Żyć czy umierać?


Mam pewnego stałego pasażera na pewnej stałej linii, który zawsze zapyta, co u mnie nowego i wypadało by zawsze po odpowiedzi zapytać o to samo, ale z doświadczenia wiem, że w jego przypadku to niewskazane.
Jest to typ człowieka, od którego jeszcze nie słyszałem nic pozytywnego. Ciągle narzeka, to na zdrowie, to na coś jeszcze, a przede wszystkim na polityków i na to jak się wszyscy mamy źle.
Ode mnie zawsze słyszy to samo:
- Po staremu, czyli dobrze.
Zawsze oponuje, więc kontynuuję swoje pozytywne odpowiedzi:
- W życiu trzeba się koncentrować na tym co dobre, a nie skupiać się na złych rzeczach.
W myśl starego powiedzenia:
Jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma.

Kiedyś dawno temu słyszałem opinię, że Polacy to naród narzekaczy, ale pocieszę was faktem, że nie tylko Polacy, ale i Czesi.
Wiem, niedawno pisałem o spotkanych pozytywnych osobach, które lubią swoją pracę, ale nikogo nie zdziwi istnienie tej drugiej grupy.

Chociaż staram się łapać życie pełnymi garściami, by wydusić z niego jak najwięcej pozytywnych zdarzeń, to jednak przychodzą momenty w życiu, kiedy się człowiek zastanawia nad tym co nas czeka.
Jestem daleki od teorii życia po śmierci i bardziej skupiam się na życiu, co do którego przywykliśmy, że trzeba je planować.
A nie przyszło wam kiedyś do głowy aby zaplanować śmierć?
Spokojnie! Nie mam zamiaru mówić o planowaniu samobójstwa.

Jednym ze sposobów planowania śmierci jest założenie ubezpieczenia na życie. Jeszcze nie posiadam ale pracuje się nad tym. Tylko czy kwestia zabezpieczenia kosztów pogrzebu to wszystko dotyczące pogrzebu?
Zastanawialiście się kiedyś nad tym co się z wami ma stać po śmierci?
Nie. Nie pytam dokąd pójdziecie, czy do nieba czy do piekła, ale gdzie spoczniecie i w jaki sposób?

Jeśli się domyślacie, że zmierzam do kwestii kremacji to macie rację, ponieważ zdecydowałem się własnie na ten sposób.
Do tej decyzji skłoniło mnie kilka rzeczy, ale nie będę w tym momencie wchodził zbytnio w szczegóły, a kilka powodów wyczytacie z kontekstu.
W Polsce nie mieszkam już ponad 15 lat i podejrzewam, że w tej kwestii się nic nie zmieniło (mam nadzieję) i ZUS nadal wypłaca pewną kwotę na pokrycie pogrzebu.
Wyobraźcie sobie, że w Czechach nic takiego nie ma. Chociaż obywatele poczciwie płacą składki, to na pogrzeb muszą sobie zaoszczędzić, albo po prostu zostanie to na głowie pogrążonej w smutku rodziny. Są też przypadki, kiedy państwo uiści ten wydatek, ale tylko w przypadku, że zmarły nie miał żadnych krewnych.

Mija 11 lat od śmierci mojej mamy. Ta wiadomość pogrążyła mnie wtedy w takim smutku, że od tego czasu NIGDY nie zajrzałem do folderu z fotkami z ostatniej wizyty u niej w domu, krótko przed śmiercią, a następnie kilkoma zdjęciami z pogrzebu.
Zdjęcia "zakopałem" w takim miejscu na dysku, żeby przypadkiem na nie nie trafić. I to tak głęboko, że teraz dość długo trwało, zanim je odnalazłem. Wolałem pamiętać mamę, jaką znałem przez wiele lat.


Po raz ostatni w dniu swojego pogrzebu jechała ze mną.
Tak, ze mną i to w moim samochodzie.
W duchy też nie wierzę, więc od razu wyjaśnię.
Jej życzeniem była kremacja, a po obrzędzie, w wąskim rodzinnym gronie włożyłem urnę do samochodu, za swoje siedzenie kierowcy i odwiozłem na miejsce odpoczynku.
Tego samego roku, 2 miesiące później zmarł mój, o 2 lata starszy, kuzyn.

Niezależnie od powyższego jest jeszcze kolejny sposób na "wieczny odpoczynek".
Jeszcze się nie interesowałem tą kwestią osobiście, ale zastanawiam się nad "darowaniem organów" zakładając, że będą się do czegoś nadawać, ponieważ jak wiecie, moje serce na pewno do nikogo nie powędruje.😉
Pozostaje też kwestia tego, czy można tak "na zapas" podpisać takową zgodę, albo po prostu pozostawić to jako ostatnią wolę wraz z decyzją o kremacji.

W mojej głowie pojawiła się jeszcze jedna myśl dotycząca śmierci.
Zacznę niestandardowo, bo od zasłyszanego dowcipu, który jak zwykle tłumaczyłem własnoręcznie z czeskiego:

"Wczoraj wieczorem usiedliśmy z żoną i rozmawialiśmy poważnie o różnych sytuacjach w życiu.
Doszliśmy tez do tematu życia i śmierci, podczas którego stwierdziłem:
- Nie chcę abyś pozwoliła mi żyć w taki m stanie, gdy będę uzależniony od urządzeń a przy życiu będzie mnie utrzymywać ciecz z butelki. Gdybyś mnie kiedyś widziała w takim stanie, odłącz to wszystko co mnie utrzymuje przy życiu.
Żona wstała, wyłączyła telewizor, komputer i lodówkę, a potem wylała całe piwo do wc."

Teraz zupełnie poważnie.
Znowu pod wpływem oglądanego serialu przyszło mi do głowy pytanie, które zadałem swojej żonie:
- Gdybym leżał jak warzywko kilka miesięcy i nie byłoby żadnych pozytywnych rokowań, odłączyłabyś mnie od urządzeń?

Pierwszym odruchem żony i zapewne większości osób, które bym o to zapytał, był jednoznaczny grymas ze zdecydowaną odpowiedzią NIE.
Zadałem też sobie to pytanie i niezależnie od tego czy jestem człowiekiem wierzącym w Boga czy nie, to jednak zastanowiłem się chwilę nad tym.
Nigdy nie byłem w takiej sytuacji i mam nadzieję, że nigdy nie będę ale co gdyby?
Tak wiele mówi, pisze się o miłości czyż nie był by to czyn tej właśnie miary?

Co wy na to? Macie zaplanowaną śmierć?
Macie spisaną ostatnia wolę? Mówicie że za wcześnie?
Nigdy nie jest za wcześnie. Kilka dni temu dowiedziałem się o śmierci kolegi z "dawnych" czasów, kiedy jeszcze mieszkałem w Polsce. Miał (bodajże) 41 lat.

W odniesieniu do swojej ostatniej woli miałbym jeszcze jedno życzenie, a tym jest zakaz płaczu na moim pogrzebie, chyba że ze śmiechu😀 wspominając moje życie, no bo przecież mówi się, żeby wspominać zmarłych w dobrym.
Wiem, wiem, powiecie być może, że nie wszystkie sytuacje w życiu są radosne, a już na pewno nie śmieszne, ale tak jak napisałem na początku:
W życiu należy się skupiać na tych dobrych rzeczach,
nawet gdyby ich było mniej w stosunku do tych smutnych.

No i byłbym zapomniał.
Kolejne i chyba ostatnie życzenie dotyczy popiołu, który pozostanie po mnie w urnie.
Jeszcze się nie interesowałem, co na to prawo, ale coś mi świta, że nie ma obowiązku zakopywać urny w grobie na cmentarzu. O ile tak jest, urna spocznie gdzieś powiedzmy w moim ogrodzie, ale popiół chciałbym aby został rozsypany na polską i czeską stronę góry Czantorii, u której podnóża mieszkam.
Czasami wracamy z żoną lub znajomymi do podobnych tematów i kiedy żona usłyszała o tym, że mało tego, że miałaby się męczyć 9 km pod górę i jeszcze taszczyć ze sobą urnę (zakładając, że mnie przeżyje), powiedziała: Zapomnij!😁

Właśnie sobie uświadomiłem, że spisałem swoja ostatnia wolę.🙂
W razie czego możecie ja traktować poważnie i gdyby nie było nikogo, kto miałby spełniać moje życzenia, to czy mogę na was liczyć?


0 Komentarze