2/2017 z cyklu: Ja i mój rower. Wokół Praszywej


Ach ta moja systematyczność! Sam nie wiem czy to brak czasu czy tylko odrobina chęci by starczyła bym opisał swój drugi w tym roku wyjazd. Upłynęło prawie 2 tygodnie, ale data publikacji dostosowana do daty wyjazdu. Dla was może nieistotne, ale mi się lepiej szuka w połączeniu z datą na mapie. Więc pozwólcie, że będę pisał jak zwykle jakby to było dziś😉.
Zaledwie wczoraj otwarłem sezon, a że dziwnym trafem i mi trafił długi weekend (4 dni) więc z chęcią wsiadłem na rower. Jeśli sięgnięcie pamięcią wstecz zauważycie, że najczęściej jako drugi wyjazd wybierałem nie górzystą trasę, aczkolwiek spora ilość kilometrów, czyli Cieszyn.
Tym razem chyba nie czułem się na siłach na taki dystans, nie mniej jednak wybrałem podjazd pod górę. Pewnie sobie przypomnicie, że w bezpośrednim sąsiedztwie mojego miejsca zamieszkania mam górę Praszywa (Prašivá hora) 570m.


To właśnie tę górę postanowiłem objechać. Nic wielkiego, a na rozgrzewkę w sam raz.

Mapy do wglądu:
Endomodo
Przygoda Garmin

Stromy podjazd mnie męczył, ale walczyłem i z wywalonym jęzorem pokonałem go. Nawet nie kilometr, ale już się zdążyłem spocić, więc uzupełniając płyny mogłem też spojrzeć na malowniczą panoramę Nýdku.


Niedawno buntujący się sprzęt zmusił mnie do zakupu nowego telefonu. Postanowiłem również się zbuntować i wybrałem "zwykłego" chińczyka o nazwie Cubot. Normalnie bym się nim nie chwalił😉 ale ten poprzedni nie oferował mi w podstawowej wersji robienia panoramicznych zdjęć, a ten owszem. Sami widzicie, że bez wysiłku wyszło prześliczne zdjęcie. Nie uprzedzając zbytnio faktów zdradzę, że uwieczniłem jeszcze dwie panoramy po drodze.
Jestem przekonany, że tą trasą już jechałem minimalnie kilka razy, ale nie mogę znaleźć ani jednego wpisu, co gorsza, nie widzę nawet etykiety Prašivá🙁. Błąd zostanie naprawiony niebawem, a jeśli wskażecie mi post, w którym jadę lub idę na Praszywą, będę wdzięczny, w przeciwnym wypadku będę musiał szukać sam😜.
Porównując mapy zauważam, że mój doskonały Garmin wcale nie jest taki doskonały, ponieważ szlak zielony, którym właściwie jechałem, pokazany jest zupełnie nieprawidłowo, co gorsza: po bezdrożach. Jeśli jednak chcielibyście wybrać się zielonym szlakiem, śmiało możecie skopiować moją trasę.

Od miejsca gdzie odsapnąłem podziwiając panoramę miałem do pokonania jedno ostre wzniesienie, a później już spokojna jazda bez większego wysiłku. Niektórzy mi nie wierzą, że moje wycieczki pomimo często nieprzewidzianych niespodzianek i czasami sporej ilości przejechanych kilometrów są jednak spokojne i każdy niedoświadczony rowerzysta dałby radę ze mną jechać. Dowodem (nie po raz pierwszy) jest fakt, że bez wahania potrafię zatrzymać się by uwiecznić to co widzę. Kolejną panoramą jest pasmo Czantorii z Wędrynią pod nią.


Nie musiałbym dodawać, że na żywo wygląda to lepiej, a że wiosna dopiero u swoich początków, więc nie ma jeszcze takich gąszczów, które zasłaniają widoki.
Według mapy Garmina gdzieś chwilkę wcześniej opuściłem zielony szlak. Z tego co pamiętam skręcający szlak zupełnie nie nadaje się na jazdę rowerem, ale mam zamiar niebawem sprawdzić ten szlak z drugiej strony, czyli od Bystrzycy. Kawałek dalej kolejny widok na Trzyniec, czyli hutę i Górę Javorovy.


Ponieważ przebyta trasa wydawała mi się zbyt krótka, zamiast jechać prosto do drogi pomiędzy Bystrzycą i Nydkiem, skręciłem w prawo w część Bystrzycy, która tu nazywamy Bystrzyckie (Wendryńskie) zadki. Chyba już to gdzieś wspominałem, ale przypomnę, że słowo zadki mogą mieć podwójne znaczenie. Zadky najprawdopodobniej pochodzą od słowa Zadni czyli tylne czy też boczne, aczkolwiek, gdyby ktoś przyrównał to do zadku czyli tyłka (słynne 4 litery) nie byłby daleko od prawdy, ponieważ dla wielu osób to po prostu "zadupie". Nie mniej jednak buduje się tu sporo nowych domów. Jakby nie było piękna i spokojna okolica. Dlatego też tędy jechałem😉.
Wijąc się krętymi uliczkami, później nawet ścieżką i mostkiem dotarłem do centrum Bystrzycy, gdzie w restauracji Stadion posiliłem się oczywiście Kofolą. Następnie pozostał jak zwykle przede mną 4 km odcinek głównej drogi do Nydku. Druga jazda ale różnicę w pokonaniu tego odcinka było widać.
Kiedy znowu? No zobaczymy.

0 Komentarze