Wegetariański gulasz - wersja z papryką i cukinią


Zachciało mi się czegoś dobrego.
Czesi są dobrymi kucharzami ale wszystko robią z mięsem. No, powiem wam, że nie mam tu lekkiego życia😉. Jedną z ulubionych potraw w regionie gdzie mieszkam to gulasz. Można by wymieniać rodzaje ale nie będę podpowiadał niewegetarianom.😀 To wegatarianom ma cieknąć ślinka, bo danie przepyszne😜.
Normalnie gupi ten wujek w goglach, podkreślił mi słowo "wegetarianom" a ja zwątpiłem, że po latach pobytu za granicą zapomniałem jak się odmienia😮.
Wracając do tematu...
Zachciało mi się czegoś dobrego no i wymyśliłem. Właściwie to żona podpowiedziała główny składnik.😉 Nie macie pojęcia jak się cieszy, że najbliższe 3 dni nie musi gotować.Najpierw zerknąłem do internetów jakie przyprawy najlepiej do takiej kombinacji, bo przyznaję szczerze, że chociaż ze mnie eksperymentator to w kwestii przypraw lubię poradzić się "fachowców".
Przy okazji sprawdziłem, chociaż byłem przekonany, że na pewno nie ma, czy już kiedyś gotowałem jakiś gulasz.
😮Nie możliwe! Jest. Ale a'la gulasz. Oj! I stary ten przepis.
Składniki mam po ostatnich zakupach, więc do dzieła.
Tym razem nie rozdzielę posta do części składniki i przygotowanie, ale zrobię to w całości. Nie będę tłumaczył, sami zobaczcie.

160g pasków sojowych
1 łyżka vegety
- zalałem wrzącą wodą na minimalnie pół godziny pod pokrywką, aby ładnie zmiękła.
4 żółte papryki
2 papryczki chilli  - nie miałem odwagi więcej, trochę podczas próby szczypały. Dostałem od koleżanki z jej własnego ogródka.
- żółtą pokroiłem na kosteczki
- chilli na drobno wraz z ziarenkami
Zgadnijcie co zrobiłem zaraz potem?😉😀
Umyłem ręce, abym nie był zaskoczony w czułych miejscach ciała.

Tak pokrojone wrzuciłem do garnka, dodałem oleju i dusiłem aż papryka zmiękła, powiedzmy pół godziny na pół mocy płyty indukcyjnej.
Czyli sporo czasu na przygotowanie głównych składników.

3 cukinie - pokrojone na kosteczki
450g fasolki szparagowej - już pokrojona, bo mrożona
1-2 marchewki
1 pietruszka - pokrojone w kosteczki

Wszystko to wrzucam do największego gara jaki mam: 5 litrów!
To będzie wyżerka.😀
Trochę się przeraziłem, że ilość produktów, które postanowiłem użyć nie zmieści się do niego, bo jakby nie było jest to kolejny mój eksperyment nigdzie nieodgapiany. Po prostu jak to mówią: Na oko.
W tym czasie proteina sojowa, którą wcześniej odcedziłem, jest chłodna i nadaje się do krojenia na ciut mniejsze niż "fabryczne" paski w Czechach z nazwą: nudličky, pochodzące bardziej od słowa nudle czyli makaron, ale jak sami wiecie z makaronem nic wspólnego nie mają, dlatego ja nazywam je sojowymi paskami. Znacie inną nazwę? Dawać.😉
Najważniejsza informacja, która już podawałem w przepisach z proteiną sojową:
Wodę użyta na zalanie suchych pasków sojowych wylewam. Podobno nie powinno się spożywać.
Nie pytajcie dlaczego, nie wiem i nie mam zamiaru sprawdzać.😜
Po prostu robię jak mnie nauczyli.
Soja ląduje w garnku wraz z kolejnymi składnikami:

2 łyżeczki oregano
ok. 10 kulek czarnego pieprzu
ok. 6 kulek ziela angielskiego
chciałem dodać tradycyjnie liść laurowy ale okazało się, że zabrakło
1 łyżeczka mielonego kminku
2 kostki bulionu
Następnie sięgnąłem do szuflady gdzie mamy zapasy po puszki pomidorów, otwieram wlewam do miski i...
- Kurde, czemu znowu kupiłem krojone, nie całe?! - pytanie retoryczne skierowane do siebie i żony.
Kiedy się decyduję na użycie pomidorów z konserwy wolę te całe. Widać przynajmniej jak wyglądają. Te pokrojone jakoś nie darzę zaufaniem jeśli chodzi o jakość przed operacją.
No trudno, większość składników już gotowa a do sklepu specjalnie nie pojadę.

Tak więc oszczędzając pracę 850g krojonych pomidorów (2 puszki) wędruje do garnka a za nimi uduszona papryka oraz 200g przecieru pomidorowego.
Dolewam do 3/4 pojemności garnka wodą i zaczynam gotować.
Weszło! Odsapnąłem, bo została tylko cebula i czosnek, za które właśnie czas się zabrać.
3 średnio duże cebule - pokrojone na drobno. Nowy nóż wspomniany w poprzednim (chyba) poście świetnie się spisuje, nie licząc faktu, kiedy parę dni później kroiłem cebulę na jajecznicę na śniadanie no i jakoś tak niechcący wbiłem sobie pomiędzy kciuk i ukazujący.
 - Kurde! Ale ostry ten szpic!
 - Żono, pomocy! Chusteczkę i plaster poproszę.
Nie, żebym się nie umiał opatrzyć (przecież 4 lata w szpitalu pracowałem), nie chciałem zachlapać krwią wszystkiego w okolicy. Pomógł tzw. chwyt szokowy😉 (moja nazwa, nie szukajcie w słowniku medycznym😀) ścisnąłem palcami drugiej ręki aby powstrzymać pierwsze krwawienie.

Dziś obyło się bez urazu ponieważ należę do ludzi, którzy uczą się na błędach.
Dla pewności jednak 4 ząbki czosnku pokroiłem starym ulubionym, tym niebieskim, pamiętacie go?
Oczywiście czosnek pokrojony na większe kawałki aby, kiedy uda się złowić, pocieszył smakosza czosnku.
Cebula i czosnek z łyżeczką TelloFixu wrzucam do garnka dusząc na oleju.
Podczas duszenia papryki stwierdziłem, że duszenie w garnku wygodniejsze niż tak jak robiłem dotąd na patelni.
Dodałem jeszcze 2 łyżki sosu sojowego i odstawiłem do czasu kiedy stwierdzę, że już można dodać do reszty.
Trwało to jakichś 10 minut zanim się zagotowało, następnie następnych 10 gotowania na ciut więcej od wspomnianej wcześniej mocy, czyli na 7.
Mimo wszystko czegoś mi do smaku jeszcze brakowało.
Chwila namysłu i  dodałem 3 łyżeczki wędzonej papryki czerwonej, która mi niedawno wpadła w oko w regale sklepu gdzie wybierałem brakujące przyprawy.

Zagotowałem ok. 5 kolejnych minut i...
- Ooo! Niezłe.
Na koniec jeszcze 2 łyżki mąki roztrzepane w mniejszym słoiku z wodą, aby trochę zagęścić i zabielić.
Podczas pisania na pewno wystygło trochę więc idę spróbować czy dobre.
 - Ha! Wątpicie?😜😀
Muszę wam powiedzieć, że te 2 chilli papryczki na 5 litrowy gar zrobiły wyśmienity smak.
Pozwoliłem sobie na pikantne danie, ponieważ, żona większości moich specjałów nie jada, tym razem z powodu papryki.
Sami wiecie, że nie zawsze jestem samochwałą i kilka przepisów samokrytycznie podsumowałem, że nie do końca udane, ale ten dzisiejszy jest po prostu bombooowy!
Koniecznie spróbujcie.🙂
Pochwaliłem się oczywiście koleżance od papryczek. Wiecie co napisała?
Ona do gulaszu daje maksymalnie pół jednej takiej papryczki 😀 no ale też nie do 5 litrów.
Dzięki Niki.

0 Komentarze