U lekarza


Wizyta u lekarza podsunęła mi temat, który chciałbym poruszyć, a mianowicie częste niedocenianie prewencji jeśli chodzi o regularne wizyty u swojego lekarza.
Zdaję sobie sprawę, że realia kraju, w którym mieszkam różnią się bardzo od polskich, ale mimo wszystko nie powinno się ignorować chociażby badań okresowych.
Ze swojego punktu widzenia mogę powiedzieć, że to często robione jest tak tylko by formalności stało się zadość.
Na swoje szczęście mam dobra lekarkę, która reaguje na wszelkie moje narzekania bez spojrzenia na mnie jak na jakiegoś hipochondryka. Czasami tak dokładnie się czuję, szczególnie w takich przypadkach jak ten dzisiejszy, kiedy właściwie nic złego u mnie nie stwierdzono.
1 lutego minęły 2 lata odkąd do serca włożyli mi tzw. sprężynkę (stent). Od tego czasu w zasadzie czuję się dobrze, nie licząc nielicznych podejrzeń, że serce znowu coś niedomaga.

Wiele ludzi z bliskiego otoczenia jak i dalszego, bierze wizytę u lekarza jak zło konieczne, twierdząc, że nic im nie dolega. Niestety w wielu przypadkach opak jest prawdą, jak mówią Czesi.
I moich najbliższych dosięgły choroby czy złe samopoczucie, które w rezultacie, z takiego lub innego powodu, skończyły się śmiercią.
Jednym z powodów było zbyt późne pójście do lekarza, inny zaś powód to zignorowanie polecenia lekarza by przyjść po jakimś czasie na kontrolę i jakieś ewentualne badania czy zabiegi.

A co ciekawe nie dotyczy to tylko mężczyzn, którzy często by nie stracić miana twardziela, twierdzą, że nic im nie dolega. Do tych "twardzieli" należą też kobiety, które osiągając pewien wiek powinny prewentywnie pójść na badania swoich kobiecych atutów.
Jednak z wielu znanych mi przypadków same twierdzą, że przecież same siebie kontrolują, podczas codziennych, czasami wielogodzinnych zabiegów upiększających że na pewno zauważyły by gdyby było coś nie tak.
Znam też kilka przypadków, kiedy oddając się "zabiegom" swoich mężczyzn powędrowały do lekarza. Ale czy zawsze możemy liczyć na to, że w porę zauważymy coś nieprawidłowego?

Zdaję sobie sprawę, że niektóre z chorób i ich przebieg leczenia nie należy do najprzyjemniejszych, ale mimo wszystko powinniśmy wziąć pod uwagę, że medycyna poszła nie tylko o kroki ale o porządne skoki do przodu.
Jest całkiem prawdopodobne, że moje zaufanie i podejście do pielęgniarek i lekarzy bierze się z tego, że przed "wielu" laty pracowałem w szpitalu.
Z drugiej strony zaś mam chyba szczęście do tego, że po pierwsze mam dobrą lekarkę, a po drugie szpital, w którym leczę swoje dolegliwości i narzekania, był oznaczony chyba po x3 jako najlepszy w Czeskiej Republice.
Niezaprzeczalnym faktem jest też, że za tym kryje się moja sympatia do mundurków personelu, co za tym często idzie, ładnych siostrzyczek, a nie rzadko i lekarek.

U sporo ludzi sama wizyta u lekarza, nawet jeśli chodzi o najzwyklejszą konsultację, wywołuje stres, wysokie ciśnienie, poddenerwowanie.
Ja zaś kiedy siadam w poczekalni obserwuję ludzi, pacjentów czy osoby towarzyszące, jak krytykują powolność w reakcji personelu na ich "ciężkie" dolegliwości.
Ludzie często zapominają, że ten personel to też zwykli ludzie z dwoma rękami i dwoma nogami i że niektórych spraw nie da się przyspieszyć.
Siedzę spokojnie, czekając na swoją kolej, chociażby dlatego, że pośpiechu w życiu mamy sporo, a to często owocuje tym, że o czymś się zapomni.

Zdaję sobie sprawę, że w Polsce często czeka się miesiącami na jakąś konsultację czy zabieg.
Nie znam powodu dlaczego tak jest i nie chce zagłębiać się w politykę, która chyba nie jest tu bez znaczenia, ale spróbujmy podejść do sprawy ze spokojem, nie denerwując niepotrzebnie pielęgniarki czy lekarza.
Jestem przekonany, że i w Polsce człowiek opłacający składki ma prawo zażądać jakiegoś badania, począwszy od "zwykłego" pobrania krwi po prześwietlenie, ale jeśli poprosimy o to z uśmiechem to i lekarz być może zareaguje pozytywnie.
A jeśli nie, to również sądzę, że nie ma większego problemu by zabrać swoja kartotekę i pójść do innego lekarza. Nie wierzę, że wszyscy są źli, pracowałem wśród nich w Polsce i wiem, że i to są ludzie z wielkimi sercami.
Niestety ubolewam nad tym, że są ludzie którzy wykorzystują swoje "prawa" i wyłudzają coś, co w ogóle się im nie należy symulując często chorobę, tylko dlatego, że się im nie chce pracować, albo co gorsza pobierają pieniądze za L4, ale pracują gdzieś na czarno.
To, że ktoś mając domek zrobi coś wokół niego, tego nie krytykuję, bo są przypadki, że nikt za nich ich obowiązków nie zrobi.
Z tym symulowaniem spotykam się bardzo często tu gdzie mieszkam i pracuję. Ktoś dostał rentę i chodzi na L4 tylko dlatego, żeby tych "przywilejów" nie stracić. Nie chce nikogo sądzić, tym bardziej, że nie mam potrzebnych kwalifikacji na to, ale niektóre przypadki są tak wyraźne, że nie potrzeba być jakimś specjalistą.

Tak czy inaczej wracając do mojego głównego celu tego posta, chciałbym was przekonać, byście nie ignorowali nawet najmniejszych objawów czegokolwiek.
Jak powiedział mi wczoraj lekarz, lepiej przyjść z "niczym" niż bohatersko przewrócić się na chodniku i już nie wstać.
Wierzcie lekarzom. Większość z nich robi to dlatego, że to lubi, a nie tylko dla "wielkiej" kasy. Tak samo jak elektryk czy kierowca wybrali taki zawód po to, by zdobywać doświadczenia i stawać się lepszymi w swoim kierunku.
Nie zapominajcie też o pielęgniarkach i wszelkich asystentkach, czy pomocnej sile, by nawet jeśli trochę bolało jak wbijała igłę w żyłę, to pochwalić ją, że to nie było wcale takie bolesne, chociaż grymas mógł mówić zupełnie co innego, ale doceniacie jej dobre chęci.
Pamiętajcie, że uśmiech i często zapominane słowo "dziękuję" motywuje, w większości przypadków, do lepszej opieki.

Zbliża się wiosna (mam nadzieję), więc wcale żadna szkoda, że przesiedziałem tu dobę, bo przynajmniej będę wiedział czy mogę bezpiecznie wspinać się na szczyty. Jak zwykle pełne monitorowanie pulsu, by nie jechać na granicy swoich możliwości.
Często ludzie zapominają o tym, by nie przeceniać swoich możliwości. Rozumiem, że każdy ma różne ambicje, ale za każdą cenę nie zawsze się to opłaci.  Weźcie np. samochód, który też w końcu "powie" NIE, kiedy zbyt często będziemy wykorzystywać jego maksymalne możliwości.

Co prawda cały mój optymizm i mile podejście do personelu medycznego został ciut zachwiany podczas otrzymywania papierku na pożegnanie od pielęgniarki, bo na pytanie:
-  Co mi właściwie było? - dość niemiło mi odpowiedziała, że to nie jej praca, tylko lekarki.
Skąd miałem wiedzieć, że po porannej wizycie już lekarka się ze mną nie zobaczy?
Po wizycie byłem jeszcze na ECHO i EKG.

Tak czy inaczej mimo wszystko podkreślam, że wszędzie są tylko ludzie i aż się prosi zacytować słowa:
Niech rzuci kamieniem ten który jest bez winy.
Kto z nas nigdy nie miał chociażby chwilowo złego humoru, którego wynikiem ponosił karę ktoś zupełnie przypadkowy i niewinny?  Jeszcze raz przypomnę, może innymi słowami: "dobro rodzi dobro, uśmiech rodzi uśmiech", a nie zawsze zło musi powodować zło.
Maloskromnie powiem, że nie dałem się ponieść emocjom i nie odpowiedziałem gniewem, tylko delikatnie wyjaśniłem powód mojego pytania.
Wierzę w dobro, wierze w ludzi, choć niejednokrotnie wyrządzili mi większą lub mniejszą krzywdę. Wczoraj, kiedy zamieściłem zdjęcie ze szpitala na fb, wasze komentarze podbudowały tę moją wiarę w ludzi.


Być może dla niektórych to zdjęcie wczoraj, wygląda jak testowanie znajomych na fb, ale wierzcie lub nie, była to tylko chęć komunikowania z ludźmi podczas wielogodzinnej bezczynności.
Już kiedyś spotkałem się z reakcją, kiedy to 2 lata temu opublikowałem w profilu informację o wtedy założonym stencie, że udostępniając to szukam współczucia.
Pomijając fakt, że ani tym razem nie o to mi chodziło, to od czego w końcu jest fejsbuk, jak nie od tego by zamieszczać co się tylko chce.
Niektórzy pewnie zauważą jakąś zmianę w tej wypowiedzi, jeśli chodzi o moje podejście do publikowanie niektórych rzeczy, ale to tego tematu nie dotyczy.

Dziękuję wszystkim za reakcje na mój chwilowy "zawrót głowy", umililiście mi ten czas, który spędziłem w szpitalu.
Czekam na wasze komentarze, w których opiszecie wasze reakcje na „mundurki” i wasze opinie czy warto iść z „niczym” do lekarza.
No i życzę wszystkim zdrowia🙂.

1 Komentarze

  1. Oczywiście, lepiej zapobiegać niż leczyć i jeśli tylko mogę to zrobić, to właśnie czynię.
    Problemem są pieniądze. te w NFZ. Dlatego lepiej wylądować w szpitalu, gdzie zrobią ci wszystkie badania i postawią diagnozę, niż chodzić najpierw do lekarza rodzinnego, który być może uzna, że to, co ci dolega, jest na tyle poważne, że zleci ci na przykład badanie krwi. Jeśli tak nie uzna, a ty się nadal upierasz, da ci skierowanie do specjalisty, a tu już spokojnie można się zestarzeć i wszystko przejdzie samo :D

    Zachęcam przede wszystkim do profilaktyki, jeśli ktoś jest w grupie ryzyka (np.choroby dziedziczne) i przede wszystkim, do prawidłowego stylu życia: zero przeciągłych stresów, zdrowa dieta, sport. Coraz więcej osób z mojego otoczenia właśnie się tym zajęło i na razie, na zdrowie im wychodzi :) Mało tego, wychodzą lata bez tej zmiany...

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz jest dla mnie bardzo ważny. Dziękuję.