Śmierć w oczach i morderstwo na szlaku w Lomné



10 dni minęło od ostatniej wycieczki. Przyznaję się bez bicia, że raz zwyciężyło lenistwo ale reszta to serio mój chroniczny brak czasu przeważnie spowodowany pracą. Są jednak momenty w mej pracy, które stają się właśnie impulsem do wyjścia.
Dolna i Górna Łomna to chyba najbardziej rozwijająca się wieś w okolicy pod względem turystyki. Zachęca różnymi sposobami i nawet urząd wojewódzki, który koordynuje doprawę autobusową we współpracy z przewoźnikami wprowadził w okresie sezonu więcej weekendowych połączeń. Plan się powiódł, bo turystów bywa sporo. Jeżdżę tam raz na 4 tygodnie jeden kurs tam i z powrotem, no i w drodze powrotnej jechała ze mną znajoma, o której kiedyś może wspominałem pod kątem wspaniałej rady co do skarpetek z merino wełną. Po raz pierwszy zagadaliśmy do siebie, kiedy jechała ze mną z Głuchowej po jednej z licznych wycieczek. Toni gaduła, ona też do nieśmiałych nie należy więc po kolejnym spotkaniu w autobusie zapytałem czy ma fb😊. Upływały tygodnie konwersacji w oczekiwaniu na pasujące w pracy grafiki no i wyruszyliśmy, nie inaczej niż autobusem😃.
Dojechaliśmy na końcowy przystanek Horní Lomná, Horní Přelač i ruszyliśmy żółtym szlakiem w stronę pierwszego szczytu Muřinkový vrch (978 m) pod którym jest kapliczka, źródełko i sporo ławeczek. Turystów żadnych, bo wtorek🙂.



Pasmo graniczne ze Słowacją, gdzie mnie znów "przywitała" natrętna wiadomość od Ministerstwa Zdrowia ČR z informacją o konieczności wypisania formularza przyjazdowego...no comment!😡
To miejsce jest dla większości turystów szczytem ale ten właściwy znajduje się o 270 metrów dalej. Jak sądzę chodzą tam tylko Górozbieracze😉. Oczywiście, że musiałem, przecież go nieominę, aczkolwiek obiecałem sobie, że o ile będą szczyty, które nie leżą w bezpośredniej bliskości szlaku to sobie daruję ze względu na towarzyszkę podróży😊, która nie przepada za nieznaczonymi drogami. Z jej zgodą opuściłem ją na chwilkę i poleciałem tak szybko, że w połowie drogi mi zabrakło tchu. No i mówię sobie:
- No i po co?! Przecież poczeka😁


Uwielbiam te mniej uczęszczane miejsca. Mają niesamowity urok😍. Wąska ścieżka no i ta jesień. Chciało by się powiedzieć i to cicho ale tego dnia dość wiało, nawet tu w lesie. Najprawdopodobniej szczyt był gdzieś w prawo ale był tam taki gąszcz krzaków, że mi sie jakoś nie chciało szukać, głównie z powodu czekającej koleżanki😊 ale również dlatego, że niedowierzam dokładności gps w mojej Nokii i sądzę, że byłem na miejscu. Jeśli nie to na szczęście mój zapis w odległości około 20m jest zaliczony.


Wracałem tą samą malowniczą ścieżką


Wróciłem do ławeczek i posiliłem się małym conieco umilając sobie ten czas naszym gadulstwem. Potem wyruszyliśmy czerwonym szlakiem po granicy na Velký Polom(1067 m) podziwiając po drodze widoki.


Ku mojemu miłemu zaskoczeniu koniec stromego podejścia zaoferowało mi bonus w postaci skały. Wiecie jak ja je kocham😍. Na zdjęciu co prawda nie widać ale stoję właśnie na niej patrząc w dół na ścieżkę, którą przyszliśmy.


Wiedziałem, że po drodze są jakieś ale nie spodziewałem się, że aż tyle, więc obowiązkowo kolejny przystanek na żądanie😁, bo jak tylko się dało musiałem na niej stanąć patrząc w dół w urwisko.



Widoki w wielu odcinkach szlaku przepiękne, była mgła w oddali ale jak się człowiek przyjrzy to zobaczy Tatry. O te widoki postarał się znany wszystkim kornik (cz: kůrovec).


Kolejny szczyt zapisany, a przy okazji zarzucona kamizelka, bo czym wyżej tym bardziej wieje.


Kawałek dalej kolejna skała.


Ta też nie była zbyt wysoka, przynajmniej nie ze strony szlaku, ale gdyby jakimś cudem można ją było podejść to wysokość należała do imponujących. W dole leżało sporo poprzewracanych drzew, których nikt nie sprząta. Byliśmy bowiem w rezerwacie przyrody.
Na skrzyżowaniu szlaków czerwonego z niebieskim dla pewności sprawdziłem aplikację czy przypadkiem nie ma jakiegoś szczytu, bo było by szkoda nie zapisać😉.


Polacy często się śmieją z czeskiego języka ale słowacki też jest niczego sobie😂.


Szliśmy nadal grzebieniem. Wiało ale było ładnie słonecznie. 


Idąc dalej przeszliśmy przez jakiś szczyt bez nazwy o wysokości 954m... no co doliczę go sobie do swojej listy osiągnięć😁. Następnie dotarliśmy do Kamenné Chaty. Dochodząc chwilę się zastanawiałem:
- Już tu kiedyś byłem🤔
Dawno temu😉 przy okazji odkrywczej wyprawy na Megońskie kamienne kule i wodospad Jastrzębia.


Normalnie wyobraźcie sobie, że w poniedziałki, wtorki i środy zamknięte😕.


No cóż, posilimy się z własnych zapasów😉. Na szczęście można wejść do wieży Tetřev.


Nie taka wysoka jak na Czantorii😉 ale za to przeszklona. Szyby upalcowane, ale udało się zrobić parę zdjęć. Słowacka panorama robiła wrażenie😲.


Jak również widoki dzielące Słowację z Czechami


Jak każda wieża widokowa oferowała widoki na każdą stronę😉wiec spojrzałem też na Beskidy.



Posiedzieli, pogadali, pojedli, popili... no i poszli😃. Przeszklona wieża dodawała komfortu, bo chociaż na zewnątrz wiało, to przez okna słońce bardzo przyjemnie zagrzało. Schodząc po krętych schodach uświadamialiśmy sobie co nas czeka, schodzilismy jak do piwnicy, było coraz chłodniej.


Wiedziałem, że gdzieś w pobliżu ma być jakiś szczyt, ale z braku czasu, no wiecie... rozmowy nie miały końca😁, sprawdziłem dopiero teraz i okazało się, że to zaledwie 20 metrów!


Kolejny szczyt to Čerchlaný Beskyd(945 m), w którego punkt wkraczają zapewne tylko Górozbieracze, no bo po co by tu szedł zwykły turysta😉. Muszę wam jednak powiedzieć, że stąd rozlega się zdecydowanie lepszy widok niż dosłownie parę metrów niżej.


Nie wiem jak wy ale ja podczas swoich wędrówek czy wcześniej wyjazdów na rowerze czerpię niesamowite siły, które mi daje otaczająca mnie przyroda. No sami powiedzcie, aczkolwiek jasne jest, że zdjęcia nigdy tego uroku nie oddają.


To samo miejsce, ten sam aparat, teoretycznie te same (automatyczne) funkcje ale zdjęcia się różnią. Kiedy robię panoramiczne zdjęcia robię je raz z lewej strony następnie z prawej. To aby uniknąć jakiegoś błędu w zapisie, bo i to się zdarza😉.


Szliśmy dalej czerwonym szlakiem przez skrzyżowanie Kostelky aż do kolejnej chaty Severka, która jest popularna chyba ze względu na wyciąg. Ale nie działał😲. No cóż, okres międzysezonowy chyba😉.


Powiem wam: Fajna ta koleżanka😊. Właściwie to nie musieliśmy tu iść, ale poświęciła się dla mnie ze względu na szczyt umiejscowiony tuż obok chaty. Zna to tu dość dobrze i kiedy powiedziałem, że ten szczyt nazywa się Kostelky(962m) to stwierdziła, że nikt tak na to miejsce tu nie mówi.


Trochę mam w tym chaos. Na mapie to Severka(957m) ale szczyt w aplikacji mi zapisało jako Kostelky🤔. Twórcy apki mają zadanie😉.


Ponadto nie jestem pewien czy byłem zupełnie w punkcie szczytu, bo jak już wspomniałem moja Nokia w tym ma problemy. Nie mniej jednak sympatyczne miejsce i skała wystająca z ziemi stała się dla mnie szczytem do zapisania😃.


Jednoznacznie muszę stwierdzić, że ludzie odwiedzający mniej uczęszczane miejsca zobaczą zdecydowanie więcej. Chociażby widoki, którym robiłem zdjęcie nad wyciągiem widziane z innego miejsca.

Już przedtem się zastanawiałem, czy przypadkiem ten kopiec wystający nad ta panoramą to Ostry(1044m)?🤔 Wróciliśmy kawałek, gdzie skrótem weszliśmy na niebieski szlak. Kiedy następnie doszliśmy do skrzyżowania z utwardzoną drogą spojrzeliśmy na mapę. Szlak skręcał w lewo ale idąc kawałek w prawo pojawiła się propozycja skrótu i co więcej możliwość zapisania kolejnego szczytu U Skály(836m), który w mapach.cz nazwy nie posiada. Koleżanka znając niektóre moje przygody gdzie ścieżka wsiąka w las miała trochę obawy ale na początek droga dość szeroka i wyglądająca obiecująco. W nagrodę otrzymaliśmy piękne widoki zachodzącego słońca.



Następnie wspomniana skała, którą widzielibyśmy z dołu idąc niebieskim ale tu mieliśmy ją dokładnie przed sobą.


Oczywiście musiałem wejść na samą krawędź😉.


Ale bez obaw nie wspinałem się na tę najwyższą😃 tylko tę obok.


Stąd mogłem zobaczyć wcześniejszą skałę, od której zapisany wcześniej szczyt zapewne otrzymał swoją nazwę. Nie wątpię, że patrząc na te skały z dołu też wyglądają ładnie ale bezpośredniego kontaktu nie zastąpi nic😉.


Tu przy skale skończyła się szeroka droga co wywołało zapytanie którędy dalej. Spoglądając w dół stwierdziliśmy:
- Tędy na pewno nie!


Na szczęście udało się zejść obchodząc skalę wąską stromą ścieżką.


Tam się okazało, że byliśmy dokładnie tam gdzie przed chwilą patrzyłem z góry😃.


Kawałek dalej wąska ścieżka chwilę zniknęła😲 ale pokazała się z powrotem. Jeszcze dalej trafiliśmy na rozgałęzienie i tu zacząłem się obawiać o swoje życie! Groziło bowiem morderstwo na szlaku! Towarzyszka podróży przewidywała katastroficzny koniec ścieżki obawiając się, że nagłe się skończy i pozostanie tylko las! Obie ścieżki wyglądały na oko tak samo, wybraliśmy tę w lewo obserwując mapę, która pokazywała jak oddalamy się od tej, która na mapie była. Wąska, często mokra od wieczornej rosy, albo bardziej od śmiertelnego potu spływającego mi z czoła!

Zostawiając was chwilę w napięciu zapytam czy zauważyliście, że chyba po raz pierwszy odkąd blog istnieje dotarłem do myśli, skąd się w ogóle wzięła nazwa bloga? Podpowiem wam:
Jessica Fletcher - mówi wam to coś? Nie? to klik na jej imię(odsyłacz)😉. Chwilkę jeszcze potrzymam was w napięciu ponieważ najwyższy czas wstawić mapę, czyli zapis śladu wycieczki.
Zrobię to szybko bez zbędnych obrazków:

Jak się zapewne domyślacie 😉 jednak przeżyłem😀. Ścieżka doprowadziła nas z powrotem do niebieskiego szlaku. uff! Gdybyśmy wybrali tę w prawo, też byśmy doszli. Na szczęście nie wszystkie drogi na mapie są nie do użycia😉.
Podsumowując: 12,4km, 7 szczytów(5 zapisanych), 4785 punktów, miłe ugadane towarzystwo, wyśmienite samopoczucie potem prysznic sen i pobudka o 3:20! Same pozytywy, co nie?😁


Przy okazji zauważam, że aplikacja dość zżera baterię telefonu ale żaden stres, w razie czego nowy powerbank kupiony. Najważniejsze, że są  kolejne szczyty do kolekcji czyli te w kolorze żółtym😍.


Mam już 41 szczytów, 48 szczytów w sumie z tymi, które były odwiedzone więcej razy, 29503 punktów! no i zdradzę wam, że to była moja 39 wycieczka w tym roku. Jak sądzicie? Dam radę z tym swoim osobistym wyzwaniem?

0 Komentarze