15/2015 z cyklu: Ja i mój rower. Trzynieckie labirynty


Jakie to fajne uczucie poczuć znowu wiatr... chciało by się powiedzieć we włosach, ale po pierwsze nie mam ich dużo, a po drugie jeżdżę w kasku.
Po miesiącu L4 spowodowanego niefortunnym padem podczas ostatniej wycieczki rowerowej zdecydowałem sprawdzić czy ramię podoła. O jeździe terenowej nie było mowy, ponieważ wstrząsy mogły by być bolesne, wybrałem się więc na jazdę miejską.
Kiedy tuż po 16-tej wyjeżdżałem z domu sąsiadka z niepokojem zapytała:
- Czy to przypadkiem nie za późna pora na rower?
Pytanie mogłoby się wydawać dziwne, ale widząc mnie ubranym jak zwykle i znając moje wypady pytanie było zupełnie usprawiedliwione. Uspokoiłem ją jednak, że nigdzie daleko się nie wybieram.
Plan był: Trzyniec, park i do domu.
Było jasne, że żadnych wariactw, ani nawet skakania z chodnika nie będzie, bo wiedziałem, że przypominające o sobie lekko bolące ramię na to nie pozwoli. Spokojnie bez zadyszki przemierzałem asfaltem z Nydku przez Bystrzycę i Wędrynię do Trzyńca. Jechałem już "wytartymi" szlakami nie zastanawiając się nad niczym i obserwując mijane domy i ludzi.
Oj jak mi brakowało tego siodełka. Po drodze przypomniałem sobie, że gdzieś zasłyszałem o nowej atrakcji w trzynieckim lesoparku więc zgodnie z planem kręcąc się miejskimi uliczkami tam podążałem.

Mapy do wglądu:
Endomodo
Przygoda Garmin

W parku byłem już kilka razy więc postanowiłem go objechać inaczej. Jak spojrzycie na mapę ów park jest swoistym labiryntem. Asfaltowe i terenowe ścieżki posypane korą wiją się i przecinają w różnych miejscach. Pomyślałem sobie, że na pewno szukany przeze mnie labirynt w kręgu nie będzie mały i na pewno na niego trafię. I oto on.


Okazało się, że owa atrakcja ma swoje przesłanie. Oto co wyczytałem na tablicy:
Ten labirynt jest dokładną kopią labiryntu z francuskiej katedry w Chartres. Nie ma dokładnej instrukcji jak przechodzić przez niego, jedyne na czym zależy to że do niego wejdziemy lub nie wejdziemy. Jeśli do niego wejdziemy, nie możemy zabłądzić, ten labirynt to nie labirynt, droga zawiedzie nas zarówno do środka i z powrotem.
Labirynt to zjawisko energii, która przemawia do nas z otchłani czasu i jest częścią świętej geometrii na tej ziemi.
Jest to starodawny symbol, który przedstawia jedność i całość. Reprezentuje drogę do naszego własnego środka i ponownie z powrotem do świata.
Labirynt jest miejscem na relaks, zabawę, odpoczynek i medytację.
Średnica labiryntu jest 10 m. Droga do środka i z powrotem mierzy 380 m.
Wybaczcie być może niedoskonały przekład, ale w tematyce, która zalatuje jogą, nie mam żadnego doświadczenia. Przy okazji może być dla was językową ciekawostką fakt, że labirynt po czesku to bludiště, od słowa bloudit czyli błądzić.
Na tablicy koło kręgu jest napisane: "Labyrint není bludiště".
Słowo labyrint, nie jest powszechnie używanym słowem czeskim i najprawdopodobniej zostało zapożyczone z języka obcego. W dosłownym tłumaczeniu tablicy brzmiało by to: "Labirynt nie jest labiryntem" co nie dawało mi sensu więc pozwoliłem sobie na własną interpretację.
Nie mniej jednak zastanowiła mnie sama idea tego labiryntu. Gdzieś wyczytałem, że:
"W tym labiryncie nie możesz się zgubić, możesz się jedynie odnaleźć."
Jedni traktują labirynt jako coś trudnego i niebezpiecznego, a drudzy uważają go za narzędzie wewnętrznej przemiany, drogi prowadzącej do siebie.
Ponieważ nie czytałem tego co było napisane, więc skróciłem sobie drogę do środka kręgu prostą linią. Czy to przypadkiem nie oznacza, że idę w życiu na łatwiznę zamiast spojrzeć w głąb samego siebie? Nie będę filozofował tylko po prostu pojadę dalej😀.

Tą samą drogą do domu wracać mi się nie chciało, więc improwizując przejeżdżałem bocznymi uliczkami w kierunku Karpentnej i Oldrzychowic. Po pierwsze miałem jak zwykle nawigację, w której tylko obserwowałem mapę bez wyznaczania celu, a po drugie już kiedyś byłem w niedalekiej okolicy. Dziś, chociaż kusiło, w kierunku Rovnej nie pojechałem, bo wiedziałem, że może mnie spotkać niespodzianka w postaci zamkniętej ścieżki z powodu budowy obwodnicy. Nawet zauważyłem na pobliskiej restauracji wielki napis wzywający do podpisania petycji, by zrobiono kładkę w miejscu przecięcia ścieżki z drogą.
Znalazłem się na znajomej mi drodze, skąd już bez pomocy mapy wiedziałem, że jadę w dobrym kierunku. Dojechałem do Wędryni i wracałem stąd tą samą drogą, którą jechałem przedtem.

Jak pewnie wywnioskowaliście z treści, wcale nie było moim zamiarem zastanawiać się nad jakimś labiryntem, ale jadąc dalej drogą, którą jeżdżę prawie zawsze, uświadomiłem sobie, że mamy tu jeszcze jeden labirynt. Być może skojarzycie tę informację z innych postów, bo właśnie w Wędryni koło stacji kolejowej, powstał w zeszłym roku naturalny labirynt.


Przyznam się, że i tym razem oszukiwałem wykorzystując fakt, że porost jeszcze nie wysoki skróciłem sobie drogę😜.



Muszę jednak przyznać, że pomysł mieli świetny. Specjalnie dla was będę obserwował i informował o tym jak zarasta. Chyba, że wybierzecie się w końcu sami? Tylko nie zapomnijcie mnie o tym poinformować. Jeśli pojedziecie beze mnie to wam tego nie wybaczę.
Zauważcie też, że zostawiłem na mapie punkty oznaczone L z cyfrą. Pamiętacie co to?
Jeśli ktoś powiedział "Trzynieckie ławki" to ma rację. Mijałem ich kilka dzisiaj, a wy kiedy?

Cała dzisiejsza wycieczka trwała nawet nie 2 godziny, ale za to jakie przyjemne uczucie. Wygląda na to, że ramię pozwoli na kolejną.

1 Komentarze

  1. Ciekawa wycieczka, ale wybacz, jak wsiadam na rower widzę jedynie gołębie))) A tak na poważnie, podziwiam chęć poznawania świata za pomocą jednośladu, opowieść jak zwykle interesująca. Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz jest dla mnie bardzo ważny. Dziękuję.