Jak ten czas leci, minęły 2 lata odkąd zacząłem jeździć autobusem.
Pamiętacie pewnie, że krótko po starcie miałem mniejszą stłuczkę, ale od tego czasu pilnuję się i "oczy mam dookoła głowy" aby zachować stan bez kolizji i bez szkody.
Nie licząc pojedynczych przypadków całe 2 lata jeżdżę w jednej marce, chociażby dlatego, że innych autobusów w naszej firmie nie ma. SOR wyprodukowany w Libchavach, gdzieś w Czechach, często krytykowany albo nawet złośliwie są wyszukiwane znaczenia skrótu. Oto kilka przykładów:
Sere se Opravdu Rychlé
Stroj Oprav a Reklamací
Solidně Oje*ana Rachotina
S*ačky Obrovských Rozměrů
Sotva Objede Republiku
Strach Obavy Rozčarování
Smůla obyčejných robotniku
Směs Originálního Rachotu
Starosti Opravy Reklamace
Stroj Obrovské Rarity
Tłumaczyć nie będę ale jak sami widzicie twórczość rozczarowanych kierowców jest wielka, ale oryginalnie SOR pochodzi od słów: Sdružení opravárenství a rozvoje czyli: Stowarzyszenie napraw i rozwoju.
Ja, może dlatego, że zbytnio porównania nie mam, chwalę sobie, a nawet wyszukuję plusy naprzeciwko chwaleniu "prawdziwego" autobusu. Tak, bardzo często mówią, że nie zasługuje na miano autobus ze względu na swój rodowód firmy, która kiedyś (być może i nadal) produkowała maszyny rolnicze.
Jakby nie było w porównaniu ze starymi autobusami wielką wygodą jest, niskie siedzenie nad ziemią, co często przyrównuję do prowadzenia większego dostawczaka, ale oczywiście prowadzi się nieporównywalnie inaczej. Niskie siedzenie wynika z tego, że bardziej niż kiedyś dba się o ludzi, którym po schodach źle się wchodzi, nie mówiąc już o matkach z wózkami. Dziś teoretycznie nie potrzebują pomocy jakiegoś dżentelmena, pod warunkiem, że wychodzą w ten sam sposób jak wchodziły, czyli cofając się do wyjścia. Czasami serio mam obawy patrząc w lusterko, że wyjeżdżając przodem zrobi koziołka razem z wózkiem.
O autobusach SOR się mówi, że co sztuka to oryginał, bo jak wspomniałem mamy w zasadzie tylko takie (nie licząc kilku dieslowych Iveco) i chociaż nie mam często możliwości prowadzić inny, wiem, że są takie, które wolniej przyśpieszają, albo na odwrót jeden ma mniejszy skręt.
Możecie sobie wyobrazić, kiedy na jednej pętli przy dworcu w Bystrzycy, gdzie zawracam kilkanaście razy za dzień i mam dosłownie wytrenowane na milimetry to miejsce, aż tu nagle przed oczami pojawia mi się olbrzymi świerk i muszę się nieźle napocić aby przed nim wyhamować.
Jest to dowód na to, że człowiek się uczy całe życie, a kierowców to nawet tego uczą, że ma zachować szczególną ostrożność przy zmianie wozu i nie chodzi tu tylko o sprzęgło czy hamulec.
Nasz egzemplarz w miarę się udał, ale też nie obyło się bez kilku napraw czy wymiany części, a to ma dopiero 136 tysięcy na tachometrze. Już od dawna twierdzę, że jak traktujesz swój samochód tak on traktuje ciebie. W zasadzie podobnie jest z ludźmi i kiedy rozmawiam z kimś o pracy, a ta osoba mnie "podziwia" za to, że tak chętnie pracuję z ludźmi. Większość uważa, że pasażerowie są niemili, wieczni narzekacze, a jeśli chodzi o ewenementy typu "nieładnie pachnący" czy pod wpływem alkoholu, to podobno lepiej nie mówić.
Nie dawno na ten temat wspomniałem w swoim innym poście więc nie będę się zbytnio powtarzał, bo pewnie kiedy klikniecie na tag "autobus" pojawi się kilka podobnych wpisów, gdzie ciągle chwalę ludzi.
Z drugiej strony wiele razy już o sobie słyszałem, że jest w moim spojrzeniu czy nawet usposobieniu coś takiego, że budzi respekt. Kiedy ładnych parę lat temu pewna koleżanka powiedziała mi, że przed laty dosłownie się mnie bała, to byłem w szoku.
Wiecie, nie jestem świadomy tego, abym budził w ludziach strach, ale z drugiej strony coś w tym jest.
Jak inaczej wytłumaczyć porządek i spokój w autobusie😉? Za te 2 lata mógłbym chyba na palcach jednej reki wyliczyć przypadki, że musiałem interweniować z jakiegoś powodu.
Prawie od początku swojej kariery autobusowej jestem członkiem grupy na fb, gdzie piszemy o różnych rzeczach codzienności kierowcy. Na pewno jest różnica między kierowcą autobusu miejskiego i dalekobieżnego lub wycieczkowego w szczególności co do zachowania pasażerów i częstych przypadków zanieczyszczania wnętrza co najmniej papierkami. Ja na swoich przymiejskich liniach (taki rodzaj linii pomiędzy wioskami przylegającymi do miasta) zbiorę za zmianę maksymalnie z 5-10 papierków.
We wspomnianej grupie niedawno natknąłem się na ciekawy dialog, opisany przez jednego z kierowców:
- Jako kto pan pracuje?
- No, wie pani, miałbym chyba odpowiedzieć, że pracuję jako kierowca autobusu, ale nie było by to prawdą.
- Dlaczego? Co pan ma na myśli?
- To bardzo proste. Nie pracuję jako ale na prawdę, a co więcej nie tylko, że jest to moja praca, ale ja po prostu jestem kierowca autobusu, to jest mój styl życia.
- To bardzo ciekawe. Proszę mi powiedzieć czym się taki styl życia charakteryzuje?
- To bywa różnie. Nigdy nie piję, cały czas mam przy sobie telefon gdyby koledzy potrzebowali pomocy, chodzę spać i wstaję według rozkładu jazdy. Właściwie według rozkładu jazdy chodzę i na WC. Kiedy idę ulicą pasażerowie mówią mi dzień dobry, a obcy ludzie patrzą na mnie dziwnie, dlatego że prawie cały czas macham w kierunku jezdni i prawie każdy autobus na mnie mruga światłami albo trąbi.
- O kurcze, a jak pan doszedł do takiego stylu życia?
- Wie pani co, z tym się człowiek urodzi, a jest to na całe życie, dlatego jest nas tak mało.
Aby uściślić tę wypowiedź muszę zwrócić uwagę na zwrot "pracuje jako".
Otóż nie jestem pewien, czy tak samo się da odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ w języku czeskim, kiedy się użyje słowa "jako" może to dość często oznaczać, że "na niby".
Tak czy inaczej sens całej rozmowy jest chyba oczywisty.
Prawdą jest, że w dzisiejszych czasach są kierowcy i osoby, które posiadają prawo jazdy. Tym drugim sposobem określa się ludzi, którzy swoim zachowaniem nie zasługują na miano kierowcy.
Tak samo prawdą jest, że niestety wielu kierowców autobusów już dawno powinni się pożegnać z tym wykonywanym zawodem, ponieważ ewidentnie widać, że ich to nie bawi. Tylko, że gdzie pójdzie, kiedy na karku 50 lub więcej, a "nic" poza tym nigdy nie robił?
Kolejnym faktem jest, że w tym dialogu w sporej części widzę siebie. To jest mój styl życia, do którego się po prostu narodziłem, tylko zadziwiające jest, że dojrzałem do tego dopiero po 40. Nie na darmo śpiewał jeden artysta, że "po 40 człowiek wie, na co stać go na co nie"😁.
Na to oczywiście składa się kilka powodów i chociaż często wypomina się, że czasy kiedy zawodowy kierowca musiał najpierw coś najeździć ciężarówką żeby wsiąść do autobusu, to w dzisiejszych czasach wystarczy się przesiąść z kategorii B.
Mówi się, że z tego właśnie powodu wygląda to jak to wygląda, ale osobiście będę bronił tych "niedoświadczonych" kierowców i nie tylko dlatego, że sam właściwie przesiadłem się z osobówki.
W naszej firmie poza innymi "świeżakami" mamy chłopaka, który mając niewiele ponad 20 lat zrobił prawo jazdy kat.B i nie zdążył nawet zacząć zdobywać doświadczenia osobówką, bo od razu zrobił kategorię D. Wierzcie nie wierzcie chłopak daje radę! On ma po prostu do tego smykałkę, albo jak się inaczej mówi: urodził się z kierownicą w rękach.
Do niedawna odnosiłem wrażenie, ze jestem jednym z nielicznych, którzy idą do pracy z zapałem, chęcią czy inaczej nazywaną radością z tego co się robi. Jak wiecie siłą rzeczy wykonywanej pracy i innych swoich zamiłowań, obserwuję ludzi i okazuje się, że nie jestem wyjątkiem.
Kilka dni temu wsiadła pewna młoda koleżanka do autobusu i jak to zwykle bywa, z uśmiechem:
- Cześć, cześć, jak się masz?
Niedawno zaczęła po urlopie macierzyńskim pracę. Uśmiech od ucha do ucha i mówi:
- Podoba mi się ta praca. Potrafię sobie siebie wyobrazić, że będę to robić do końca życia.
- To świetnie, ja też należę do tych którzy lubią swoją pracę. - odpowiadam, a z siedzenia z drugiej strony odzywa się starsza pani:
- Ja też uwielbiam swoja pracę!
Jestem świadom tego, że być może podobnie jak moja młoda koleżanka, to może być początkowy zapał, ale słomianym bym go nie nazwał. Może ktoś powiedzieć, że to dopiero 2 lata, że pewnie co innego bym mówił po 30-40 latach jeżdżenia, bo i takich kolegów w pracy mam.
Jedna moja znajoma koleżanka, pani psycholog powiedziała kiedyś, że człowiek wypala się w pracy po 7 latach i że konieczna jest, po osiągnięciu tego maksimum, zmiana.
Coś w tym jest, tym bardziej, że z ta opinią spotkałem się wiele razy, a i o sobie mogę powiedzieć, że w poprzedniej pracy się totalnie wypaliłem. Być może wynikiem jest 30 przepracowanych lat rękami, ale teraz sobie chwalę i zobaczymy jak długo mi to wytrzyma.
Zapewne dobrze pamiętacie post, którym stwierdziłem, że marzenia się spełniają, tam wspomniałem gdzie zaczęły się moje marzenia związane z autobusem. Niedawno, przy okazji zakupów w Cieszynie, nie mogłem oprzeć się pokusie, kiedy dosłownie trąbił na mnie i migał światłami😉.
No i weź się tu oprzyj. Nie ma szans! Model ma rozmiary 145x35mm i jeszcze nie wymyśliłem jak go zamontować w swoim autobusie. Jakby nie było w pracy nadal przesiaduję 240-250h/miesiąc, więc czemu by sobie nie upiększyć miejsca pracy😉.
Ciekawi mnie wasza praca, a raczej kwestia tego czy chodzicie z musu czy może należycie do tych "nielicznych" jak ja i kilka spotkanych ludzi?
Jeśli was jeszcze nie zanudziłem i mieliście siłę doczytać do końca to pozostawcie po sobie jakąś reakcję.
Nie wiem, czy do końca roku jeszcze coś nastukam, więc w razie czego, życzę wam na ten nachodzący Nowy: Zadowolenia z pracy.
0 Komentarze
Twój komentarz jest dla mnie bardzo ważny. Dziękuję.