O mnie i moim blogowaniu


Nadeszła kolejna zima i jak zwykle spędzam więcej czasu przed pc.
Zacząłem pisanie tego bloga niespełna rok temu. Powodów jak już pisałem na początku, było kilka.
Prowadziłem stronę internetową, którą od strony technicznej wybudował dla mnie kolega z czata.
Życie po raz enty pokazało, że bywa różnie i postanowiłem zrezygnować z prowadzenia strony. Włożyłem w nią wiele pracy i pomysłów i było mi żal. Mimo wszystko od zawsze byłem niepoprawnym optymistą więc byłem przekonany, że znajdę zastępstwo dla swoich treści.

Większość materiałów miałem skopiowanych w dokumentach, w folderach PC.
Ze względu na to, że w wielu kręgach bardzo popularnym stał się fejsbuk, więc stworzyłem zamkniętą grupę, kontynuując tym samym to co porzuciłem. Opcji na FB jest sporo, ale jak się szybko okazało nie odpowiadało to moim wymaganiom w kwestii wyglądu samego posta.

Jak wiecie, jakiś czas temu udało mi się połączyć dwie stare pasje, a to powodowało chęć dzielenia się z innymi tym co widziałem, przeżyłem.
Utworzyłem blog nie mając o tym zielonego pojęcia. Wykorzystałem gotowe opcje i zacząłem opisywać swoje wycieczki rowerowe.
Zaczęło mnie to bawić, więc nie trzeba było długo czekać i powstały odnośniki odpowiednio do tematyki. Toni gotuje, czatuje a nawet Toni NIE napisał.
Często ludzie mnie pytają (no, nie aż tak często) skąd biorę pomysły na posta, albo po co w ogóle piszę.
Zadaję sobie to pytanie i tak naprawdę okazało się, że nigdy się na d tym szczególnie nie zastanawiałem.
Pomysły? Przychodzą same.
Zwrócił ktoś uwagę na opis bloga Toni napisał?
"Posty życiem pisane. Życie to nie tylko nuda."
Takie sobie, prawda? Ale moje🙂.
Do tej refleksji na temat mojego blogowania, w zasadzie zainspirowała mnie inna blogerka. Nie znam wielu blogerów i nie znam ich podejścia do samego pisania i intencji dla, których to robią. Jednak Iwona, chociaż wiele osób mogło by powiedzieć, że Ameryki nie odkryła, pisze bardzo naturalne posty. Pisze o sobie, ze swoich doświadczeń, a jej styl spowodował, że stałem się jej "wiernym" czytelnikiem.
Dość pochwał, bo się kobieta zacznie rumienić🙂.

Dla wielu blogerów owo pisanie jest próbą, dość często pewnie udaną, dodatkowego zarobku. Nie ukrywam, widząc taką opcję przemknęło mi to przez myśl ale po pierwsze, nie mam o tym zielonego pojęcia, a po drugie robienie czegoś z "przymusu" przestało by mi dawać przyjemność.
Piszę, opisuję swoje przeżycia, bo co by to było za życie, gdyby nie miało się tego z kimś dzielić.

Blog kulinarny w zasadzie stworzyłem dla samego siebie. Nie jestem wyjątkowo utalentowanym kucharzem i trwa mi dość długo zanim w ogóle wpadnę na pomysł co by tu upichcić. Z braku pomysłów kilkakrotnie otwarłem konkretny post z konkretnym daniem i ugotowałem po raz kolejny oblizując się potem podwójnie zadowolony, że znowu wyszło tak pysznie.
Po co szperać po zakamarkach folderów i plików jak można prościej i czytelniej.

Jak już wiele osób zauważyło, mam swój specyficzny styl. Jest mój i nie ma szans go zmienić, bo jest mocno we mnie zakorzeniony.
Nie wiem do jakich czytelników docieram, bo nie obserwuję ani liczników ani Google Analitics.
Jedyne co mnie buduje to komentarze pod postem lub w prywatnych wiadomościach. To, że na mojego posta trzeba sobie zarezerwować dłuższą chwilkę, chyba każdy zdążył się przyzwyczaić. Są długie, ale serio próbowałem krócej, nie da się (czytaj: "nie potrafię).

Wygląd bloga czyli szata graficzna i różne gadżety buduję powoli, odbiegając coraz dalej od standardowych opcji.
Z dumą i mało skromnie powiem, że dochodzę do tego sam. No... w pewnym sensie. Grzebię w sieci, na forum i testuję różne różności, a że ostrożności nigdy za wiele, mam nawet "Toni testuje", do którego zapewne nigdy nie trafiliście, bo jest przeznaczony tylko do moich prób i ewentualnych błędów.
Właściwie tworząc ten blog wcale nie miałem w planie docierać do "całego świata" i stać się No1.
Po pierwsze w swojej "małoskromności" wiem, że nigdy nie będę tak dobry, a po drugie po co. Celem było znaleźć miejsce gdzie wyleję swoje emocje, czasami żale, w taki sposób jaki mi to odpowiada.
Czy moje posty wnoszą coś dla ludzkości? Wiem, że tak🙂.
Zaczęło się od zachwytu górami i szczytami zdobywanymi na rowerze.
Zaraziła mnie koleżanka, która później niestety nie mogła mi towarzyszyć i musiałem zachwycać się w samotności.
Skąd wiem, że wniosłem coś dla ludzkości?
Kilku (nastu) czytelników to osoby, których bym nie poznał, gdybym nie zaczął się dzielić swoimi pasjami. Zaczęliśmy jeździć razem i osobno, ale wiedziałem, że są gdzieś podobnie zwariowani ludzie, tacy jak ja, a że góry mam w zasięgu ręki (nogi) więc na rowerze nie poprzestałem.
Nie jestem pierwszym ani ostatnim, który zachęca innych do czynnego trybu życia i jak już napisałem, piszę, bo lubię a nie że muszę.

Teściowa "krytykuje" mnie, że ciągle przesiaduję przed monitorem zamiast np. oglądać wiadomości w TV. Zapytałem się jej po co?
Po to by żyć w ciągłej niepewności jutra, stresować się atakami terrorystów czy wściekać na polityków? Odpowiedziałem jej, że wolę robić coś co daje mi zadowolenie i radość, coś pożytecznego.
Nie stoję w miejscu grożąc palcem w kieszeni, że gdybym ja był na jego miejscu to bym zrobił z tym porządek.
Czyż komunikacja z innymi ludźmi nie jest najważniejsza? Wszędzie są ludzie, którzy potrzebują albo kogoś komu mogą się "wyżalić" albo lubią (potrafią) innych wysłuchać.
Stąd się wzięło moje "uzależnienie" do czata. Lubię sobie poklikać ot tak z kawą na biurku albo jedząc śniadanie, o którym się mówi, że nie miało by się przed komputerem, bo niezdrowo.
Od zawsze byłem uzależniony od ludzi wokół siebie. Nie jestem typem samotnika.
Czym więcej ludzi tym lepiej i to nie po to by zniknąć w tłumie albo stać się centrum zainteresowania.
Nie tak dawno, kiedy po raz kolejny poznałem nowe osoby podczas jakiegoś wymarszu w góry, stwierdziłem z uśmiechem, że już wiem dlaczego tak bardzo lubię poznawać nowych ludzi.
Mogę im opowiadać historyjki, które inni już słyszeli😀.

Blog ma to do siebie, że trafi do "słuchacza", który ma na to ochotę. A więc drogi czytelniku/czytelniczko o ile jeszcze nie zasnąłeś i dobrnąłeś/aś do samego końca, dziękuję ci, że jesteś.
Tym, którzy dali mi lepsze spojrzenie na życie, świat dziękuję szczególnie.
Bez was nie miało by to sensu. Mam tu na myśli "przyjaciół" z rowerowych i górskich wycieczek, autorów blogów czy osoby udzielający bezcennych rad dla tak zielonego w kwestiach html.
Napisałem "przyjaciół" w cudzym słowie, bo nie lubię nadużywać tego słowa, ponieważ na rangę prawdziwego przyjaciela zasługują tylko nieliczni, a jeśli nimi są, to wiedzą o tym doskonale.

1 Komentarze

  1. Dobrze wiedziałeś, że tu wejdę i się zarumienię :-D Bardzo mi miło, że jestem swego rodzaju inspiracją. W takich chwilach wiem, że TO MA SENS. To pisanie.
    Nie od parady wchodzę na Twój blog. Właściwie, trudno stwierdzić, od czego, jeśli nie od parady? Normalnie nie czytałabym blogu gościa, który jeździ na rowerze i to opisuje. Też jeżdżę na rowerze i nikt by tego nie czytał (choć może dla hecy, opiszę kiedyś swoją wyprawę? Codzienną.Do pracy?)
    Ten styl: "Jest mój i nie ma szans go zmienić," podoba mi się najbardziej :-D
    Ojtam ojtam, jakbyś chciał, to byś zmienił. Ale po co?! Z obawą myślę o tej ewentualnej zmianie. Podoba mi się takie pisanie! Takie bardzo otwarte, prawdziwe, trochę nieociosane.
    Jakoś podświadomie szukam blogów (może to zbyt wielkie wyrażenie. Nie mam w zwyczaju szukać blogów) prawdziwych. I o ile takie się z pewnością trafiają, to brak mi tego pierwiastka, który znajduję tu, u Ciebie; skupienie się na pozytywnej stronie życia. Tak jak napisałeś: po co poddawać się dzień w dzień, godzina w godzinę kontrollingowi złych wieści? Tak, jakby tylko z tego składał się świat. Tego mi bardzo brakuje na innych blogach; patrzenia na świat bez obawy, oraz bez bycia jedynie niemym obserwatorem, a kimś aktywnym, kto chce zmieniać świat, zaczynając od siebie :)

    OdpowiedzUsuń

Twój komentarz jest dla mnie bardzo ważny. Dziękuję.