Na Czantorię niekoniecznie szlakiem


Miałem nie pisać o tej wycieczce, ale po zastanowieniu stwierdziłem, że dzięki temu, że pieszo, odkryłem kilka ciekawych szczegółów. Jak wspomniałem w ostatnim rowerowym poście, wybraliśmy się z żoną na Czantorię.
Nie wiem czy przekonały ją poziomki czy po prostu miała ochotę na "spacer"😉. Szliśmy trasą, którą jechałem ostatnio 2x na rowerze. Dalej o jakieś 2 km, ale zdecydowanie wygodniej niż czerwonym szlakiem czy Ścieżką Rycerską, które w przeważającej części prowadzą terenem z czasami ciężkimi wzniesieniami.
Mapy do wglądu:
Ślad zapisany jako przygoda Garmin
oraz aktywność Endomodo.

Być może sobie przypominacie, kiedy pisałem o Nydku, napisałem też o domach, które zachowują ludową architekturę. Jadąc na rowerze i chcąc wyłapać wszystkie ciekawe miejsca okolicy, musiałbym co chwilę się zatrzymywać. Wielkim plusem pieszej wycieczki jest to, że widzi się i inne rzeczy
Jeden z takich domów spotkaliśmy w drodze na Strzelmą, a drugi kawałek wyżej już bardziej kierując się w stronę Czantorii.



Do atrakcji tej wycieczki należały niesamowicie duże liście łopianu, po czesku: Lopuch.


Zainteresowały mnie bardzo dziwne narośle na liściach drzew. Może ktoś z was zna się i pomoże mi zidentyfikować ten, jak sądzę, wybryk natury.


Bardzo ładnym miejscem napotkanym w jednej z bocznych ścieżek, był prowizoryczny mostek, przy którym nasza Nelly mogła uzupełnić płyny.


Pomimo tego, że dwa razy w ciągu ostatnich wycieczek posilałem się poziomkami, nadal silnie owocowały, więc i tym razem trochę podjedliśmy.


Tuż powyżej poziomek, tam gdzie skręca droga ostrym łukiem w prawo, jest widoczna mało uczęszczana ścieżka, o której już wspominałem pisząc o poszukiwaniu źródełka. Jednym z takich miejsc jest też woda pod Kyčerou, o której pisałem ostatnio. Dziś dzięki temu, że dzień wcześniej ułożyłem kamienie pod ściekająca wodą mogłem zauważyć o ile ten tok się zmniejszył.
Miejscami pomiędzy gałęziami gęsto porośniętych drzew, można było zauważyć kawałek Nydku.


Podczas przedostatniej wycieczki zauważyłem odwrócony znak, kierujący w prawo na Ścieżkę Rycerską. Myślałem, że to błąd i pewnie gdybym miał klucz 13 to bym odkręcił i skierował we "właściwą" stronę😁.


Dziś, kilka metrów przed owym skrętem, zauważyłem kolejną strzałkę.


Spoglądając w kierunku, który wskazywała, zobaczyłem 6tą z 7miu tablic ścieżki dydaktycznej.


Jak sami widzicie, kolejny plus pieszej wycieczki, z tym, że nadal wolę rower, bo szybciej pokonuje się odcinki... no chyba, że strome, wtedy piesi są szybsi🙂.
Jak już "pozbieram" wszystkie tablice z tej ścieżki, wtedy opiszę je pokrótce, aby zachęcić was do wycieczki. Ponieważ sam nie miałem jeszcze okazji iść nią, więc mam nadzieję, że zabierzecie mnie z sobą😉.
Ta niby źle odwrócona strzałka pokazywała jednak właściwy kierunek.
Nazwa "woda pod Kyčerou" to mój własny wymysł dla lepszej orientacji w terenie, ale utworzony na podstawie nazw części Nydku, które znalazłem w różnych mapach. Tym samym sposobem nazwałem "punkt widokowy Na Dolinach" i inne miejsca, które możecie zauważyć w moich mapach.
Bardzo dobre miejsce aby, przyglądając się widokom, nabrać sił na ostatnie 800m, teraz już bardziej stromego wejścia. Na górze tym razem nie skorzystaliśmy z dobrodziejstw czeskiej chaty, ale uzupełniliśmy płyny w polskiej Kolibie.
Wycieczka na Czantorię nie byłaby kompletna, gdyby nie podeszło się jakichś 500m dalej do wieży widokowej, albo nawet na. Ci co nie mają lęku wysokości na pewno będą zachwyceni panoramą Polski i Czech, a przy dobrej widoczności nawet Słowacji.


Stąd wracaliśmy w kierunku chaty z tym, że skręciliśmy w skrót, którym doszliśmy do żwirowej drogi. Szliśmy jeszcze chwilę tą samą drogą, którą przyszliśmy ale na rozdrożu Na Dolinach skręciliśmy w prawo. Tu też skręca właściwy szlak. Dotąd szliśmy w miarę w cieniu, teraz już bardziej otwartym terenem, ale zapas wody mieliśmy ze sobą, bo upał tego dnia był spory.
Schodząc, kilka razy mogliśmy zauważyć szczyt wieży.


Przyroda jest piękna. Olbrzymie łopiany już widzieliśmy teraz bujnie porośnięte paprocie.


Podziwiając widoki szliśmy teraz częścią Nydku, nazwaną Za Kamen.


Kolejnym punktem wycieczki był pomnik J. Třanovského, który już kiedyś odwiedziłem. Dziś mogłem się mu przyjrzeć z każdej strony, bo nie musiałem pchać roweru pod stromą górkę, kiedy okrążyliśmy całą skałę.


W niedalekiej bliskości pomnika znajduje się kolejna, 3cia tablica ścieżki dydaktycznej. Zauważcie na mapie, że dane mapy różnią się od mojego zaznaczonego punktu, gdzie znajduje się pomnik.
Kawałek niżej kolejny zdrój zimnej górskiej wody, który nazwałem "woda pod pomnikiem".
Schodząc niżej do znanego mi punktu, nie mogłem uwierzyć swoim oczom, że zmienili oznaczenie z Padový na Dziol😮.


Jeszcze kilka miesięcy temu była nazwa Padový. Może dowiem się od kogoś, skąd ta zmiana.
Kolejny raz zbaczając z czerwonego szlaku szliśmy dalej, skąd można podziwiać prawie cały Nydek.

Niedawno czytałem, że psom szkodzi, kiedy chodzą po, rozgrzanym od słońca, asfalcie.
Być może dotyczy to dużych psów, ale na pewno nie tak lekkich jak sarenka (pinczerek). Nasza Nelly w ogóle się nie skarżyła, wręcz przeszła przez nieuwagę (naszą) po roztopionym, upałem, asfalcie.
Szybko przebierając nóżkami sprawiała wrażenie, że w ogóle nie przeszkadza jej świeżo nalepiony asfalt. Mimo wszystko z pomocą wody łapki zostały oczyszczone.

Już kiedyś wspominałem o kamieniu, o którym błędnie sądziłem, że ojcem nazwy tego zakątka.
Powodem było to, że wtedy jechałem na rowerze i chociaż zatrzymałem się przy nim na chwilkę, nie zwróciłem uwagi na jego strukturę. Dziś okazało się, że jest to kupa żwiru, którym tutaj utwardza się drogi i dróżki. Żwir pochodzi z trzynieckiej huty i nosi nazwę Martinka. Chyba jest tu od ładnych paru lat, ponieważ na pierwszy rzut oka wygląda jak jakaś skała.


Przepraszam więc za wprowadzenie w błąd, ale to z zupełnej nieświadomości.
Ostatnim punktem podróży była pizzeria, albowiem czas był najwyższy na obiad.
Ciut wcześniej przyglądaliśmy się strusiom z prywatnej farmy.


Wiem, że spośród moich czytelników jest kilka osób, które preferują bardziej piesze wycieczki po górach i jak sami pewnie potwierdzicie czytając ten post, że mają coś w sobie.
Mimo wszystko pozostanę przy siodle ale unikać pieszych nie będę.
Życzę wam zwiedzenia wielu przepięknych miejsc, a jeśli zapragniecie odwiedzić moje rejony, to o ile nie zabierzecie mnie z sobą, to będzie mi niezmiernie miło, jeśli napiszecie do mnie w komentarzu.

3 Komentarze

  1. Padovy raczej jest błędną nazwą. Prawdopodobnie miejsce nazywało się kiedyś Padoly i miało związek z wydobyciem rudy żelaza w niedalekiej sztolni (doly - kopalnie). Sztolnie na terenie Nydku można zidentyfikować na mapach III wojskowego mapowania. Daniel

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Interesujący komentarz, dziękuję.
      Zarazem proszę o konkrety w kwestii nazwy Padovy, ewentualnie Padoły, jak również info o tych mapach.
      Z góry dziękuję :)

      Usuń
  2. Na mapie o której wspomniałem zaznaczono kilka sztolni w Nydku. Jedna z nich znajduje się w okolicy osiedla Padoly (nad nią w lesie). Sek w tym że na niektórych mapach miejsce zwie się Padoly a na innych Padovy. Chyba nie ma tam osiedla Padoly i Padovy? Stąd moje przypuszczenia. Miejsca wydobywania rudy żelaza zaznaczone przeze mnie na wycinku mapy: http://photo.bikestats.eu/zdjecie/670885/sztolnie-w-nydku-na-mapie-z-19-w

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz jest dla mnie bardzo ważny. Dziękuję.