W zeszłą sobotę byłem na Soszowie. Góry zawsze kochałem i chociaż dawno nie jeździłem na rowerze to chociaż pieszo czasami chodzę. Bardzo często wybieram Soszów z kilku względów:
- Najkrótsza trasa, tylko 6,5km
- Ulubiona chata a pyszną kuchnią i miłą obsługą (haha! chciałem napisać: z pyszną kuchnią i obsługą😁 chyba by dziwnie zabrzmiało😉). Siedząc i delektując się tym czym chata bogata🙂 podsłuchiwałem o czym rozmawiają inni obecni goście. Niektórzy po polsku, niektórzy po czesku, owszem oddzielnie😀 Jedni z nich rozmawiali o jedzeniu i wspomnieli właśnie gulasz węgierski. Pomyślałem sobie:
- Gulasz to ja już robiłem, ale jakoś zapomniałem o tym węgierskim.
Jak zawsze spędziłem tam mile czas. Nie śpieszyłem się, ponieważ spodobało mi się chodzenie wieczorem. Więc powrót już po ciemku.
W górę było ciężko w tym śniegu ale z powrotem już lżej. Mimo wszystko dziś nie o wycieczce. Ona była tylko dla mnie kulinarną inspiracją. Trwało tydzień zanim znalazłem czas na pichcenie, a wczoraj przy okazji zakupów zaopatrzyłem się w potrzebne składniki oczywiście dla wegetariańskiej wersji.
Przyznaję, ponieważ nie byłem pewien jakie składniki zastosować zerknąłem do pierwszych trzech znalezionych w guglu przepisów ale robię jak zwykle po swojemu. Nawet nie patrzyłem do poprzednich przepisów, a być może było by prościej. Teraz podczas pisania zerknąłem w celu skopiowania linku i jak widać wspominałem już o tym, że gulaszów jest sporo. Moje poprzednie zawierały soję, ale tym razem będzie to czysto warzywna uczta.
Dowodem tego, że robię po swojemu będzie fakt, że następnym razem zmienię kolejność wykonywanych czynności. Dziś ponieważ był to serio eksperyment aż się przy nim spociłem.
A więc do dzieła:
Składniki (w kolejności w jakiej dodawałem):
olej 3 żółte papryki - no co najtańsze kupiłem bo tanie nie zawsze nie oznacza, że nie pyszne😉 2 łyżki słodkiej papryki 1 łyżka ostrej papryki 0,5 łyżki wędzonej papryki 1 łyżeczka soli 1 łyżeczka nasion kminku 2 cebule 2 marchewki 1 pietruszka kawałek selera - wielkością odpowiada połowie wielkości marchewki i pietruszki. Sami zobaczycie na zdjęciu😉 0,5 łyżki oregano 1 kostka bulionu - na 0,5 litra wody 500g pieczarkowych kapeluszy😀 - oczywiście, że o pieczarki chodzi, ale zawsze oddzielam nóżki, stąd taki składnik 4 ziemniaki 3 łyżki sosu sojowego 0,5 łyżki pasty chilli por - tylko biała część
Pisząc teraz dociera do mnie, że nie dałem czosnku, a przecież zawsze się chwale, że dodaję go wszędzie. Okazuje się jednak, że wcale w smaku mi tam nie jest potrzebny.
Składniki (w kolejności w jakiej dodawałem):
Pisząc teraz dociera do mnie, że nie dałem czosnku, a przecież zawsze się chwale, że dodaję go wszędzie. Okazuje się jednak, że wcale w smaku mi tam nie jest potrzebny.
Zacząłem od papryk. Oczywiście ogonki odciąłem😀 a następnie papryki pokroiłem na kosteczki.
Nie znacie tego terminu? Ja też nie, ponieważ powstał teraz pod względem kolejnego ignorowania znalezionego przepisu, który sugerował półksiężyce.
Jak widać zrobiłem po swojemu, i kiedy stwierdziłem, że papryka już jest odpowiednio miękka aby przyjęła do towarzystwa cebulę, to ją dodałem.
Przypomniałem sobie, że będę potrzebował wywar z kostki bulionowej, a że palników dość więc się zmieścił. Nie byłem pewien ile rosołku do podlania będę potrzebował, więc na litr wody wrzuciłem 2 kostki. Żeby nie było nieporozumienia od razu powiem, że wykorzystałem tylko pół litra.
Pokrojone dodałem do częściowo uduszonych warzyw, po chwili dolewając 250ml bulionu i dodając sos sojowy.
Dusiłem około 15 minut i dodałem długo oczekujące paprykę z cebulą. Nigdy nie patrzę na zegarek, po prostu patrzę do garnka próbując wiem, kiedy wystarczy.
Zbliżałem się do końca dzisiejszego kuchcenia i eksperymentowania. Pokroiłem na kawałki pomidory z puszki dodając je po chwili do gara.
Skoro to węgierski gulasz to nie może też w nim zabraknąć mojej ulubionej pasty chilli😍
Samolubnie i być może trochę dla niektórych niegrzecznie powiem:
- Nie szkodzi więcej dla mnie😀.
Jeśli czekacie, że powiem teraz coś w rodzaju smacznego to was zaskoczę. To nie koniec!
Okazało się, że czegoś jeszcze zapomniałem. Odgapiając z 3 przepisów składniki zapisałem sobie na listę zakupów por, ale przygotowując w kuchni stwierdziłem, że chyba się mi przywidziało, bo nigdzie nie widzę wzmianki. Nagle moim oczom ukazał się! Kurde jednak go gdzieś tam dodali. Nawet nie patrzyłem gdzie, po prostu pokroiłem i dodam na koniec.
Oczywiście nie dodałem ot tak. Na odrobinie oleju na patelni podusiłem aż zmięknie. Tym sposobem jest lepiej jadalny w potrawach. Dolałem pozostałych 250ml bulionu pogotowałem z 10-15 minut no i gulasz teraz na mnie czeka aż spróbuję.
Zdradzę wam jednak, że podczas sprawdzania czy dość słone smakowało nieźle. Dziwnym jak zwykle trafem nigdy nie jest za słone i na prawdę bardzo rzadko się zdarza, żeby było mało słone. Po prostu "na oko" mi zawsze wychodzi. No cóż, ma się to doświadczenie😎. Jak by nie było nie jest to pierwszy eksperyment. Owszem zdarza się jak napisałem wcześniej: mogłem zacząć od pieczarek następnie warzywa. Chodził bym za bardzo z podniesioną głową, gdyby zawsze bezbłędnie wychodziło🙂.
Zaraz spróbuję ot tak, ale jutro na obiad zjem z kaszą.
Jednak będę samokrytyczny🙂:
Gulasz smakuje ale czegoś mu brakuje🤔. Być może tej soi, która pojawiła się w innych tego typu przepisach. Pikantne tak akurat. Pieczarki, chociaż dodane "zbyt późno" są wystarczająco miękkie. poza tym trochę zbyt wyraźne te ziemniaki, może o jeden za dużo.
0 Komentarze
Twój komentarz jest dla mnie bardzo ważny. Dziękuję.