13/2015 z cyklu: Ja i mój rower. Skoczów, Wisła, Przełęcz Beskidek


Napisałem wczoraj na FB w grupie rowerowej: "Ktoś coś jutro?" ...no i padła konkretna propozycja: Wzdłuż Wisły od Skoczowa do Wisły. Była też inna propozycja, ale wyjazd na 7 do Ustronia mi się nie uśmiechał.
Mapy do wglądu:
Endomodo
Przygoda Garmin

Umówiliśmy się o 13-tej w Skoczowie przy basenie Delfin. Trochę późno wstałem, następnie jakoś słabo zorganizowany byłem no i wyglądało na to, że moja punktualność zostanie poddana próbie.
Do Skoczowa 30 km więc kiedy tuż przed 11-tą wyjeżdżałem z domu, dla pewności poprosiłem o cierpliwość i czekanie, Jechałem jak zwykle przez Bystrzycę, Wędrynię a Trzyniec omijałem skręcając tradycyjnie koło restauracji u Beranka (częste przystanki na kofolę) następnie przez Olzę żelaznym mostem. Czując spóźnienie pedałowałem ile sił w nogach, nawet strome wzniesienie tuż przed granicą w Horní Lištné mnie nie przerażało. Owszem jest różnica, kiedy to wzniesienie pokonuje się na początku wycieczki a nie pod koniec, kiedy odprowadzałem współtowarzyszy.

Spóźnienie czy nie ale przerwę trzeba zrobić. Zauważam, że trzymam się pewnych schematów, bo i tym razem zatrzymałem się przy sklepie na granicy. Kofolę co prawda spożyłem, ale to przy okazji, ponieważ przerwa była techniczna, tzn. musiałem zamienić karty z mapami w urządzeniu. Bez zbędnego przesiadywania wyruszyłem. Przy Zamku Czelów skręciłem na Goleszów.
Ciekawą sprawą jest, że sporo osób, z którymi mówię nie wie, że tam znajduje się zamek. Nawet ja długo nie wiedziałem, gdyby nie przeglądanie map. Jest bardzo niepozorny i w sumie nie wiem czy da się go zwiedzać. Sprawdzę kiedyś, tylko chyba powinienem robić jakieś notatki, co miałem sprawdzić i gdzie, bo mam wrażenie, że takich pomysłów już się zrodziło sporo podczas moich wycieczek i ich opisywania.

Droga do Goleszowa to chyba wzór najbardziej dziurawych jakie kiedykolwiek na oczy widziałem. Jadąc na rowerze zbytnio mi to nie przeszkadza, ale przejeżdżam tu czasami samochodem i wierzcie lub nie, pirat drogowy taki jak ja potrafi porządnie zwolnić w razie potrzeby. Kiedy minąłem niedawno zauważony pomnik w końcu zidentyfikowałem dojazd do jeziora Ton. Tym razem je ominę, ale przy okazji sprawdzania zamku podjadę i tu. Teraz skupiam się na najkrótszej drodze do celu. Normalnie unikam głównych dróg nawet kosztem objazdu, który daje większą przyjemność z jazdy. Dziś pchał mnie do przodu czas. Dla znających tę drogę żaden problem, ale ja musiałem zdecydować, którędy bliżej. Kawałek za Goleszowem, po przejechaniu pierwszego kolejowego przejazdu, turystyczny drogowskaz proponuje skręt w prawo. Byłem czujny i sprawdziłem bowiem do Skoczowa prosto przez Godziszów i Kisielów. Czas i inne okoliczności mi sprzyjały i moja reputacja pod względem punktualności nie została naruszona. Na miejscu byłem 10 minut przed czasem chociaż nie wiem jakim sposobem przeoczyłem umówione miejsce. Kiedy coś mi nie grało zapytałem i okazało się, że muszę zawrócić.
Przysiadłem na ławeczce pod daszkiem, jakie często spotyka się w górach, z tym, że tu w mieście. Jak zauważyłem parking był licznie wykorzystywany jako punkt startowy dla rowerzystów, którzy przywozili swoje sprzętu samochodami. Też mogłem, w końcu miałem 30 km i prawie 2 godziny pedałowania, ale nie krytykując innych stwierdzam, że większą satysfakcję mam, kiedy pokonam trasę bez 4 kółek. Owszem zdarzało mi się kilkakrotnie, o czym czytaliście zapewne w moich relacjach, ale dało by się to pewnie jakoś wytłumaczyć. Dlatego też nie miałem nic złego na myśli pisząc o przywożeniu rowerów samochodem.
Kiedy dojechała koleżanka z synem, nie... nie samochodem😉 ruszyliśmy wzdłuż rzeki Wisły. Znowu podwójna przyjemność, bo poza jazdą mogłem po długim czasie spotkać się z sympatyczną koleżanką. Jadąc tempem umiarkowanym mieliśmy sporo czasu i możliwości by pogadać.
Około 14tej dojechaliśmy do Ustronia, gdzie przekonałem towarzyszy na przerwę obiadową w postaci zapiekanki. Podjadłem i mogliśmy jechać dalej. Najprościej do rzeki było by wrócić tak jak przyjechaliśmy, tylko, że właśnie rozpoczęła się defilada dożynkowa i nie było by szans przedrzeć się przez tłum. Użyłem mapy i wyobraźni i po chwili już byliśmy z powrotem na trasie do Wisły.
Ktoś wpadł na bardzo dobry pomysł z tą trasą rowerową, ale niestety jeszcze są miejsca, które trzeba dograć. Chociażby odcinek na wysokości Wisły Obłaziec, gdzie nie ma innej opcji jak wyjazd na drogę główną. Piękna pogoda to i rowerzystów sporo, więc nie byliśmy sami, którzy próbowali wyjechać z bocznej ulicy. Na szczęście są jeszcze kierowcy, którzy z uśmiechem na twarzy wypuszczą sporą grupę rowerzystów.
Wyjazd na główną to jeden problem, a drugim jest nieoczekiwanie dostrzeżone zejście zaraz za mostem. Zawróciliśmy i znieśliśmy rowery po kilku stromych schodach. Jadąc dalej okazało się, że zupełnie niepotrzebnie, ponieważ kawałek dalej była boczna uliczka, którą dojeżdża się do szlaku. Nie szkodzi, przecież nie wszystko musi przebiegać według schematu🙂. Długo nie jechaliśmy i znowu musieliśmy wyjechać na główną tuż przed Wisła Uzdrowisko. Przecinając kolejny raz rzekę, za mostem szukaliśmy okazji by bezpiecznie skręcić na szlak. Stąd już spokojnie aż do centrum.
Spoglądając na rzekę pokręciłem ze zdumienia głową, stwierdzając, że tak mało wody tu chyba nie było nigdy.



Jak przystało na Wisłę (miasto), zawsze się tu coś dzieje. Tym razem to Beskidzki Piknik Country.
Tłumy ludzi przechodzących i odwiedzających przeróżne stoiska. Myśmy wybrali miejsce gdzie posilimy się kawą, ponieważ czas był najwyższy, bez kawy ani rusz😉.
Po godzinie 16-tej stwierdziliśmy, że do domu droga daleka więc czas ruszać. Mój wybór był jasny, postanowiłem, że wracam przez góry. Natalia ze swoim dzielnym synem, który nawet podczas naszego picia kawy kręcił różne kółka na rowerze postanowili, że pojadą ze mną i rozdzielimy się w Jaworniku. Trasa dobra, ale coraz bardziej pod górę, co spowodowało, że jednak zmienili zdanie i zawrócili, nie wiedząc nawet, że to co czekało dalej wykończyło by ich niesamowicie. Otóż niebawem skończyła się panelowa droga i zaczęła typowa leśna, miejscami utwardzona.
Zupełnie niespodziewanie odkryłem nowy wyciąg w Wiśle.


Zachmurzyło się jak również było po 17-tej, więc zdjęcie nie wyszło mi najlepiej. Wyciąg najprawdopodobniej powstał niedawno, ponieważ budynek w stanie surowym, a droga i cały plac wysypany grubymi kamieniami. Muszę przyznać, że miejsce wybrali dobre. Niby nie tak wysoko, bo 650m ale świetny widok na prawie całą dolinę Wisły.


Przede mną jeszcze trochę wspinaczki pod Wierchem Skolnity (726m), a na rozdrożu pod szczytem miałem ciężki orzech do zgryzienia, którą z dróg wybrać.


Okazało się, że wybrałem źle i kiedy dojechałem do prywatnej posesji musiałem zawrócić. Na szczęście teren w tym miejscu był łagodny. Do Jawornika zjazd był ostry, zdecydowanie nie do przebycia na nie górskim rowerze. Tablica z kierunkami pocieszyła mnie, ponieważ informowała mnie, że do Przełęczy Beskidek tylko 45 minut.


Odpocząłem posilając się pysznym lodem sprzedawanym przy drodze i ruszyłem w ostatni, ciężki jak się okazało, odcinek mojej dzisiejszej wycieczki. Od strony Nydku już zdobywałem ten punkt. Wjazd na Beskydské Sedlo (Przełęcz Beskidek) jest niesamowicie trudny do przebycia. Jazda wręcz niemożliwa, ze względu na liczne kamienie. Ze strony Wisły nie tak bardzo, ale za to stroma i to do tego stopnia, że cały kilometr pchałem rower pod górę z niecierpliwością spoglądając na Garmina ile mi jeszcze zostało tej męczarni. Gdyby nie przypadek losowy w zeszłym roku, kiedy to złapałem kapcia byłbym się przekonał jaka to trasa, bo miałem nią zjeżdżać. Dobrze, że chociaż podczas zdychania lub też łapania oddechu😉 była możliwość podziwiania widoków.


Na górze z ulgą odetchnąłem i pojechałem dalej mając na uwadze niedawny upadek. Jak już wspominałem droga bardzo kamienista. Dojechałem do domu bezpiecznie, cały i zdrowy. Dodatkowo znowu zadowolony z 66 przejechanych kilometrów. Konsultując z kimś później ten wjazd pod Beskidek zaistniało prawdopodobieństwo, że jest lżejsza opcja. Niektóre mapy pokazują trasę powyżej. Sprawdzę kiedyś, albo jeśli ktoś z was sprawdzi, niech da mi znać.

1 Komentarze

Twój komentarz jest dla mnie bardzo ważny. Dziękuję.