobi. Ja, jak znajdę czas, napiszę do twórców mapy.cz😊.

0 Komentarze